piątek, 7 czerwca 2013

Stwórcy III

 
Ruda obudziła o świcie się przeciągając iście zwierzęco. Aren wstał sztywny i niewyspany. Zszedł na dół po śniadanie. Gospodyni na jego życzenie przygotowała chleb ze smalcem i owsiankę, a także spory kawałek ciasta drożdżowego i kawałek zimnego kurczaka.\
-Smacznego -rzekł podając lisicy jej porcje
Zjedli w milczeniu wsłuchani w deszcz. On siedząc na krześle, ona przykucnięta na łóżku. Ruda pochłaniała kurczaka i placek machając radośnie ogonem, Aren za to siedział strapiony. Stwórcy mieli jednak poczucie humoru! I to nie byle jakie... Pierwszy lepszy napotkany człowiek sprowadzi na nich kłopoty jeśli tylko ujrzy wysłanniczkę Aname.
-Przyniosę ci płaszcz, Skryjesz się, a gdy dojedziemy do miasta coś wymyślimy...
-Nie mam zamiaru nosić ubrań! -zjeżyła się
-A jak masz zamiar ze mną podróżować? Jak ktoś cie zobaczy uzna, że jesteś Otchłańcem.
-Ha! Czy wyglądam jak jedno z tych stworzeń?
-Nie, ale...
-No więc widzisz. Poza tym spokojnie-Aname dała mi część swej mocy. Potrafię udawać zwykłego lisa...
Mało było to pocieszające, ale co zrobić? Musiał zaufać swej bogini...
-Czym... Kim tak właściwie jesteś? I jak się do ciebie zwracać?
-Ja? Jestem lisem. Nie widać? -wykonała mu piruet przed nosem- I mów mi Ruda. Tak mnie przecież nazwałeś.
-Ale to było zanim stałaś się
-Kim? Wszak dalej jestem tym małym lisem. Tak przecież myślisz -uśmiechnęła się chytrze
Mina mu zrzedła. Czy ona?
-Tak słyszę twoje myśli. Te w nocy też słyszałam. Dawno nie miałeś samicy! -roześmiała się głośno- Spokojnie, nikt nie usłyszy. Rzuciłam czar...
Posłaniec podsumował wszystko w myślach... Za towarzysza podróży miał lisa przemienionego przez jego boginię, który czytał w myślach i rzucał czary...
-A jak...
-Jestem na mistrzowskim poziomie. Do arcymagów jeszcze brak mi wprawy, ale jestem silniejsza. 
Zapadła chwila milczenia, po której wyciągnął rękę.
-Właściwie... Mów mi Aren -rzucił nieśmiało
-... Ruda -uścisnęła mu dłoń kalecząc ją pazurami- Wybacz!
Rana zasklepiła się natychmiast
-Właściwie jestem ci winna podziękowania za uratowanie
-Nie ma o czym mówić... 
-Chciałeś wyjechać po deszczu... Bądź gotowy za godzinę...
Zrozumiał dopiero gdy załadował wóz zapasami kupionymi od właścicieli zajazdu. Ruda swoją mocą sprowadziła słońce. Gdy wrócił do pokoju zastał tylko zwyczajnego małego lisa siedzącego na posłaniu. Chciał wierzyć, że to było tylko przewidzenie, ale głos rozbrzmiewający w głowie mu na to nie pozwolił
-Nie zwlekajmy! I nie chowaj tych miodowych bułek, jestem głodna! -usłyszał
Lis ziewnął i w paru susach znalazł się na ramieniu chłopaka. Nie omieszkała go polizać po policzku i ugryźć w ucho by się pośpieszył. Ruszyli dalej wśród parującej wody i ciepłym promieniom słońca...
-Mogłaś nie przesadzać... Jest początek jesieni -rzucił gdy oddalili się od karczmy
Odpowiedział mu tylko śmiech i mlaskanie lisiego pyska.



Przepraszam za jakość i długość notki... A jakby kto pytał to tak wygląda Ruda, z tym że jest ruda... Serdeczna Tarcza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz