piątek, 28 czerwca 2013

Na Anne M. 2/2 [+18]

Uwaga!  Tu są sceny...



Nim się zorientowali, nadeszła sobota. Około piętnastej dziadkowie wyszli na ślub syna przyjaciół, stąd Bartek miał wolną chatę do okolic niedzielnego południa. Od rana sprzątał mieszkanie, co nie zdziwiło specjalnie domowników, gdyż należało to do jego cosobotnich obowiązków. O siedemnastej wyszedł na pętlę tramwajową, by odebrać stamtąd Annę Marię. Po drodze zakupił dużą, bordową różę. Wczesnojesienna pogoda była dość łaskawa, toteż mijał sporo spacerujących par. Dotarł na miejsce akurat w chwili, gdy wysiadała z tramwaju, trzymając w ręce małą, prostopadłościenną torbę podróżną. Przywitali się, po czym wręczył jej kwiatka. Na twarzy dziewczęcia pojawił się rozbrajający uśmiech, który ujrzał na pierwszym zdjęciu, które od niej dostał.
-Za każdym razem chcesz witać mnie kwiatkiem?
-Wolałbym pocałunkiem. – odparł śmiało, na co zareagowała muśnięciem wargami policzka chłopaka.
-Na nic więcej nie licz. – skwitowała.

Wziął od niej bagaż. Nie spieszyło im się do mieszkania Bartka, toteż zamiast podążyć najkrótszą drogą, wybrali spacer przez park poprzecinany rzadką siecią alejek. Delikatny wiatr strącał pod ich nogi co słabsze liście z drzew, a słońce zaczęło zmierzać już do kresu swej wędrówki po widnokręgu. Do celu dotarli na chwilę przed osiemnastą. Pomógł jej zdjąć kurteczkę, po czym zaparzył aromatycznego Earl Greya, do którego podał upieczony przez siebie sernik. W międzyczasie zaczęli seans- na ekranie komputera ruszyła Drużyna Pierścienia, by pokonać Mrocznego Pana, Saurona.

Gdy już położyli się na sofie wyciągniętej w kierunku ekranu, zwrócił uwagę na wygląd swej towarzyszki. Jasnoniebieski sweterek z wysokim, podwijanym kołnierzykiem pasował do jej oczu, natomiast spódniczka w kolorze ecru i brązowe rajstopy nawiązywały barwami do pasemek Marysi. Ukradkiem spoglądał na podnoszące się i opadające w rytm oddechu piersi otulone miękkim materiałem, na drgający pod wpływem emocji wydatny brzuszek świadczący o typowo kobiecej słabości Ani do słodyczy. Pierwsza część Władcy Pierścieni okazała się strzałem w dziesiątkę- dziewczyna znalazła jego dłoń podczas pościgu Nazguli za hobbitami przez Shire, a po walce na Wichrowym Czubie leżała już tuląc głowę do jego torsu i obejmując go jedną ręką. Chłopak w odpowiedzi objął przyjaciółkę, kładąc rękę na jej biodrze.

Gdy film dobiegł końca, Anna Maria bliska była oddaniu się w objęcia Morfeusza, ale szybko otrząsnęła się z uporczywej senności.
-Wiesz co, chyba odświeżę się kąpielą. Tylko nie zaczynaj oglądać beze mnie. – przestrzegła.
-A kto ci umyje plecy? – spytał, gdy już widział jej smukłe plecy, zgrabną pupę i seksowne nogi, zanim ze swą torbą znikła w łazience.
-Jeszcze pomyślę. – odpowiedziała, zanim usłyszał , jak zamykają się za nią drzwi.
Nie mając nic lepszego do roboty, zaczął szperać po internecie. Poodwiedzał uczęszczane fora dyskusyjne, przy okazji załączył pościelówki z lat 80. na tyle głośno, by Ania słyszała je w łazience. Po chwili usłyszał pukanie w drzwi.
-Ile mogę cię wołać? – krzyczała zza drzwi.

Niespiesznie udał się do łazienki, uprzednio zgłaśniając jeszcze muzykę. Wkroczył do enklawy, gdzie pod wpływem gorąca zrosiły się płytki i zaparowało lustro, a w powietrzu unosił się świeży zapach wiosennych kwiatów. W wannie leżała ona. Pomimo, że z grubej warstwy piany wystawały tylko jej ramiona i głowa, skrzyżowała ręce na piersiach, zasłaniając je dłońmi. Pochyliła się do przodu, demonstrując piękne, nieskazitelne plecy. Była cała zarumieniona, chociaż Bartek nie wiedział, czy z gorąca, czy ze wstydu.
-Bierz się do dzieła, tylko bez głupich żartów. – zastrzegła.

Podkasał rękawy i usiadł na krawędzi wanny. Miał idealny widok na Marysię. Zmoczył dłonie i zmył pianę z jej pleców. Chwycił za żel pod prysznic, roztarł go w rękach i delikatnie, kolistymi ruchami obu dłoni symetrycznymi do linii kręgosłupa naniósł go na jedwabistą skórę. Nie oparł się również ramionom Ani, które zaczął masować zdecydowanie, aczkolwiek z wyczuciem. Z ust dziewczyny wydobył się pomruk zadowolenia, który zaskoczył nawet ją. Wzdrygnęła się i ponagliła Bartka:
-Kończ już, piana się rozpuszcza.
Niezrażony chłopak przeniósł ręce z powrotem na plecy przyjaciółki, kierując je coraz niżej i niżej, aż włożył je do wody. Gdy dotarł poniżej krzyża, potarł opuszkiem palca miejsce, gdzie zaczynają się pośladki i leży kość ogonowa. Dziewczę ponownie drgnęło i tym razem zachichotało.
-Nie rób mi tak, to łaskocze.

W odpowiedzi przeciągnął paznokciami po jej kręgosłupie aż do karku. Pod wpływem elektryzującej pieszczoty zaczerpnęła głęboko powietrza i dostała gęsiej skórki. Wrócił do mycia jej pleców.
-Chyba naprawdę wynajmę cię jako osobistego masażystę. Będziesz mył mi co wieczór plecy i masował stopy.
-A jak to zrobię, kiedy masz u siebie kabinę prysznicową?
-Coś wymyślę. W ostateczności mogę być w bikini.
-Przed dziewczynami też się tak wstydzisz?
-One to co innego, przecież każda ma to samo.
-Ale one nie zabawiają ciebie tak, jak ja.
-A skąd wiesz?
-Chciałbym to zobaczyć.
-Jak ci się przyśni, to zobaczysz.

Podczas dyskusji dokończył dzieła i czuł, że jego obecność tutaj nie jest zbyt pożądaną, ale nie tracił rezonu.
-Może umyć ci włosy?
-Wiesz, że nawet chętnie?
-No to zamknij oczka i zdaj się na mnie.
Złapał za słuchawkę i nastawił odpowiednio ciepłą wodę, po czym pochylił się nad Marysią i zmoczył jej niezbyt długie włosy. Przy okazji po kryjomu usuwał zasłaniającą jej ciało pianę. Gdy czupryna Ani pokryła się pianą, Bartek zaczął przebierać w niej palcami obserwując jednocześnie odsłonięte pośladki zanurzone w zielonkawej od olejków wodzie. Podczas zabiegu łączył delikatny masaż ze zdecydowanym szorowaniem. W kilka minut Anna Maria była do końca odświeżona i pachnąca.
-Dzięki, możesz już wyjść. – stwierdziła, gdy zmył pianę z jej głowy.
-Liczę na rewanż.
-Ok, ale po drugiej części filmu.

Czekał dziesięć minut. Gdy już wyszła z łazienki, zrobiła na nim powalające wrażenie. Świeżo umyte i wysuszone włosy układały się swobodnie, dodając jej twarzy specyficznego uroku. Piżamkę stanowiła zwiewna koszula z krótkimi rękawkami w jasnoniebiesko-białe kratki i nie sięgające nawet połowy ud spodenki w ten deseń. Jednocześnie wraz z nią do pokoju wkroczyła woń jaśminu i aloesu. Czekała już na nią herbata z miodem i cytryną. Nic nie stało na przeszkodzie do kontynuowania seansu. Niestety, podczas filmu nie miał okazji obcować z nią tak bezpośrednio, jak do tek pory. Opatuliła się miękkim kocem z dwoma kociakami jako wzorem, a jej głowa cały czas spoczywała na ramieniu przyjaciela. Objął ją, ale nie miał żadnej możliwości wsunięcia dłoni w kocyk.

Zanim skończyły się Dwie Wieże, dobiegła pierwsza w nocy. Rozleniwiona para długi czas wpatrywała się w czerń na monitorze. W końcu ruszył się pod pretekstem zaparzenia kolejnej herbaty. Gdy nastawił wodę, Ania weszła do kuchni. Znów tylko w swojej piżamce. Usiedli po dwóch stronach stołu czekając, aż zagwiżdże czajniczek z wrzątkiem.
-Może jeszcze jabłecznika? – zaproponował.
-Z przyjemnością, jest przepyszny.
Podczas krojenia ciasta doszło do niego narzekanie zza pleców:
-Jak zwykle zapomniałam szlafroka... Znalazłoby się coś ciepłego dla mnie?
-Dla ciebie wszystko. – odparł żartobliwym tonem.
Po zagotowaniu wody poczekał, aż zaparzy się herbata, podał Marysi nocny deser, po czym udał się do pokoju. Chwilę później wrócił z rozpinanym swetrem pod pachą. Stanął za nią i pochylił się, otulając dziewczynę miękkim, ciepłym materiałem. Gdy jego twarz znalazła się przy uchu Ani, wyszeptał:
-Pamiętaj o rewanżu. - po czym poszedł do łazienki.

Szybko napuścił pół wanny wody i wskoczył do niej omal nie zalewając całego pomieszczenia. Umył się błyskawicznie, po czym zawołał Anię. Weszła po kilkunastu sekundach.
-Zobaczę, jak umiesz się odwdzięczyć.
-Tylko nie rozpłyń się w moich dłoniach. – zażartowała.
Wzięła gąbkę i zmoczyła jego plecy, a następnie naniosła żelu pod prysznic na chropowatą stronę i zaczęła kolistymi ruchami pocierać mokrą skórę. Gąbka szybko zaczęła się pienić, a wraz z nią plecy chłopaka.
-Pewnie koleżankom też myjesz plecy.
-Po czym wnosisz?
-Sprawnie ci to idzie, może przeprowadzę się do ciebie. Oboje nie będziemy mieli kłopotów z wzięciem prysznicu.
-Mogę kupić ci pocieraczkę z opcją montażu gąbki.
-A maszynę do masażu też mi kupisz?
-Nie było mowy o żadnym masażu. Poza tym kiepska w tym jestem.
-Ja też.
-Akurat! Moimi stopami zająłeś się profesjonalnie.
-Bo to mój fetysz.
-O, ty świntuchu! – zaśmiała się i pacnęła go ręką z gąbką w ramię.
-Chcesz się bić? – zażartował i obrócił się do niej, chwytając za wolną rękę, którą podpierała się o ścianę. Zachwiała się na krawędzi, na której siedziała i wpadła do wody, mocząc się od stóp do głów.
-Patrz, co narobiłeś! – krzyknęła na niego.
-Nie ja zacząłem. – zachichotał. Siedział plecami do niej i w związku z jej obecnością w wannie nie miał zbytniej możliwości odwrócenia się, co dyskwalifikowało dalszy rozwój sytuacji.
-Gdzie ja się teraz przebiorę? – załamywała ręce.
-Możesz wyjść i się wysuszyć, a potem iść do pokoju po suche ubrania.
-Będę wyglądała jak jakaś miss mokrego podkoszulka.
-No to się rozbierz.
-Przy tobie?! – udawanie oburzenia nie wyszło jej, sytuacja widocznie nie była dla niej tak niezręczna, jak to demonstrowała.
-Nie będę patrzył. Obiecuję.
-Nawet nie próbuj, bo cię zabiję. Uwaga, wychodzę!

Usłyszał chlupot, po którym spadł poziom wody w wannie
-Tylko się nie odwracaj! – przestrzegła.
Usłyszał wodę wpadającą ciurkiem do wanny za jego plecami; musiała wyżymywać jakąś część garderoby. Po chwili ciszy znienacka założyła mu na głowę przemoczone spodenki.
-Zaraz je zdejmę i założę ci z powrotem. – zagroził z uśmiechem na ustach.
-Nie było umowy, że nie mogę cię dotykać. – odparła, po czym wyszła z łazienki, ciskając w niego swetrem i koszulką przed zamknięciem drzwi.
Ledwie wyszła, wyskoczył z wody i zaczął energicznie się wycierać. Powiesił piżamę Ani na grzejniku służącym za wieszak na ręczniki. Ustawił pełną moc, założył długie spodnie (bluzki dodanej do kompletu nie używał) i wyszedł.

Czekała na niego leżąc już zawinięta w ręcznik.
-Nawet na to nie licz, że stąd wyjdę, mam na sobie tylko bieliznę.
-Spokojnie, gdy skończy się film twoja piżamka będzie już sucha. – pocieszył przyjaciółkę.
Oglądali Powrót Króla w niezmienionej pozycji: ona opierała głowę o jego ramię, on ją obejmował. W momencie śmierci Theodena poczuł wilgoć na skórze, Anna Maria uroniła kilka łez. Instynktownie przygarnął ją do siebie i pocałował w pachnącą głowę. Chwilę później rozpętała się batalia na polach Pelennoru i zajęli się oglądaniem filmu. W zasadzie to ona oglądała, ponieważ widziała Władcę Pierścieni tylko w kinie, zaś on przypominał sobie każdą część średnio co miesiąc.

Seans skończył się w okolicach piątej nad ranem. Ania poszła do łazienki przebrać się w piżamę (oczywiście przed wzrokiem Bartka chronił ją koc), a chłopak w tym czasie zasłał dla niej sofę i rozłożył dla siebie łóżko polowe. Bez dalszych dyskusji poszli najzwyczajniej w świecie spać.

Około dziewiątej obudził go hałas za oknem. Spojrzał na Annę Marię- spała kamiennym snem. Jej widok wzburzył krew w młodzieńcu- leżała na brzuchu z jedną nogą podkurczoną tak, że nogawka spodenek podciągnęła się, odsłaniając krocze dziewczyny. Nie namyślając się wiele przysiadł koło niej, zbliżył twarz do nagiej muszelki i pocałował ją. Po chwili dziewczyna zerwała się ze snu i rozejrzała zdezorientowana dokoła, napotykając siedzącego u swych stóp Bartka z pytającą miną.
-Nie chcę.
-Wstydzisz się?
-Po prostu nie chcę.
-Jeśli się wstydzisz, to możemy spróbować pod kołderką.
-Nie, nie o to chodzi... Nikt mnie tak jeszcze nie pieścił... I niech tak zostanie.
-Chociaż pięć minut i pod kołdrą, przestanę jeśli będziesz kazała. Nie masz nic do stracenia.
-Sama nie wiem...
-Przez cały czas wszystko do tego zmierzało. Nie daj się prosić. Pytam ostatni raz: chcesz czy nie? Jeśli odmówisz, nie będę dalej nalegał.
Nastała niezręczna cisza. Po kilkunastu sekundach Bartek ponowił pytanie.
-No i...?
Ania uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek stojący przy komputerze.
-Uciekło ci już pół minuty.

Położył dłonie na jej ramionach, spojrzał przyjaciółce w oczy i pocałował pierwszy raz od ostatniego spotkania. Starał się przelać w ten gest całą swoją żywioną do niej namiętność, a i ona nie była dłużna. Wpili się w siebie tak mocno, że z jego wargi zaczęła lecieć krew. Nie przestając całować rozpiął naprędce jej koszulkę i rozchylił ją, ujmując lewą ręką niewielką, jędrną pierś. Druga dłoń błądziła już po udach kochanki. Do tej pory całowali się na siedząco, ale szybko położyła się ciągnąc go za sobą. Teraz mógł całkiem swobodnie zsunąć jej spodenki. Pogładził wierzchem dłoni wzgórek łonowy, którego włoski przycięte były w zwężający się ku dołowi i kończący w połowie trapez. Oderwał się od ust Anny Marii i podążył nimi w dół jej ciała, zasypując pocałunkami szyję i dekolt. Przyssał się do jej piersi, że aż pisnęła. Małe, brązowe sutki stwardniały w mgnieniu oka. Dłońmi błądził po udach i pośladkach, wywołując dreszcze delikatnym drapaniem miękkiej skóry, pod którą napięły się w oczekiwaniu na pieszczoty wszystkie mięśnie. Zdjął z niej definitywnie spodenki, dzięki czemu mogła zapraszająco rozsunąć nogi.

Podążył dalej ustami, lecz tym razem do akcji wkroczył też język. Łaskotał nim targany spazmami brzuch; po chwili ruszył dalej. W tym momencie zdecydowanym ruchem narzuciła na niego kołdrę, zasłaniając się od pasa w dół. Poczuł dwie dłonie łapiące go za włosy i pchające w dół, ku kroczu. Zanim przystąpił do dzieła, wycałował wewnętrzne części ud, pachwiny i wydepilowaną część wzgórka. Ponownie pocałował muszelkę pachnącą aloesem. Dopiero po kilku pocałunkach wysunął język i przebiegł nim po całej szparce. Powtórzył czynność, wsuwając do niej koniuszek języka. Pocałował nabrzmiałą łechtaczkę i wsunął w Anię tyle języka, ile zdołał. Jęknęła. Poruszył nim kilka razy do góry i na boki, po czym wysunął i wtargnął jeszcze raz. Jedna z jego dłoni zaczęła masować i ugniatać pierś dziewczyny. Oderwał od niej usta i poślinił palec wolnej ręki, którym zaczął masować odbyt partnerki. Kontynuował pieszczoty oralne, zwracając szczególną uwagę na malutki punkcik jej ciała, który potencjalnie mógł dostarczyć tyle rozkoszy. Drażnienie językiem poprzedził długi pocałunek, podczas którego zasysał to słabiej lub mocniej. Czubkiem palca wchynął do nawilżonego odbytu. Zajęta piersią dłoń zawędrowała niżej i rozchyliła nieznacznie wargi Marysi, co dało mu możliwość bardziej dogłębnego zanurzenia się w kobiecości partnerki. Tkwiący między pośladkami palec pracował w tym samym rytmie, co język.

Zdecydowanie jej się podobało, co miarkował po szybkim, głębokim oddechu i nie tłumionych jękach. Zwieracze w obu dziurkach pulsowały powoli, co dopingowało go do dalszych pieszczot. Nie zapomniał o swych pięciu minutach i w najmniej oczekiwanej dla niej chwili zrzucił kołdrę na ziemię i przerwał swą czynność. Ujrzał ją z piersiami w dłoniach, zarumienionymi policzkami i dekoltem oraz językiem błądzącym po wargach.
-Proszę, nie przestawaj. – wyszeptała łamiącym się głosem.
-Minęło pięć minut.
-Ale chcę więcej...
-A może sama dokończysz? Jak widzę, świetnie sobie radzisz.
-Eee... – nie wiedziała, co powiedzieć, dopóki nie spojrzała na jego piżamę, która w jednym punkcie nadzwyczajnie odstawała od ciała. – Ale ty też.
Tu go miała.
-No dalej, bo sama ściągnę ci te portki.
Wyraźnie speszony zsunął spodnie pokazując jej członka w pełnej erekcji. Uśmiechnęła się, usiadła i pociągnęła do siebie. Położyli się koło siebie, jakby znów oglądali film. Chwyciła jego rękę i przysunęła do swojej muszelki, a następnie chwyciła penisa i zaczęła powoli masturbować kochanka. W odpowiedzi wsunął w nią dwa palce i zwilżywszy je w pulsującym, napalonym wnętrzu dziewczyny, przywarł nimi do łechtaczki.

Pieścili się nawzajem, każde w innym tempie. Nie pozwoliła Bartkowi przyglądać się temu widowisku, bo doprowadziła do kolejnego spotkania się ich ust. Minuta goniła minutę, a oni trwali przytuleni do siebie, całujący i zaspokajający jedno drugie. Siłą rzeczy doszedł pierwszy. Nasienie trysnęło na jej dłoń i jego podbrzusze, a przeżyty orgazm na dłuższą chwilę odebrał mu ochotę do działań. Anna przejęła więc inicjatywę i po chwili zorientował się, że pieści dziewczynę kierowany przez jej rękę. Sponiewierane przez jej zęby usta ponownie spotkały się z zaniedbanymi od dłuższego czasu sutkami.

Porzucił jakiekolwiek subtelności. Ssał, gryzł i całował namiętnie nabrzmiałe piersi, wyrywając dłoń spod komendy Ani, by wsunąć w nią dwa palce i dostarczyć szybkich, intensywnych doznań. Nie pozostało jej nic innego, jak rozrzucić ręce na boki i czekać na finisz. Nie przeszkadzało jej, że jęki słyszy pewnie cała klatka. Właśnie zbliżała się do szczytu i nic innego jej nie interesowała. Gdy wygięła się w pałąk, wyjął z niej palce i położył płaską dłoń na pulsującej muszelce.

Wzięła szybki prysznic, a on w tym czasie ogarnął mieszkanie. Gdy sam zniknął w łazience, Ania spakował się i przygotowała do wyjścia. Odprowadził ją na przystanek. Żegnali się o wiele wylewniej, niż witali. Na widok nadjeżdżającego tramwaju ponownie pocałowali się do utraty tchu.
-Kocham cię. – wyszeptała do niego tuż przed rozstaniem.
-To bardzo dobrze... Bo ja ciebie też.

Na Anne M. 1/2 [+18]

To serio jest dla starszych użytkowników! Dzieci do spania!

Wyskakująca na Gadu-Gadu wiadomość wyrwała Bartka z letargu. Najechał kursorem na „chmurkę” nad zegarem systemowym i otworzył okienko rozmowy. Krótkie „Cześć” już na starcie zniechęciło go do rozmowy. Dostawał dziesiątki takich wiadomości od dziewczyn, które znajdowały do w Katalogu publicznym. Postanowił jednak rozerwać się chwilę i spróbować nawiązać konwersację z dziewczyną (jak mniemał, gdyż anonimowy facet raczej by do niego nie napisał). Krótkie „Hej” poszło w eter. Cisza przez kilka minut. „Dobra, olać to”, pomyślał, po czym wyłączył okienko rozmowy i wrócił do poprzedniego zajęcia. Zmaksymalizował Worda i zabrał się do pisania. „Dziedzictwo praprzodków”, tak zatytułował swoją powieść. Mało ambitna nazwa dla debiutanckiej książki maturzysty z technikum, ale miał nadzieję znaleźć wydawcę i pokazać się szerszej publice. Do tej pory pisywał historie umieszczane w portalach z fantastyką i zbierał nie najgorsze recenzje; postanowił więc chwycić za laptopa i w przerwach od męczenia się z lekturami, angielskim, matematyką, historią i wiedzą techniczną potrzebną do egzaminu zewnętrznego realizować się twórczo. Szło mu nieźle, z zakładanej tetralogii ukończył już dziesięć rozdziałów pierwszego tomu. Dumania nad własną przyszłością literacką przerwała kolejna wiadomość. Ten sam numer. „Czy Ty jesteś TYM Bartoszem Zielińskim?”. Dziwne pytanie. Jasne, że tak.

- Tak, to ja. Czym mogę służyć? – nadał wypowiedzi oficjalny ton; przecież nie wiedział, któż to czeka po drugiej stronie.
- Tym od „Zakonu” i „Siedmiu Zbrojnych Mórz”?

Zatkało go. Pewnie trafił na wielbicielkę swej twórczości, i to nie byle jaką, skoro znała jego sagę pisaną po angielsku dla fantasy.com. „Zaraz, zaraz” – zganił siebie w duchu – „Przecież to jeszcze nie świadczy, że jest moją fanką”. W sumie pierwszy raz ktoś do niego napisał w związku z jego działalnością literacką. Cóż, widocznie staje się popularny.
- Tak, to ja napisałem te sagi.
- W takim razie miło mi poznać. Ania jestem. Albo jak wolisz, Marysia. Anna Maria, krótko mówiąc.
- Cieszę się, że napisałaś. Jak podobają Ci się moje opowiadania?

Dopiero po naciśnięciu Enter Bartek zdał sobie sprawę, jaką palnął głupotę. Trochę nieskromnie to wyszło, ale cóż, trzeba się cenić. Najwyżej go oleje.
- Świetna jest. Szczególnie Ciernie. Piszesz coś teraz?
- Tak. Książkę.
- No co Ty?! Kiedy wyjdzie?
- Jeszcze nie wiem. Uczę się do egzaminu zawodowego, pisuję tylko od czasu do czasu.
- To chyba młody jesteś.
- No tak, dziewiętnaście lat, ale już prawie dwadzieścia.
- Ja mam dopiero co skończone dziewiętnaście.
- Bardzo lubisz fantasy? Z autopsji wiem, że niewiele dziewczyn to kręci.
- W sumie też nie bardzo lubiłam do niedawna, ale jak przeczytałam Twoje opowiadania, to mi się odmieniło. Mam pytanie.
- Dawaj.
- Czy Bartosz_Ziolo to Twój stały nick w necie?
- Mhm.
- Czyli „Wichry niespokojne” to też Twoje dzieło?

Zatkało go. Napisał kiedyś serię opowiadań erotycznych osadzonych w klimacie fantasy i w zasadzie już o niej zapomniał. Zdziwił się, że ktokolwiek pamięta te niezgrabne bohomazy zagubione w czeluściach internetu.
- Tak, moje.
- Bo wiesz... Widziałam u chłopaka na pendrivie i było podpisane Twoim nickiem, ale nie dał mi przeczytać. Co tam jest?

Moment skupienia myśli... Jeśli napisze prawdę, może skończyć rozmowę. „A co mi tam, raz kozie śmierć”.
- To są opowiadania erotyczne.

Cisza. Dała mu spokój? Po kilku minutach poświęconych na próbę powrotu do wątku w powieści znajomy sygnał.
- Co? – jedno słowo i emotka wybałuszonych oczu.
- No, opowiadania erotyczne. Nigdy żadnego nie czytałaś?
- No nie... I co tam jest?
- A, taka tam historyjka. Koleś walczy ze złem i przy okazji trochę sobie chędoży.
- To też jest fantasy?
- W zasadzie tak. Stosunki wplotłem tylko po to, żeby można było zaklasyfikować pod opowiadanie erotyczne, bo mogłaby to być samodzielna, „grzeczna” historia.
- No to może przeczytam. Słuchaj, muszę lecieć. Pa.
- Narka.

Trochę zdziwił go „buziak” na końcu, ale postanowił nie zawracać sobie tym głowy. Jednakże już po kilku godzinach odbyli kolejną rozmowę. Zaczęli regularnie ze sobą pisywać. W międzyczasie Ania pokłóciła się z chłopakiem o opowiadania Bartka i zerwała z nim. Sam czytywał „zboczone wynurzenia napaleńca”, ale o to samo miał pretensje do swej lepszej połowy, co pachniało zaborczością na kilometr i Marysia postanowiła zakończyć związek.

Zawiązana w drugiej połowie maja znajomość coraz bardziej się zacieśniała. Dyskutowali na każdy temat, na jaki przyszła któremuś z nich ochota. Muzyka, literatura, plany na przyszłość, rodzina, w małym stopniu szkoła średnia, którą oboje dopiero co ukończyli. Słuchała namiętnie Bryana Adamsa, zaś on metalu. Wymieniali się ulubionymi kawałkami, przy czym Bartosz prezentował jej głównie ballady, których akompaniamentem bywały gitary akustyczne, klawisze lub nawet orkiestra symfoniczna. Jednocześnie sam znał i doceniał twórcę słynnych pop-rockowych pościelówek. Literacko też się dobrali- oboje preferowali prozę i to raczej taką, w której coś się dzieje, niekoniecznie fantasy. O dziwo, plany na przyszłość też mieli niemal identyczne. Studia- Anna na uniwerku, Bartosz na politechnice. Co do kierunków zaszła już spora rozbieżność- ekonomia i informatyka, dwa popularne w początkach dwudziestego pierwszego wieku fachy. Jedynie miejsca zamieszkania im nie pasowały, gdyż mieszkali prawie sto kilometrów od siebie. Poznań i małe miasteczko koło Międzyrzecza. Na szczęście po rozpoczęciu studiów miała zamiar zamieszkać na stancji, więc przeniesienie znajomości do realiów codzienności nie powinno być trudne. W zasadzie on też pochodził z małej miejscowości, ale na czas nauki w szkole średniej zamieszkał u dziadków i już dogadał się, że może zostać na studia.

Po kilku tygodniach wymienili się zdjęciami. Ujrzał ją w kreacji ze studniówki podczas przyozdabiania jakąś wstążeczką. Włosy koloru ognia sterczały małymi kosmykami, zaczesane w większości na prawą stronę. Szaro-niebieskie oczy schowane pod okularami w brązowych, lakierowanych oprawkach patrzyły na niego puszczając przyjacielskie iskierki. Małe usta szczerzyły się w wąskim uśmiechu odsłaniającym jedynie górny rząd równych ząbków. Gładka, jasna cera uwydatniała ciemne, wąskie brwi i dołeczki w policzkach. Naga szyja spływała na odsłonięty dekolt, który był nie mniej nieskazitelny od aparycji dziewczęcia. W płatkach uszu błyszczały małe kolczyki z diamencikiem, a całości dopełniała czarna suknia uszyta z koronki. Od razu urzekł go uśmiech koleżanki, czego nie omieszkał okazać przy najbliższej rozmowie. Równocześnie wysłał jej swoje zdjęcie. Niski chłopak rasy aryjskiej w okularach z chromowanymi oprawkami. Włosy, podobnie jak w jej przypadku, mniej więcej do brwi. Blada cera i ostatnie podrygi trądziku.

Po odebraniu wyników matur oboje skakali do nieba z radości. Po przebrnięciu przez proces rekrutacyjny znaleźli się gdzieś pośrodku list w swoich grupach. Bez fajerwerków, ale budziło nadzieje na utrzymanie się choćby przez pierwszy rok.

Niestety, po dostaniu się na politechnikę musiał wyjechać. Już w kwietniu załatwił sobie pracę w Niemczech i teraz, gdy nowa znajomość przywiązywała go do miejsca pobytu, decyzja stanowiła dla niego nie lada problem. Postanowił dochować wcześniej zawartej umowy i w połowie lipca wsiadł w pociąg relacji Poznań - Berlin. Przez dwa miesiące byli skazani na sms-y, które pisywali sporadycznie, kilka w tygodniu. Na szczęście pracodawca okazał się słowny i uczciwy, więc Bartosz nie trafił na czarny rynek, lecz plantację owoców. Zamieszkał w jednoosobowym pokoju i nie miał na co narzekać. Odbębnił swoje i wrócił do kraju bogatszy o dwa tysiące euro wysłane wcześniej dla bezpieczeństwa na konto rodziców i kilka płyt, których w Polsce nie dostałby bez nadzwyczajnego szczęścia i lustrowania godzinami Allegro. W zasadzie zarobek z wakacji pozwalał mu wieść całkiem udane studenckie życie przez cały rok tym bardziej, że nie miał żadnych opłat poza sieciówką na komunikację miejską, telefonem i internetem.

W kraju znalazł się w połowie września. Szybko wywiedział się o potrzebne na studia bibeloty i podręczniki, przewalutował oszczędności (z gazet dowiedział się, że euro może polecieć w dół) i zainstalował się ponownie u dziadków. Tego samego dnia nawiązał ponownie kontakt z Anią, która znalazła już sobie lokum, ale w dzielnicy po drugiej stronie miasta. Nie mieli czasu na spotkanie, gdyż „wprowadzka” nastąpić miała dopiero w przededniu inauguracji roku akademickiego. Także później nie było sposobności, gdyż drużyna z roku na politechnice szybko się zgrała i pierwszy tydzień upłynął chłopakowi pod znakiem wódki i kaca. W kolejnym tygodniu załatwiał sobie notatki z przespanych zajęć, na których był gwoli frekwencji i z żadnego innego powodu. W tym momencie okazało się, jak wielki wpływ na Bartka ma znajoma. Szybko postawiła go do pionu (potrafiła go przekonać do wszystkiego i podsuwała pomysły z takim świetnym efektem iż później mniemał, że to on na nie wpadł) i niedoszły student-leser przekształcił się w pilnego ucznia, jakim był za czasów technikum.

Pewnego październikowego popołudnia odbyła się jakże brzemienna w skutki rozmowa.
- Hej. – odezwała się, widząc jego status „dostępny”.
- Witam.
Przy powitaniu wymienili się buziakami („:*”) i przeszli do właściwej rozmowy.
- Mam sprawę.
- Dawaj.
- Bo chodzi o to, że tam, gdzie wynajmuję pokój, mieszka taki jeden Kacper. I on chyba chce mnie poderwać, ale ja nie jestem nim zainteresowana.
- I jaki to ma związek ze mną?
- Bo on chyba sobie nie da ze mną spokoju, więc może mógłbyś przyjechać i poudawać mojego chłopaka?

Zatkało go. Gdzieś tam w głębi duszy skrywał oczywiście pragnienie czegoś więcej, niż przyjacielskiego spotkania się z nią w realu, ale nie przypuściłby, że sposobna sytuacja sama się przydarzy. Serce zabiło mu szybciej, poczuł także uderzenie ciepła. Niby nic, a jednak wreszcie mieli się spotkać. Umówili się na najbliższy czwartek, najdogodniejszy termin dla obojga.

W dniu spotkania chodził podenerwowany, a wykłady dłużyły się w nieskończoność. Ulubiona matematyka stała się jednym z wielu nudnych przedmiotów, na angielskim „odrobił pańszczyznę”, programowanie upłynęło mu pod pisaniem symulatora wyświetlającego słowa „miłość”, „przyjaźń”, „obojętność” i „nienawiść” w zależności od wyniku rzutu kością czterościenną. Za dobry znak poczytał sobie, że większość wyników wskazywało na „przyjaźń”. Na kości wypadała więc dwójka, a do kajetu również omal nie poleciało dwa za niewykonanie zadanego ćwiczenia. Sam nie wiedział, czy się zakochał, czy nie. Pewnym był tylko, że na pewno Anna Maria nie pozostawała mu obojętną.

Umówione na osiemnastą spotkanie na przystanku tramwajowym koło jej mieszkanka zbliżało się wielkimi krokami. Założył swoje ulubione dżinsy i jasnobrązowy, rozpinany sweter. W drodze na przystanek tramwajowy słuchał na odtwarzaczu mp3 quasi-balladę Demons & Wizards „Down Where I Am" śpiewaną z ekspresyjnym bólem w głosie przez Hansiego Kurscha.

I dont wanna hold you,
I dont wanna see you,
Even birth can bear disgrace.
I dont wanna hold you,
I dont wanna see you,
Or even the smile upon your face.

Kierując się na tramwaj linii cztery wstąpił do kwiaciarni i zakupił piękną, pąsową różę. Cóż, oficjalnie była to konspiracja nastawiona na spławienie Kacpra, nieoficjalnie chciał sobie zdobyć sympatię przyjaciółki już na starcie znajomości i dać upust swym romantycznym wyobrażeniom. W drodze do niej spotkał kolegę ze swej byłej klasy technikum. Podali sobie ręce i rozpoczęli krótką konwersację, gdyż Bartek za dwa przystanki miał wysiąść.
- Do laski jedziesz? – skomentował widok kumpla Darek.
- To się jeszcze okaże... – westchnął chłopak, po czym podrapał się po potylicy.
- Już rozpracowana?
- Aż tak dobrze to nie mam.
- Widzę, że próbujesz „na dobrego”? – określił metodę podrywu przyjaciel po dostrzeżeniu róży w dłoni Bartka.
- He he, trzeba się pokazać. – pochwalił się pytany.
- A co porabiasz? Pracujesz czy studiujesz?
- Na polibudę się dostałem, a o siano się nie martwię, bo byłem w Niemczech we wakacje.
- No to nieźle. Ja prowadzę z ojcem interes na Allegro i wychodzę parę tysięcy a miesiąc do przodu, a może niedługo będzie lepiej.
- To nie dla mnie, nie mam czasu na ślęczenie przed komputerem i sprowadzanie towaru z Chin. O, mój przystanek chyba.
Pożegnał się z Darkiem i wyszedł. Po chwili zadzwonił telefon.
- Hej, gdzie jesteś? – ciepły głos Ani odbił się szerokim echem w jego głowie.
- No wysiadłem już z czwórki, a co?
- Bo przejechałeś przystanek.

Zmieszał się, ale szybko odzyskał rezon.
- Dobra, spoko, to już się cofam.
- Nie ma sprawy, spotkamy się w połowie drogi.

Po odłożeniu telefonu omal szlag go nie trafił. Mała kompromitacja na sam początek, ale cóż. Jak ktoś kiedyś powiedział: „Mężczyzny nie poznaje się po tym, jak zaczyna, ale jak kończy”. Szedł więc raźnym krokiem, dzierżąc w dłoni zwróconą kwiatem ku dołowi różę. Podczas podróży w podgrzewanym tramwaju nieco zmizerniała, ale wilgotna, podeszczowa aura zdecydowania poprawiła jej kondycję.

Spotkał ją na wylocie dróżki osiedlowej. Stała na chodniku – drobna rudowłosa z pasemkami, jak na zdjęciu ze studniówki. Nie zmieniła się wcale. Uśmiech, od którego robiło się ciepło i lekko na sercu. Przyjazne iskierki błyskające z oczu schowanych za szkiełkami okularów. Założyła brązowe kozaczki sięgające niemal kolan, grube rajstopy pod kolor i pasującą do reszty spódniczkę odsłaniającą kawałek zgrabnych nóżek uwięzionych za bawełnianą siateczką. Całości dopełniał ciemny płaszczyk kończący się w połowie ud.

Wyszczerzył do niej zęby najprzyjaźniej, jak potrafił i wsparł kwiat róży na swej dłoni.
- Cześć, mam coś dla ciebie. – odezwał się nieco niepewnym głosem.
Kąciki jej ust powędrowały w górę na widok pąsowego kłębka płatków wspartego na zielonej, kolczastej łodyżce. Przyjęła podarunek i powąchała wonny kwiat. Błogi wyraz jej twarzy stanowił dla chłopaka największy powód do zadowolenia. Ruszyli spacerowym krokiem ku jej kwaterze. Przemieszczali się uliczkami wdzięcznie ochrzczonymi imionami i nazwiskami bohaterów książek Sienkiewicza. Domki jednorodzinne rozsiane były nieregularnie, gdyż część znajdowała się w budowie, a niektóre jeszcze w fazie projektowania.

W końcu dotarli do piętrowego domu pokaźnych rozmiarów. Schody wejściowe prowadziły ku górze, gdzie na wysokości ich oczu znajdował się taras z drzwiami wejściowymi i na dół, gdzie też skierowała się Anna Maria.
- Mamy osobne wejście, bo mieszkamy na dole. Kuchnia, jadalnia, łazienka i cztery pokoje, jak osobne mieszkanie. – wytłumaczyła, siłując się z zamkiem, który ustąpił dopiero po włożeniu innego klucza.

Weszli do sieni. Prowadziła wprost na podłużny korytarz, po którego prawej stronie znajdowały się drzwi do kolejnych pokojów, a na końcu kuchnia ze stołem i kilkoma krzesłami. Przeszli do przedostatnich drzwi.
- Witam w moim królestwie. – rzekła, zapraszając go do środka.
Kwaterka była wcale sympatyczna. Łóżko jednoosobowe w kącie, dwie duże szafy, biurko z komputerem, stół i dwa fotele. Zdjął kurtkę, którą powiesiła na wieszaku i schowała.
- Kacper miał dzisiaj imieniny i wybył z kumplami na miasto, tak więc raczej się tu ponudzimy. Chcesz coś do picia? Herbata, kawa? Zrobiłam brzdąca, musisz spróbować.
Już w drodze z przystanku zauważył, że akcentuje ostatnią sylabę w zdaniu, przez co jej wypowiedzi brzmiały niczym deklamacje zadumanej poetki. Spodobał mu się jej śpiewny akcent i niemal rozbolały go uszy, gdy zamilkła.
- Ja? Może herbatkę.
Z wielką chęcią słuchałby jej dłużej, ale znikła w kuchni, wołając dopiero stamtąd:
- Chodź, poznasz dziewczyny.

Bez pośpiechu udał się na miejsce spotkań sublokatorów przyjaciółki. Zastał dwie czarnowłose studentki ubrane w czarne sweterki i dżinsy.
- To są Kamila i Kasia, a to Bartek. – przedstawiła ich Ania. Obie młode kobiety różniły się od siebie tylko kolorem oczu i rysami twarzy, będąc do siebie podobnymi w sposobie podania mu ręki, mowie i posturze. Kasia od razu porwała piwo z lodówki i zajęła się oglądaniem meczu w telewizorku na stoliku postawionym w kącie.
- Ładną różyczkę dostałam? – pochwaliła się Marysia, kładąc trofeum na stół.
Koleżanki uśmiechnęły się do Bartka, wprawiając go w niejakie zakłopotanie.

- Kasia i Kamila studiują psychologię i są już na czwartym roku. Jestem tu najmłodsza. To fajne dziewczyny.
Słowa te wymówiła po powrocie do pokoiku. Bartosz przyniósł kubki z herbatą, a Ania talerz z ciastem i talerzyki dla nich. Nie omieszkała poczęstować towarzyszek, które zostały w kuchni, by podziwiać popisy reprezentacji Polski walczącej o Euro 2008. Usiedli wygodnie w fotelach, patrząc na siebie.
- Całkiem fajną masz kwaterkę. Daleko masz na uczelnię? – starał się nawiązać rozmowę, jadąc po najmniejszej linii oporu.
- Dwadzieścia minut, nie narzekam. Myślałam, że w liceum miałam świrów w klasie, ale tu wyczyny chłopaków przekraczają wszelkie pojęcie. Dzień w dzień zapraszają mnie na imprezy, dopiero dzisiaj się wyłgałam spotkaniem, chociaż i tak bym nie poszła, ledwie stoję.
- No to biedna jesteś... Ja już z imprezowaniem skończyłem.
- Ja chyba też dam sobie spokój... Puść mi coś, pewnie wziąłeś ze sobą odtwarzacz?
- Jasne. – odparł, po czym podszedł do komputera spoczywającego na wepchniętym w kąt biureczku. Zanurkował pod blat i wyjął wtyczkę głośników z gniazda w karcie muzycznej. Podpiął ją do swego odtwarzacza mp3 i po chwili z głośników poleciały pierwsze akordy Lamento Eroico włoskiej grupy Rhapsody. Podniosła się z fotela i przysiadła do niego, gdyż w celu zmiany kawałków musiał usiąść „po turecku” na dywanie. Patetyczna pieśń z wzniosłym finałem ustąpiła miejsca subtelnej, akustycznej, legendarnej „Pieśni barda – w lesie” niemieckiej kapeli Blind Guardian. Bartek poczuł się na tyle rozluźniony, że szeptem podśpiewywał tekst całego utworu.
- Puść jakiś album i chodź na fotel, co tak będziemy koczować na podłodze. – zaproponowała.
Nie widząc przeszkód włączył „Forgotten Tales” słuchanego przed chwilą Ślepego Strażnika. W połowie cover album, w połowie stare utwory zespołu w wersjach akustycznych. Wrócili do picia herbaty i pałaszowania ciasta.
- Słodziutkie. Kto cię uczył piec?
- Babcia i mama. Gdyby dziewczyny wczoraj nie podprowadziły mi maminego sernika zobaczyłbyś, jak świetne miałam nauczycielki.
- Na pewno nie jesteś gorsza od nich, przynajmniej w robieniu brzdąca.
Uśmiechnęła się i dopiła ostatni łyk herbaty, po czym wyciągnęła przed siebie nogi i złożyła dłonie na podołku.

- Ale mnie stopy po wczorajszym bolą... Naprawdę chłopaki przesadzili z tym maratonem balang... Gdybym położyła się do łóżka, pewnie raz dwa bym zasnęła. – wymamrotała, przeciągając się. W pozycji półleżącej, jaką przyjęła na fotelu, wyglądało to całkiem imponująco- wyprostowane nogi, napięte wszystkie mięśnie, naprężone piersi, uniesione w górę ręce, błogi wyraz twarzy. Chłopak odruchowo przełknął ślinę siłą woli powstrzymując się, by nie zabrzmiało to jak żabi rechot. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta. Trochę za wcześnie, by iść spać.

- To może ci masaż stóp zrobię? – zaproponował. Spojrzała na niego znad okularów. Gdyby nie miał swoich, pewnie utonąłby w jej oczach.
- Wiesz, że nawet byłoby miło.
- Tylko nie na fotelu. Połóż się wygodnie na łóżeczku, ja puszczę jakąś muzyczkę i będzie fajnie.

Podniósł się i ponownie usiadł na dywanie. Obeznane z obsługą odtwarzacza palce szybko znalazły „The Best of Me” Bryana Adamsa i już po chwili z głośników rozległ się krzyk „You got it!”. W tym czasie Ania usadowiła się na swym wygodnym legowisku. Złożyła głowę na poduszce i przyjęła pozycję z fotela- nóżki prosto i splecione dłonie, tym razem spoczywające na brzuszku. Od boku scena wyglądała jak obrazek ze „Śpiącej królewny”. Oddychała spokojnie, ruchy przepony były niemal niezauważalne.

Podszedł do łóżka spokojnym krokiem i usiadł na wprost niej w pozycji „po turecku”, kładąc jej stopy na swych skrzyżowanych łydkach. Spojrzał nań z góry i chrząknął.
- O ile pamiętam, masuje się nie okrytą skórę. – stwierdził rzeczowo.
Otworzyła oczy i zaczerwieniła się.
- Czyli mam zdjąć rajstopy?
- Raczej tak.
- To na co czekasz?

Od tej propozycji krew uderzyła mu do skroni, niemal rozsadzając głowę. Położył zauważalnie drżące dłonie na jej piszczelach i zaczął przesuwać je wzdłuż smukłych nóg dziewczyny. Pod siatką brązowego, bawełnianego materiału wyczuł jędrną skórę i napięte mięśnie. Gładził ją otwartymi dłońmi, docierając do kolan. Przysunął się bliżej, gdyż rękoma nie byłby w stanie sięgnąć bioder. Jej nogi rozchyliły się nieznacznie, a łydki ścisnęły go w pasie. Uda zakrywała spódnica. Wchynął pod nią, nie przestając wykonywać powolnych, kolistych ruchów. Pochylał się coraz bardziej; już prawie na niej leżał. Dopiero, gdy dobiegał końca pierwszy utwór, jego dłonie znalazły się na biodrach Ani. Opuszki palców natrafiły na nieosłoniętą skórę, która gwałtownie cofnęła się przed dotykiem. Mimowolny spazm Marysi dodał Bartkowi animuszu. Zahaczył palcami wskazującymi o gumkę rajstop i pociągnął ku sobie. Nim dotarł go kolan, złączyła uda i przycisnęła do nich ręce, zakrywając je falującym materiałem spódniczki. Wyprostowała i uniosła nogi, pomagając w ten sposób uwolnić się z rajstop. Zaraz potem oparła stopy o jego tors.
- Cofnij się, przecież nie rozkraczę się przed tobą w samych majtkach.

Obniżył wzrok. Ujrzał parę idealnie symetrycznych stópek. Tak, stópek, gdyż inaczej nie mógł nazwać zjawisk niewiele większych od jego dłoni. Zginała filuternie filigranowe paluszki, jakby ponaglała go do wrócenia na miejsce, w którym usiadł na początku. Skóra nie miała ani jednej skazy, a podeszwy były delikatne niczym jedwab, za wyjątkiem pięty (grubsza, aczkolwiek miękka, różowiutka skóra) oraz opuszka palucha i poprzecznego paska skóry u nasady palców. Miał ochotę pożreć te małe cuda natury, ale musiał się powstrzymać. Niechętnie uniósł biodra i na kolanach wycofał się na odpowiednią odległość. Ponownie poczuł ciężar jej stópek na swych łydkach. Ujął jedną z nich w lewą dłoń. Przykrył nią trzymaną kończynę i zaczął gładzić jej grzbiet, kierując się od czubków palców ku kolanom. Nie spieszył się. Powolne, mało zamaszyste ruchy miały za zadanie rozgrzać mięśnie i zrelaksować Marysię. Gdy dotarł do końca podudzia, wrócił do stopy i tym razem rozmasował jej bok. Zadowolona Ania leniwie prostowała i wyginała paluszki, ciągle odwracając uwagę Bartka od wykonywanej pracy. Rozmasował drugi bok stopy i podeszwę. Podobny zabieg wykonał z zaniedbaną do tej pory nóżką, po czym przeszedł do meritum sprawy.

Odłożył jej stopę na swoje miejsce i potarł swoje dłonie o siebie. Marysia znów przyjęła pozę „Śpiącej królewny”, ale zamiast spać, wpatrywała się cały czas w jego ręce. Delikatnie ujął jej prawą stopę lewą dłonią, podtrzymując ją na wysokości ścięgna Achillesa. Chwycił kciukiem i palcem wskazującym największy paluszek i potarł go delikatnie oboma opuszkami, wykonując przy tym koliste ruchy. Czuł, jak napięte mięśnie się rozluźniają, lecz dopiero po ponad minucie uznał zadanie za wykonane i zajął się kolejnym palcem.

- Nieźle Ci idzie. – pochwaliła go – Może zrobisz jakiś kurs i otworzysz salon, byłabym twoją stałą klientką.
- I ulubioną. – zapewnił, zabierając się do masażu podeszwy. Chwycił stopę obiema dłońmi. Zaczął rozcierać kciukami mięśnie między kośćmi śródstopia. Gdy zamiast nacisnąć pogłaskał cienką skórę stopy, Anią targnął spazm wywołany łaskotkami. Dziewczyna mimowolnie zachichotała.
- Uważaj, bo jeszcze orgazmu dostanę. – rzuciła ze śmiechem – I się cały dom zleci zapytać, czego się tak drę.
- Pewnie sporo bym się musiał namasować. – odparł Bartek, wracając do rozcierania napiętych mięśni. Zajęcie nie należało do najtrudniejszych, a przy okazji mógł się upajać dotykiem aksamitnej skóry, grą mięśni i ścięgien pięknego ciała. Momentami Ania mruczała z zadowolenia, czasem głęboko wdychała powietrze i wypuszczała je z ulgą, gdy trafił na wrażliwe miejsce i rozładował skumulowane w nim napięcie mięśni. Dziewczyna relaksowała się coraz bardziej szczególnie, że z głośników co i rusz dobiegały dźwięki jakiejś ballady Bryana Adamsa.
- Jesteś naprawdę świetny. – wyznała po kilkunastu minutach milczenia i zasłuchania obojga w lekko zachrypnięty głos Kanadyjczyka – Już dawno tak się nie odprężyłam... Chyba będę musiała częściej cię zapraszać.
- Zawsze do usług. – odrzekł dwornie, przechodząc do masażu drugiej stopy.
- Na pewno nikt cię nie uczył masażu stóp?
- No wiesz, czytało się trochę tekstów w internecie... W zasadzie jesteś moim króliczkiem doświadczalnym.
- Miło mi, takie eksperymenty mogłabym nawet polubić.

Tercet Stinga, Adamsa i Stewarta rozpoczął „All for Love”, gdy rozmowa między nimi ucichła. Marysia przymknęła oczy i poddała się całkowicie dłoniom Bartka. Chłopak zajął się skwapliwie stópką koleżanki i zakończył jej masaż w niecały kwadrans. Gdy skończył rytuał zauważył, że od jakiegoś czasu dziewczyna nie wydała z siebie żadnego dźwięku świadczącego o reagowaniu na dotyk masujących ją dłoni. Jednocześnie jej oddech stał się miarowy, a piersi równomiernie wznosiły się i opadały kilka razy na minutę. Śpiąca królewna zasnęła snem kamiennym. Cieszył się, że aż do tego stopnia się odprężyła, ale ktoś musiał go odprowadzić na tramwaj. Chcąc zrobić jej małego psikusa, poślinił palec wskazujący i połaskotał nim delikatne miejsce na świeżo wymasowanej podeszwie. Zero reakcji. Zdobył się na odwagę i uniósł stopę do swych ust. Złożył pocałunek na opuszku dużego palca, po czym wysunął język i zaczął nim jeździć do pięty i z powrotem. Po drodze kreślił esy-floresy na wewnętrznej krawędzi stóp, gdzie znajdowała się najbardziej podatna na łaskotki i wszelki dotyk skóra. Po kilku sekundach zabawy Ania drgnęła. Przyssał się wargami do pieszczonej stopy, przyspieszając ruchy języka. W mig obudziła się i na sam początek wierzgnęła trzymaną przez Bartka nogą. Spojrzała nań trochę nieobecnym wzrokiem zdradzającym zbrodnię wyrwania jej ze snu.

- To też element masażu? – spytała spokojnie.
- Mhm. – wydobyło się z zasłoniętych ust chłopaka.
- Hi hi, pierwsze słyszę o takiej technice. – skomentowała i znów wierzgnęła mimowolnie, gdy połechtał najdelikatniejszą skórę na jej stopie. W pokoju rozległ się chichot łaskotanej Marysi. Bartosz nie przestawał lizać jej skóry i dodatkowo przesunął prawą dłoń na podudzie dziewczęcia, masując kolistymi ruchami zgrabną łydkę. Kolejne spazmy targały ciałem studentki, a towarzyszył im coraz mniej powstrzymywany śmiech. Jej organizm miał już stanowczo dość łaskotek i stopa niemal wyrywała mu się z dłoni, byle uciec przed jakże przyjemną torturą. W końcu wyrwała mu nogę, ale on natychmiast dopadł drugiej stópki i zajął się nią z niemniejszą zawziętością. Znów próbowała się wyrywać, ale nie była nawet w stanie wymówić słowa, każda próba wydobycia z siebie głosu kończyła się przerwaniem słowa w połowie i niepohamowanym wybuchem śmiechu.

- Przes... – zaczęła piskliwym tonem wywołanym przez łaskotki i natychmiast roześmiała się. – To wca... – kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem. Przekomarzanki rozwinęły się do tego stopnia, że wolną nogą próbowała odepchnąć go od siebie, nie przestając się śmiać. Znienacka chwycił prawą stópkę, która tak nachalnie go szturchała, popychała i napierała mu na policzek i brodę, byle oderwał usta od cierpiącej rozkoszne męki Ani. Chwycił obie nóżki w kostkach i począł lizać, całować i delikatnie gryźć oba skarby porwane w zachłanne dłonie, które podniósł sobie na wysokość twarzy. Wyrywała mu się na wszystkie strony, ale klęczał niewzruszenie i zadawał jej najoryginalniejsze tortury, jakich do tej pory doświadczyła. Nieraz stópki rozchylały się, a wtedy w powstałej szczelinie miał widok prosto na Marysię. Zarumienione policzki i dekolt, wyszczerzone ząbki i zaciśnięte na pościeli dłonie wcale nie zdradzały, by dziewczę cierpiało niewyobrażalne katusze. Zauważył, że w ferworze walki podwinęła się jej spódniczka. Może nie miał idealnego widoku, ale dostrzegał białe majteczki z pasmem białej siateczki na przodzie, które pozwalało dojrzeć ciemne włoski porastające najintymniejszy zakątek Anusi.

- Daj już spokój, zaraz będziesz musiał iść. – próbowała negocjować, gdy oderwał od niej usta dla zaczerpnięcia oddechu. W tle rozpoczynało się właśnie Everything I Do, którego klimat dziwnie nie pasował do zbliżającego się rozstania pary przyjaciół.
- Jak na razie nie jesteś nawet w stanie stanąć na własnych nogach. – zaśmiał się – Podobał się masaż? A może chcesz jeszcze?

Otworzyła już usta, by protestować, ale natychmiast przyssał się wargami do jej stópek. Powstrzymując się przed nadchodzącymi spazmami, odepchnęła się rękoma od pościeli i zanurkowała głową prosto między swe stopy rozpychając je swymi dłońmi i przywarła ustami do Bartosza. Chłopakowi zaparło dech w piersiach. Natychmiast puścił trzymane dotąd kurczowo nóżki Ani. Trafiła idealnie na rozchylone, rozgrzane ciepłem jej skóry i błyszczące od śliny wargi. Nie zdążył schować języka, ani nawet w jakikolwiek sposób zareagować. Dopiero po chwili zorientował się, że jej nogi uwolnione z uścisku obejmują go w pasie. Położył dłonie na biodrach towarzyszki. Nim się zorientowała, leżała już pod nim i namiętnie się z nim całowała. Wplotła dłonie w jego włosy i poddała się czarowi chwili. W tej chwili łaknęli siebie bardziej, niż jacykolwiek inni ludzie na Ziemi. Ich usta poznawały się powoli, wargi rozstawały się ze sobą i pocierały o siebie, a języki nieśmiało trącały się czubkami. Dłonie Bartka powędrowały w górę, a opuszki palców przemykały po ciele Ani. Wylądowały na ramionach, a ostatecznie policzkach dziewczyny. Na moment oderwał od niej usta i spojrzał prosto w jej oczy, które zaszły mgiełką błogości, aczkolwiek jeszcze nie zgasły w nich filuterne iskierki. Usta wyszeptały tylko trzy słowa, które co prawda zmroziły krew w żyłach chłopaka, ale spodziewał się ich i był na nie przygotowany.
- Jeszcze nie teraz...

Pogładził jej policzek i uniósł brodę, by złożyć ciepły pocałunek na czole Marysi. Następnie zetknął czubek swego nosa z jej, chcąc widzieć jak najbardziej z bliska cudowne szaro-niebieskie oczęta. Wpatrywał się w nie dziesiątki sekund. Żadne z nich nie zamrugało, jedynie źrenice drgały w rytm bicia ich serc. Smutny bądź co bądź klimat rozerwały pierwsze akordy Please Forgive Me. Pomimo słów Ani wciąż leżeli wtuleni w siebie, on pieścił dłońmi jej policzki, a ona trwała z palcami wtopionymi w jego czuprynę i udami przylegającymi do bioder chłopaka. Z głębokiego wdechu, zwężenia źrenic, szybszego bicia serca wyczytał, że chce powiedzieć coś jeszcze, ale położył palec na ustach, które nie zdążyły się rozewrzeć.

- Nic nie mów. Lepiej chodźmy na przystanek, bo ucieknie mi tramwaj.
Nie powiedział z tego z wyrzutem. Pierwsze zdanie zabrzmiało ciepło i przepraszająco, drugie miało ją rozbawić. Jakoż rzeczywiście, wesołe ogniki wróciły do jej oczu, a uśmiech zagościł na ustach. Usiadła na krawędzi łóżka, podpierając się dłońmi i kiwając beztrosko nóżkami, unosząc je w górę i opuszczając na podłogę. Bartek natomiast wziął w dłonie jej rajstopy i uklęknął przed nią, by je założyć. Ponownie chwycił delikatnie stópki i nim zakrył je przed światem warstwą brązowej tkaniny, czule pocałował obie pięty. Chwilę później dotarł dłońmi do kolan, ud i bioder. W jego nozdrza uderzył słodki, upojny zapach kobiecego wnętrza. Podpierając się na rękach, uniosła pupę. Nim nawlekł na jej ciało całe rajstopy, wsunął dłonie pod majteczki i drasnął paznokciami nagie pośladki. Zadrżała i opadła na łóżko, ale do tego czasu zdążył uciec dłońmi i zrównać ze sobą górne krawędzie rajstopek i majtek.
- To co, idziemy? – zaproponował po chwili milczenia wstając z klęczek.
- Mhm. – mruknęła i również wstała.

Ubrali buty i kurtki. Bartek pożegnał się z koleżankami Ani, po czym opuścili mieszkanko. Szli tą samą drogą, lecz tym razem świeciły nad ich głowami gwiazdy, a temperatura powietrza zwiastowała wczesne mrozy. Zachowywali się, jakby do niczego nie doszło.
- Jak tam nóżki? Lepiej? – zapytał, gdy już docierali na przystanek.
- Na jakiś czas masażu mam dosyć. – odparła, uśmiechając się.
- Polecam się na przyszłość. – zripostował pewnym siebie tonem – O, moja czwórka! – krzyknął na widok nadjeżdżającego tramwaju. Przyspieszyli kroku i dotarli na miejsce, nim transport chłopaka podjechał na przystanek. Mieli jeszcze czas na krótkie pożegnanie.
- Kiedy następne spotkanie?
- Może w sobotę? Zrobilibyśmy ten maraton, który mi obiecałeś.
- Nie ma sprawy, jeszcze się zgadamy.

Dźwięk tramwaju dzwoniącego na samochody przerwał rozmowę. Uścisnęli się i pocałowali w policzki, a sekundy później Bartek siedział wygodnie w sunącym po szynach wehikule i notował w myślach część dalszą „Zakonu”.

sobota, 22 czerwca 2013

Rządowy XII

Witajcie! I niech Hunter będzie z Wami!

Erin postawiła talerz na kolanach, parzył nawet przez kołdrę. Łapczywie zaczęła zjadać makaron. Sos był ostry i miał wyrazisty smak ziół. Spojrzała na Allena i przeszyły ją dreszcze. Spał spokojnie z otwartymi ustami, z których spływała stróżka śliny... Wyglądał jak mały chłopiec. Jednocześnie budził jakiś dziwny lęk. Jakby siedział w nim demon.
-Czy ty naprawdę wiesz tak dużo? -spytała
Wzięła czyste ubrania i weszła pod prysznic. Ubrania brudne od krwi wrzuciła do kosza na pranie. Czy ktoś się tu tym zajmował? Nie miała okazji sprawdzić.
Spojrzała na swój brzuch. Po ranie nie było nawet śladu, choć wspomnienie bólu pozostało. Gdy wyszła z zaparowanego pomieszczenia chłopak dalej spał.
-Hej! Wstawaj. -rzuciła potrząsając go za ramie
Dopiero gdy nóż zaczął drapać ją w gardło była wstanie przeanalizować co się stało. Białowłosy błyskawicznym ruchem dobył ostrze zza paska i chwycił ją za rękę gotów zabić nawet nie otwierając oczu.
-Przepraszam. -wyszeptał chowając ostrze
Odwrócił wzrok, dało się wyczuć jego poczucie winy.
-Nic się nie stało. -powiedziała niepewnie masując nadgarstek
Zapadła dłuższa cisza.
-Może... Ci to jakoś wynagrodzę?
Popatrzyła na niego nie wiedząc o co chodzi. Gestem nakazał jej iść za sobą.
Labirynt korytarzy dalej był dla niej czymś czego bez mapy przejść się nie dało. Mimo to starała się zapamiętać drogę.
Wreszcie, gdy stanęli, w ślepym zaułku obejrzał się za siebie po czym podskoczył i ściągnął rozkładaną drabinkę. Wspięli się i przeszli przez właz. Oślepiło ją słońce, a wiatr rozwiał włosy.
Instynktownie odetchnęła głębiej. Letni poranek orzeźwiał... Erin już straciła poczucie dnia i nocy przez ciągłe siedzenie bez okien.
-Wspaniale! Dziękuje...
Rozejrzała się wokół. Stali na jednym z czterech wyjść w wewnętrznym pierścieniu, który otaczały wierze i wysoki płot. Dalej widziała tylko kolejne wierze oraz wzgórza porośnięte trawą. Napawała się ciepłymi promieniami dopóki nie spostrzegła żołnierza celującego do niej z broni.
-On! -jęknęła
-Spokojnie, nie widzi nas.
Faktycznie, tylko przycelował i odwrócił się.
Chłopak zaprosił ją gestem by usiadła pod murkiem okalającym żelbetonową konstrukcję.
-Możesz mi trochę opowiedzieć... O mocy? -spytała siadając
Zajrzał jej w oczy i westchną. Jego palec wskazujący zapłonął czarnym ogniem. Nakreślił w betonie trójkąt równoboczny i na każdym wierzchołku postawił dziwne symbole, których nie znała..
-To podstawa psi... Trzy ścieżki jakimi są fale destrukcji i tworzenia, fale manipulacji umysłem i fale manipulujące ciałem. Pierwsze to twój ogień, następnie mamy komunikacje pozazmysłową i ostatnie to zdolność wzmocnienia własnego organizmu czy leczenia. Na każdej z tych ścieżek jest wiele różnych zdolności i każda ma swojego strażnika.
-A ci strażnicy?
-Każda moc ma opiekunów. Wielu różnych. Siła i jej właściwości zależą od tego jaki kontrakt podpiszesz z jakim demonem. Żeby to zrobić musisz się wykazać. Pokonać ich, zrobić coś czy zdobyć czy rozwiązać jakąś zagadkę... Czasem to dziwne czasem okrutne.
Sięgnął do małej torby, którą dopiero teraz zauważyła i wyciągnął paczkę żelek.
-Częstuj się
Erin powoli trawiła nowe informację... Patrzyła w dal rozmyślając co teraz robiła by będąc w domu. Zakupy? Spacer? Może wypad do kina...
-Czemu nie uciekniemy? -spytała szeptem
-Co? -wyrwał się z zadumy- Co mówiłaś? Przepraszam, zamyśliłem się.
-Nie, nic...
Zerwał się wiatr.
-Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. -pomyślała
-Jeśli popadniesz w marazm opuszczę cie. -usłyszała głos Samela 
Stał w oddali z okrutnym uśmiechem
-Brnij naprzód i miażdż wrogów, ale nigdy się nie zatrzymaj. Inaczej spalę ciebie i twą duszę!
Zarzucił na głowę kaptur i rozwiał się jak mgła. Westchnęła.
-Nauczysz mnie więcej?
-Pewnie! Ale teraz odpocznij. To nie będzie łatwe.
Siedzieli tak w milczeniu, aż nie skończyły się łakocie.
-Chodź. Zagramy partyjkę szachów?  -spytał pomagając jej wstać
-Pewnie! -uśmiechnęła się i popatrzyła mu w oczy- A... Możesz mi o niej opowiedzieć? O Istocie?
Znieruchomiał. Jego twarz przybrała ponury wyraz. Spojrzał na nią spode łba.
-Skąd o niej wiesz?
W głowie dziewczyny rozległ się szaleńczy śmiech

czwartek, 20 czerwca 2013

Rządowy XI

I niech ten kawałek towarzyszy Wam podczas czytania.

Znów pustka... Lecz inna. Erin stała pośród białego bezkresu. Czy normalne sny to zbyt wiele?
-Mamo? -zawołała
-Tutaj córeczko. -usłyszała za plecami
Odwróciła się i przypadła do kobiety. Bez obaw, lecz ze smutkiem.
-Przepraszam cie mamo! Ja... Ja...
-Cii... Moje dziecko. To już za nami. Nic się nie stało.
Dziewczyna popatrzyła jej w oczy i otarła łzy. Uśmiechnęły się do siebie.
-A ja twierdzę, że jednak coś się stało. -niski i ochrypły głos rozległ się w nicości
Na myśl przywodził coś strasznego, niby pierwotny lęk. Z czarnego dymu tuż obok uformowała się sylwetka, która zmieniła się w wysokiego mężczyznę. Oczy przesłaniała mu czarna opaska, a z głowy spływały ciemne loki. Jego twarz, choć o delikatnych rysach, wykrzywiał grymas od którego po plecach przechodziły ciarki.
-Gdybym się nie wtrącił ona by nie żyła! -rzucił z wyrzutem
-Więc to... -zaczęła Erin
Spróbowała przypomnieć sobie te walkę. Jednak od chwili gdy otrzymała cios nie pamiętała zbyt wiele.
-Tak. Przejąłem kontrole. I będę tak robił gdy ty nie będziesz w stanie sobie poradzić.
Skłonił się kładąc prawą dłoń na lewym barku. Usta wykrzywił mu okrutny uśmiech.
-Imię me Samael i mocą twoją jestem. -wyrecytował
Dziewczynie zakręciło się w głowie.
-Zatem jesteś moim ogniem?
-Nie, nie twoim. Ja jestem tylko reprezentantem. Twój gniew jest ogniem. A był tak wielki, że ona przydzieliła mnie tobie.
-Ona?
-Nie mów jej! -krzyknęła rudowłosa
-Oh Arianno! Czy twoja córeczka nie może wiedzieć? Mnie nie obowiązują te prawa co ciebie. -rzucił szyderczo- Ona czyli Istota. Władczyni i strażniczka wszelkiej mocy. Allen ci to wyjaśni.
-Nie mieszaj się w to... Demonie!
-Wolę określenie upadły anioł. -zwrócił się do kobiety- A co do ciebie... -spojrzał na Erin- Niech on cie uczy! Jestem strażnikiem pierwotnego ognia i żądam by osoba, której strzegę była tego godna!
Jego gniew płonął, dosłownie. Ściana ognia za jego plecami uformowała się w podwójne skrzydła.
-Możesz mi to wyjaśnić? -spytała nieśmiało
Westchnął. Podszedł do jej odsyłając gestem matkę dziewczyny. Chwycił ją za podbródek i spojrzał w oczy.
-Każda moc ma strażnika. Na tego trzeba sobie zasłużyć, bowiem od niego zależy twa siła. Ale my nie podporządkowujemy się tak łatwo. Zwłaszcza ja, najsilniejszy z władców ognia. Jestem biczem bożym! To czy ukarze ciebie czy twoich wrogów jest zależne od twojej siły.
Pstryknął palcami przed jej oczami i odwrócił się.
-Zapamiętaj to -rzekł odchodząc
Jego ciało rozwiało się jak dym na wietrze.

Zapach spaghetti był wspaniały. Był silniejszy nawet od chęci ponownego zamknięcia oczu.
Podniosła powoli głowę. Białowłosy spał na krześle, a parujący posiłek stał na biurku.
-Eh... Głodna. To najpierw -sięgnęła po talerz

środa, 19 czerwca 2013

Rządowy X

Na początek jak zwykle... Muzyczka!

Erin otworzyła oczy. Wokół była ciemność, bezkres pustki. Skupiła myśli.
-Gdzie jestem? -spytała siebie
No tak... Była w pokoju z Allenem. Pytał o kryształ i... I co? Straciła przytomność, więc...
-Tak kochanie. To twój umysł. -usłyszała głos
W jednej chwili po plecach przebiegły jej ciarki i serce załomotało. Głos, którego nie słyszała już dawno. Głos, który zawsze kojarzył jej się z ciepłem i brakiem trosk. Odwróciła się. Stała tam jak gdyby nigdy nic... Uśmiechnięta. Wysoka kobieta, dojrzała i budząca zaufanie samą sobą. Jej słowiańskie rysy i gruby warkocz rudych włosów przerzucony do przodu był miłą ostoją w nicości. Oczy miała takie same jak Erin, może tylko zszarzałe od przeżytych lat.
-Mamo! -dziewczyna uwiesiła się jej na szyi
Była tak realna... Nawet jej dłoń głaszcząca ją po włosach.
-Moje dziecko... Przepraszam, że musimy się spotkać w takich okolicznościach...
Różowowłosa znieruchomiała.
-Powinnam przywyknąć do takich rzeczy... -pomyślała
Zły sen? Dręcząca mara? Czy...
-Czy wiesz po co tu jestem? -usłyszała szept
-Nie mamo.
-Jeszcze wiele nauki przed tobą córeczko. -westchnęła- Odziedziczyłaś po mnie moc, ale nasz gniew przemienił ją w coś zupełnie innego.
Erin uniosła głowę. Należał do jakiegoś użytkownika-wspomniała jego słowa. Więc jednak to jej matka.
-Mamo?
-Cii... -kobieta przytuliła ją mocniej- Daj mi chwilę. Za chwilę będę musiała cie zabić.
Dziewczyna zaczęła się szamotać, jednak uścisk był zbyt mocny. Gdy tylko zelżał odskoczyła i spojrzała jej w twarz. Z oczu płynęły jej łzy.
-Córeczko... Jestem twoim demonem. Strażnikiem ukrytej w tobie mocy. -uniosła dłoń na wysokość twarzy
Ta zapłonęła jasnym błękitnym płomieniem. Młoda użytkowniczka westchnęła. Poczuła przenikliwe zimno płynące od ognia.
-Oto prawdziwa moc, którą powinnaś otrzymać. -rzuciła smutno- Ale nic w tym świecie nie jest za darmo. I tego musisz się nauczyć.
Erin poczuła dłoń na ramieniu. Spojrzała za siebie. Stał tam z obojętnym wyrazem twarzy.
-Łamiesz zasady! -krzyknęła aquakinetyczka
Machnęła dłonią, a w ich kierunku wystrzeliły lodowe igły. Jeden gest wystarczył by je rozbić, nie drgnął mu nawet jeden mięsień twarzy. Jej mina natomiast wyrażała strach...
-Nie będę ingerować. -rzekł grobowym głosem- Erin, skup się. To nie jest prawdziwa ona. To tylko jej avatar, jej manifestacja. Za chwilę stoczysz swoją pierwszą walkę o swoje życie.
Cofnął się o krok i skinął głową.
-Niech wam będzie! Jesteś gotowa?
-Tak mamo...
Wystawiła przed siebie dłonie, które także zapłonęły. Chłód zelżał a żar rozgrzał młodą użytkowniczkę. Ostatni raz popatrzyła w oczy osoby, którą tak kochała. Po policzku spłynęła jej łza.
Rudowłosa wystrzeliła do przodu formując krótkie lodowe ostrze. Ręka automatycznie wystrzeliła w górę blokując  spadające uderzenie. Ból rozlał się po jej ciele, a krew spłynęła po ręce.
-Pewniejsza postawa! Blokuj twardym w miękkie, zbij nadgarstek! -oschła uwaga wróciła jej świadomość
Uderzyła kostkami w nadgarstek przeciwniczki wytrącając z dłoni sopel. Jednocześnie spowodowała niewielką eksplozję. Zajęta i wpatrzona w jeden punkt nie zauważyła ciosu otwartą dłonią w brzuch. Lodowe szpony wbiły się głęboko w ciało. Erin zawyła z bólu. Jej płomień pokrył całe ciało. Instynktownie chwyciła kobietę za gardło. Moc płynęła sama, kierowana własną wolą zajęła ciało i drugiej. Obie krzyknęły. Dłoń cofnęła się sprowadzając kolejną falę bólu.
-Mamo! -wychrypiała
-Brawo moje dziecko... -uśmiechnęła się i zniknęła
Dziewczyna upadła na kolana chwytając się za brzuch.
-Zaraz cie ściągnę! -usłyszała resztą świadomości
Ułamek sekundy później poderwała się ze swojego łóżka, ból powrócił.
-Leż! -skarcił ją dociskając rane
Jego dłonie płonęły na zielono kryjąc plamy krwi.
-Musisz odpocząć.
Spojrzała na niego. Czuła przelewającą się przez nią energie.
-Czy tak jest zawsze? -spytała po chwili
-Bywa gorzej... Śpij, jak się obudzisz jedzenie będzie już czekać.
Mimo bólu i głodu nie protestowała. Pozwoliła by jej świadomość zwyczajnie odpłynęła.
-Uważaj na siebie, córeczko. Będę przy tobie, a moja moc razem ze mną. -usłyszała jeszcze

wtorek, 18 czerwca 2013

Rządowy IX

Cześć! Sorki jeśli wyjdzie mi z tego bardziej dialog/monolog niż opowiadanie
Muzyczka na dziś ... I jeszcze

Erin obudziła się obolała i spocona. Siniaki odezwały się tępym bólem. Usiadła na skraju swojego łóżka i spojrzała na biurko. Widok grillowanej karkówki w sosie czosnkowym i sałatki przyprawił ją o burczenie w brzuchu. Zapach kawy natomiast spowodował zawrót głowy.
-Miałeś racje... Ale nie mógłbyś być mniej delikatny? -spytała wąchając swoją bluzę
No tak... Przecież po tym treningu nie wzięła kąpieli ani nawet się nie przebrała.
Duszkiem wypiła czarny i słodki płyn i zrzuciła z siebie ubrania. Weszła pod prysznic i odkręciła kurki. Strumień ciepłej wody doskonale rozmasowywał obolałe miejsca.
-Ostatnio tak miałam po grze w kosza. -westchnęła
Z kabiny wyszła dopiero gdy nie mogła już wytrzymać duchoty. Zarzuciła na siebie koszulkę Niervany i ubrała poszarpane dżinsy.
-Kurdę! Zimne... -westchnęła
Nagła myśl... Jeden gest i jedzenie ogarnęły płomienie. Głód dał się jeszcze bardziej we znaki. Skupiła się nad tym uczuciem. Wyczuła coś niczym chłodny strumień płynący z jej głębi przeradzający się w płomień. Więc to jest źródło mocy?  Spojrzała na talerz i natychmiast odcięła energię. Mięso aż skwierczało, jednak dziewczyna natychmiast zabrała się za jedzenie. Nawet nie czuła bólu gdy pochłaniała posiłek. Czyżby temperatura już nie miała jej przeszkadzać?

-Ale się najadłam! -stwierdziła po ostatnim kęsie
Rozległo się pukanie. Erin podskmatkoczyła na krzesile.
-Skończyłaś już? -usłyszała zza drzwi
Ten niski głos... Wiecznie jakby zmęczony. Smutny? A jednak towarzyszył mu pewien czar... Czy to też moc?
-Tak, wejdź.
Drzwi się otworzyły, a w progu stanął zakapturzony chłopak. W rękach miał tace, a na niej pojemnik z ciastkami i kubki z parującą jeszcze herbatą. Mocny cytrynowy aromat uderzył w nozdrza różowowłosej. Z błogim wyrazem twarzy pociągnęła nosem.
-Jak się czujesz? -spytał stawiając tace na biurku
-W porządku. Byłam tylko głodna.
-Mówiłem. Częstuj się ciastkami
Chwycił jeden z kubków i pociągnął łyk.
-Dziękuję za śniadanie.
-Nie ma sprawy. Mogłaś zjeść gdy było ciepłe.
-Stale mnie obserwujesz?
-Nie, ale czuję przepływ energii.
-Oh! -zaskoczył ją- Możesz mi nieco opowiedzieć o tym wszystkim?
Zmrużył oczy i zadumał się na chwilę.'
-Jeśli ty opowiesz mi coś o sobie. -rzucił pokazując język
Erin parsknęła śmiechem. Nie spodziewała się czegoś takiego po nim. Sądziła, że jest raczej jest ponurakiem. Wiecznie sprawiał takie wrażenie. Wstała proponując mu krzesło, sama zaś usiadła na łóżku.
-Od czego zacząć? Pochodzę z Rosji, wychowała mnie mama, bo ojciec jest ministrem obrony i szefem służb specjalnych. Trafiłam tu po wypadku, gdy ogień wymknął mi się spod kontroli. Coś jeszcze?
-A ten kryształ?
-Ten? -spytała wyciągając wisiorek spod koszulki
Akwamaryn ukształtowany w ośmiościan. Wodny kamień w powietrznej bryle Platona.
-Tak, ten. Należał do jakiegoś użytkownika. Czuję emanującą od niego energię.
-To rodzinna pamiątka mojej mamy. Sama dostałam go gdy... -zamilkła
Ścisnęło jej gardło. Ile to już lat? Trzy? Dalej nie mogła się z tym pogodzić...
-Przepraszam. Moje kondolencje..
-Spokojnie. To było dawno temu... -chciała to sobie wmówić
Spojrzeli sobie w oczy. Erin zakręciło się w głowie... Odpłynęła. Widziała tylko jak Allen podrywa się z krzesła...

niedziela, 16 czerwca 2013

Uwierz w ducha Prolog

Na imię Ci Iblis. Mieszkasz niedaleko Valdivi w Chile. Masz 19at, z wyglądu wyróżniasz się białymi włosami do pasa i blizną na policzku. Poza tym jesteś wysoki, atletycznie zbudowany i zawsze ubrany typowo dla subkultury metalu. Kolejnym istotnym faktem jest Twoja rodzina. Wszyscy to media, mistycy i inne (jak twierdzisz) świry. Dla niektórych jest to temat do żartów. Sam nieraz z tego żartowałeś...
Idziesz skrajem lasu. Zmęczony po szkole i pracy, rozmyślasz co zrobić po powrocie. Mieszkasz za miastem, więc z pewnością coś do zrobienia mieć będziesz. Zwłaszcza, że mieszkasz sam.
Z zadumy wyrywa Cie ruch dostrzeżony kątem oka. Coś między drzewami, coś przypominającego człowieka. Ruszasz w tamtym kierunku, dla pewności chwytając za nóż przy pasku. Kluczysz między drzewami poruszając się niemal bezszelestnie mimo glanów. Po chwili wchodzisz na małą polane oświetlaną blaskiem księżyca. Po jego położeniu stwierdzasz, że minęła północ.
-Mam już omamy. -mruczysz do siebie
Odwracasz się z zamiarem wrócenia na drogę i dostrzegasz postać, chyba dziewczyny, zbudowaną z... Obłoku mgły? Wzdrygasz się. Mimo grubego skórzanego płaszcza czujesz zimno... I strach. Przez chwile próbujesz sobie wmówić, że to tylko sen. Ale słyszysz ten głos! Śpiewny, wysoki i brzmiący w Twojej głowie. Jednocześnie przytłumiony, jakby z daleka... Albo spod ziemi.
-O! Człowiek... I tak mnie nie widzi. Idź, nie mam ochoty Cie straszyć.
-Już mnie przestraszyłaś! -krzyczysz
Zimny pot spływa Ci po plecach, a włosy na karku jeżą się.
-Ty mnie widzisz? -słyszysz jej głos
Widzisz jak obłok mgły kondensuje się, a postać staje się wyraźniejsza.
Czujesz jakby coś wwiercało  Ci się w umysł. Rzucasz się biegiem omijając... To coś szerokim łukiem. Słyszysz jeszcze za sobą krzyk nakazujący Ci zatrzymać się i nawet na chwile stajesz jakby sparaliżowany. Ale zaraz się z tego wyrywasz i wypadasz na drogę. Biegniesz ile sił, w płucach czujesz żar. Do domu wbiegasz  spocony i ledwo żywy.
-Co... To... Kurwa było? -krzyczysz do siebie
Zapalasz światło. Wpadasz do sypialni i rzucasz się na łóżko zakopując się w pościeli. Jest Ci przeraźliwie zimno, ale może to dlatego, że nie włączyłeś ogrzewania?
Zastanawiasz się co to było... Majak? Halucynacja? Czy... Nie. Nie dopuszczasz do siebie tej możliwości. Zasypiasz. Nic Ci się nie śni, a rano wstajesz obolały. Odganiasz od siebie wszystkie myśli i ruszasz do kuchni.
-Kawy! -jęczysz do siebie
Robisz jajecznice z boczkiem i cebulką oraz czarną kawę. Śniadanie pochłaniasz. Z kwaśną miną rezygnujesz z prysznica, nie zdążysz. Zmieniasz koszulkę i chwytasz kostkę. Biegniesz do szkoły... Gdy mijasz tamto miejsce przyśpieszasz jeszcze bardziej. Może Ci się wydaje... Ale czujesz na sobie czyiś wzrok. Nie masz odwagi spojrzeć...

niedziela, 9 czerwca 2013

Ogłoszenia

Wow! Po raz pierwszy pisze ogłoszenie...Skoro ileś tam osób wyświetla mojego bloga i mam własnego obserwatora (pozdrawiam Cie) to czemu nie zrobić czegoś dobrego?

Po pierwsze! Chciałbym prosić o zgłaszanie się chętnych na korektora. Ja swoje błędy widzę po długim czasie dopiero i przyda się ktoś kto mnie naprostuje.

Po drugie! Czekam na wasze uwagi. Odnośnie aktualnych serii jak i nowych, możecie nawet zgłaszać zamówienia na one-shoty (fanfiction też wchodzi w gre). Z czasem nawet i dłuższe serie... A jeśli coś wam się podoba lub nie to mówcie! Nic nie tracicie, a zyskujecie. A ja na tym nie zarabiam, więc spokojnie.

I po trzecie! Jestem fanem serii Spice and Wolf i od dawna czekam za trzecim sezonem. Tu jest petycja o jego powstanie. Nie wiem czy to coś zmieni, ale kliknąć możecie. Ja już to zrobiłem.

Slava!

Rządowy VIII

Otworzyła oczy z obawą. Pięść była zaledwie cal od jej twarzy. Patrzył na nią przenikliwie.
-Wybacz. Zapomniałem, że nie masz doświadczenia. Czekaj, pokaże ci podstawy, rób to co ja.
Stanął w lekkim rozkroku przykładając pięści do miednicy i zaczął sekwencje ruchów.
-To są podstawowe bloki, ten -zamachnął się pięścią od ucha- zablokuje takie uderzenia jak przed chwilą. Pamiętaj by przekręcać się całym ciałem, dzięki temu nadasz temu większy impet.
Stali obok siebie powtarzając kilka ruchów. Gdy tylko opanowała je zadowalająco stanął przed nią wykonując ciosy na tyle wolno by dała rade je zablokować.
-Uważaj! Spokojnie... Blok przed nożem! -instruował ją
Erin uczyła się szybko, zawsze miała do tego talent po matce. Stopniowo przyśpieszali, a ciosy stały się losowe. Stracili poczucie czasu...
-Ah! Daj mi chwile odpocząć.
-Trzeba cie nauczyć przyrostu.
-Czego?
-Właściwie to go używasz, ale nieświadomie. To psi, które wzmacnia ciało. Zmniejsza zmęczenie, pozwala na kilometrowy sprint czy dźwiganie pół tony bez większego problemu.
Oczy dziewczyny się rozszerzyły. Psi wydawało się jej naprawdę wspaniałe.
-Czas na mały sparing. Spróbuj mnie zabić! I niczym się nie przejmuj.
Znów ruszył wyprowadzając cios w twarz, nie używał jednak dużo siły. Blok wykonała instynktownie, zbijając jego pięść na lewo. Drugą ręką musiała jednak już blokować cios wycelowany w jej śledzionę. Spróbowała wyprowadzić jednocześnie sierpowego w jego twarz. Jej dłoń jednak odbiła się od jego nadgarstka. Syknęła z bólu.
-Spróbuj uwolnić energię! W normalnej walce już byś nie żyła.
Wściekła się ze swojej bezsilności. Ogarnął ją błękit, a jej ruchy stały się pewniejsze. On za to zwolnił pozwalając się uderzyć. Krzyknęła z przerażenia gdy płomienie od uderzenia zaczęły pożerać jego tors, jej płomień zniknął. Zaśmiał się.
-I co? Jakie to uczucie? -spytał strząsając z siebie ogień niczym kurz
Zamarła. Nawet ogień nic mu nie robił? Przecież jej dom... I tamci dwaj.
-Mówiłem, że masz się nie przejmować. By zranić kogoś mocą musisz mieć silniejszą wole od niego i włożyć więcej energii w atak niż on w obronę. Gdy nauczysz się panować nad czystą energią zrozumiesz. Twoja wola może przybrać formę czystej energii lub jak teraz płomieni czy innego psi.
Walczyli aż Erin nie poprosiła o przerwę. Jej ogień wzmocnił się przez trening i nie gasł przy każdym uderzeniu. Allen za to śmiał się cały czas niczym dziecko, które dostało wymarzony prezent na gwiazdkę.
-Jestem wykończona! -stwierdziła siadając i opierając się o...
Właśnie, o co? Spojrzała za siebie, ale Widziała tylko czerń...
-Tu nic nie ma dopóki dopóty czegoś nie potrzebujesz. Chciałaś się oprzeć, więc pojawiła się ściana.. -wyjaśnił
-Niezwykłe! -pomyślała
Jej myśli przesłoniło zmęczenie. Zasnęła. Białowłosy jednym gestem zdjął psi z pomieszczenia i znów znajdowali się w sali do ćwiczeń. Zaniósł ją ostrożnie do jej pokoju i położył do łóżka.
-Śpij dobrze. Jeszcze długa droga przed tobą. -szepnął

sobota, 8 czerwca 2013

Los I


Blondyn stał oparty o ścianę, spoglądał za róg. Stali tam oboje. Jego była i ten cały fagas. Podpierał się ręką i patrzył jej w dekolt. Czy zdąży? Zrobił rachunek sumienia raz jeszcze. Jednak i tym razem więcej było rzeczy które zniszczył. Czy tym czynem spłaci dług? Spojrzał raz jeszcze... Odepchnęła go gdy spróbował ją pocałować. Teraz! Wybiegł zza budynku. Widział błysk noża, sam dobył swój. Widział strach dziewczyny... Wbiegł między nich.
Spokój. I cisza. Nie słyszał żadnych odgłosów ulicy, nawet przejeżdżających samochodów. Czuł za to jak ciepło spływa z jego brzucha. Spróbował zaczerpnąć powietrza, ale odezwał się palący ból. Dźgnął go, dokładnie pod piąte żebro.
-Mężczyzna, który podnosi rękę na kobietę nie zasługuje na życie. -szepnął
Upadli oboje w kałuże własnej krwi. Przypadła do niego. Ktoś zadzwonił na pogotowie
-Ty głupku! Dlaczego to zrobiłeś? Przecież nic cie ze mną nie łączy... -zaniosła się płaczem
-Może ty przestałaś, ale ja zawsze będę cie kochał. Zawsze będę przy tobie.
Ból się nasilił, wręcz palił płuca. Następny wdech był poza zasięgiem. Usłyszał tylko syrenę karetki i poczuł łzy upadające na jego policzek. Później była tylko pustka. Bezgraniczna czerń pośród której się znalazł. Nic nie czuł, nic nie słyszał. Był, choć ledwo był tego świadom.
-Tak wygląda śmierć? -ocknął się- No tak. Ani piekło, ani niebo...
Czyli nawet ostatni czyn nie był w stanie zmazać tego grzechu. Ale nie żałował, trwał. Jedyne co się liczyło to jej życie. Puki ona żyła on mógł być szczęśliwy. 
Skupił się. Gdzieś w oddali widział słabe i małe światełko. Ledwie iskierkę. Sięgnął w jej kierunku. Iskra zmieniła się z płomyk, a ten w ogień, który go ogarnął. Oślepił i zadał ból. Wydarł wszystkie stare rany, każdy smutek... I przelał przez niego wielokrotnie silniejszy w jednej chwili.
-Gdybym żył to bym umarł -zakpił sam z siebie
Ale to nie był koniec... Stał już nie pośrodku bezkresu lecz w znanym mu pokoju. Nie jego lecz... Spojrzał w dół. Pod nim kuliła się w pościeli drobna i zapłakana dziewczyna. Więc przysięgi nawet śmierć nie zdejmie? 
Usiadł na brzegu łóżka, i pogłaskał ją grzbietem dłoni po policzku. Ból powrócił, jego ból... I jej. Odruchowo chwycił się za głowę. Wył widząc wszystkie te obrazy. Ale gdy tylko ból minął spojrzał znów na nią. Zasnęła, jakby... Czy on właśnie uwolnił ją od bólu? Czy los był tak okrutny, że dopiero teraz miał moc by czynić to co czynić chciał?
-W takim razie... Zostanę tu i będę zabierał twój ból... Hime.
Usiadł obok czuwając nad jej snem...

Sorki Wam. Takie opowiadanie na podstawie snu ^^"

piątek, 7 czerwca 2013

Rządowy VII


Erin westchnęła i rzuciła książkę na łóżko. To już trzeci dzień nieobecności Allena. Nawet gdy pytała pracowników ośrodka nikt go nie widział.
-Gdzie ty się podziewasz? -rzuciła
Tęskniła, choć znali się ledwie parę dni. Tak wiele się dla niej wydarzyło. Została zabrana z domu siłą, uznana za wariatkę i uratowana przez tajemniczego osobnika jakim jest białowłosy. To on pozwolił jej uwierzyć, że nie zwariowała.
-To jest takie nudne!
Przeczytała stronę po raz kolejny, "Aby uwolnić PSI należy skupić energię podczas medytacji i stopniowo ją uwalniać wokół siebie tworząc strumień..."
Problem w tym, że zwyczajnie zasypiała. Wstała i ruszyła na stołówkę. Zarzuciła kaptur bluzy na głowę i pogrążyła się w rozmyślaniach.
-Wróci? Musi, obiecał...
Wzięła kubek czekolady i usiadła do partii szachów.
-Czy ja się w niego zmieniam?
Śmiała się z własnych słów rozdzielając dwójkę innych pacjentów.
-Trochę tak... -usłyszała w swojej głowie niski ciepły głos
Odruchowo się odwróciła. Stał tam ubrany w luźne spodnie i t-shirt, na rękach miał świeże bandaże.
-Wróciłeś! -krzyknęła i rzuciła mu się na szyje
Miny wszystkich wyrażały zdziwienie, Allena zaś zakłopotanie.
-Hej, spokojnie -zaśmiał się
-Gdzie byłeś?
-Zobaczysz. Daj coś zjeść.
Zasiedli więc do stołu. Allen jak zwykle pochłaniał niewiarygodne ilości jedzenia.
-Że ty taki chudy... 
-Jedzenie to energia, a ta nam jest potrzebna. Sama zaczniesz więcej jeść
Cisze zakłócały tylko odgłosy jedzenia i stukanie szachów. Dziewczyna wpatrywała się w niego szukając odpowiedzi na pytania, które ją dręczyły. 
-Szach i mat -rzucił z uśmiechem
-Znów...
-Nie marudź, kiedyś mnie pokonasz. Teraz chodź.
Po drodze zabrał trochę kanapek. I ruszyli białymi korytarzami.
-Sala do ćwiczeń? -spytała po przekroczeniu drzwi
-Nie byle jaka!
Uśmiechnął się chytrze i klasnął w dłonie. Ściany pokryły się czarnymi płomieniami, a sprzęt do ćwiczeń zniknął. Stali pośrodku niczego.
-Oto twoje miejsce do treningu. Doceń to, pracowałem nad tym cały ten czas. To osobny wymiar.
-Inny wymiar?
-Wyjaśnię ci to później. Najpierw coś prostszego do zrozumienia. Uwolnij moc.
Erin się skrzywiła.
-Nie umiem i nie chce.
-Umiesz, tylko nie jesteś tego świadoma.
Uniósł dłoń, a ta zapłonęła takim samym błękitnym płomieniem. Dziewczyna się wzdrygnęła.
-Nie bój się. To nie pirokineza. Skup się, znajdź to w sobie. Nie bój się, twój płomień cie nie zrani.
Zamknęła oczy i skupiła się. Na początku nie czuła nic, tylko chłód. Ale gdy ręka chłopaka chwyciła ją za bluzę i uniosła ogień w niej eksplodował. Chwyciła go za rękaw w chwili gdy ogień pokrył jej dłoń. Koszulka zajęła się ogniem. Allen cofnął rękę i zerwał materiał z siebie odsłaniając umięśniony i obandażowany tors.
-Przepraszam. Na początku to emocjami będziesz wyzwalać moc. Nie bój się i podtrzymaj to.
Poczuła pewność siebie jaką przelewał na nią.
-To niesamowite. -pomyślała
Spojrzała na swoje palce. Teraz wiedziała, że wcale nie poczuje bólu. Skupiła się na uczuciu płynącym z jej wnętrza. Wzmocniła je, a płomień objął ją całą.
-Ostrożnie, nie przesadź.
Opanowała się i przeniosła cały płomień na prawą rękę. Uśmiechnęła się szeroko.
-Nie ciesz się za wcześnie. Własną moc łatwo opanować, ale i z jej demonem będziesz musiała się zmierzyć. Inne psi tak łatwo nie przyjdzie.
-Demony?
-To później, teraz szybko nauczę cie wykorzystać twój płomień. Zaatakuj mnie!
Ruszył biegiem w jej kierunku, ledwo nadążała za nim wzrokiem. Zamknęła oczy gdy wyprowadził cios w kierunku jej twarzy... 

Sorki, nie miałem ani serca ani internetu... Miłego

Rządowy VI


Płomienie powoli zgasły zostawiając osmolone ściany. Erin próbowała utrzymać świadomość, jednak tylko ułamki scen zostały w jej pamięci... Zdziwienie Goldstein'a, jego marudzenie na materiały budowlane i ciemność pokoju Allena. Później już tylko ciemność... Ocknęła się naga w, jak wyczuła, łóżku.
-Gdzie ja jestem? -spytała w mrok
Po drugiej stronie pomieszczenia zabłysły złote oczy. Z ust dziewczyny wydobyło się westchnienie.
-Nie bój się. Już zapalam światło. -usłyszała w swojej głowie
Rozległo się kliknięcie i jasność oślepiła ją na chwile. Gdy źrenice dostosowały się do światła ujrzała, że jest przykryta. Ręką wymacała kryształ. Całe szczęście-był na miejscu. Cała podłoga zawalona była książkami i innymi przedmiotami, które tworzyły sieć ścieżek. Ściany wyłożone były zdjęciami, plakatami i wycinkami z gazet. Niektóre fotografie przedstawiały kogoś kto mógł być nawet podobny do Allena... Właśnie! Spojrzała na niego. Siedział pod ścianą z książką na skrzyżowanych nogach. Szczelniej otuliła się pierzyną i usiadła. Co się wczoraj stało? Zżerała ją niepewność... I strach. Bo przecież była nieprzytomna i naga...
-Ubranie masz koło łóżka, odwrócę się. -znów usłyszała telepatyczny przekaz
Posłusznie ubrała czarne bojówki i nieco za dużą bluzę.
-Możesz mi to wszystko wyjaśnić? -spytała drżącym głosem
-Za... Za... -wycharczał- Poczekaj chwile -dodał w myślach
Przyłożył dłoń do gardła, a ta zapłonęła na zielono. Westchnęła, a białowłosy mruczał coś przez chwile.
-Wybacz... Czas robi swoje -rzekła normalnie, niemal tym samym głosem, który słyszała wcześniej w głowie. Był tylko nieco zachrypnięty
-Położyłem cie i nie ubierałem z przyzwoitości... Nic nie zrobiłem...
-Wiesz, że nie o to pytam!
-Nie musisz się unosić...
Skinął ręką, do której podniosła się szklanka z wodą. Upił spory łyk i westchnął
-Co tu się dzieje? Czemu mówisz? Skąd ten płomień? Czemu rzeczy lewitują? Czemu...
-Nie wszystko na raz, prosze. Mówię, bo mam dla kogo
-A ten głos w głowie?
-Wybacz. Wiem, że to nieetyczne używać telepatii bez zgody...
-Telepatia?
-Telepatia, telekineza, pyrokineza..
-To jakieś chore!
-Mówisz tak, a sama jesteś użytkownikiem
-Kim? 
-Przecież ten płomień był twój. Nie mów, że nie wiesz... -roześmiał się- Trafił mi się ktoś kompletnie nieopierzony! Ha!
-To nie jest śmieszne! -jej oczy się zaszkliły
Podszedł do niej i poczochrał po włosach
-Spokojnie... 
Spojrzała na niego unosząc głowę. Wyglądała jak małe dziecko
-A co z..
-Nimi nie zaprzątaj sobie głowy. Chodź, zaraz śniadanie. Pewnie padasz z głodu.
Rzeczywiście. Zaburczało jej w żołądku, a chwile później lokalizator zapiszczał wzywając na stołówkę.
-Jeszcze jedno.
Chwycił ją za rękę odsłaniając urządzenie. Drugą dłoń uniósł wystawiając palec wskazujący, z którego wystrzelił niewielki i wąski czarny płomień. Przeciął nim pasek, a sam lokalizator zgniótł w dłoni i dla pewności "spalił" tym samym czarnym ogniem.
-Co to było? -spytała masując nadgarstek
-Moja moc indywidualna. Też znajdziesz swoją.


Zjedli w milczeniu. Allen jak to miał w zwyczaju porcję dla kilku osób. Cisze przerwał dopiero Goldstein.
-Witaj moja droga. -stanął za Erin kładąc jej ręce na ramionach- Zapewne wiesz czemu przyszedłem... Chciałem zapytać o tamte wydarzenia. Niestety żadne nagranie z kamer się nie zachowało...
-Myślę, że to nie będzie konieczne. -wtrącił Allen
Lekarz otworzył usta szeroko lecz nic nie odpowiedział.
-To samo myślę o jej terapii-jak śmiesz to nazywać. Bo znalazłeś się tu chyba po znajomości...
Na to stwierdzenie Erin parsknęła śmiechem.
-Zacznijcie robić coś przydatnego -kontynuował- Inaczej zrobię się nieprzyjemny. Mam dość odwalania waszych obowiązków.
Rozsiadł się wygodniej patrząc jak Goldstein w zorganizowanym popłochu oddala się
-Chodź! -rzucił wstając- załatwiłem ci nowy pokój.
Znów poprowadził ją labiryntem korytarzy
-Oto on -chwycił za klamkę
Znacznie różnił się od poprzedniego pokoju Erin. Był większy, tak duży jak Allena. Ściany w mozaice ciepłych kolorów nie przypominały już tych z izolatek. Była tam nawet duża szafa, niewielka biblioteczka i telewizor. Łóżko wisiało na linach przymocowanych do sufitu, a na biurku leżały wszelakie przypory piśmiennicze.
-Mam nadzieje, że Co się podoba.
-Tak, dzięki.
-Masz teraz pełną swobodę, a gdybyś czegoś potrzebowała zgłoś się do kogoś na świetlicy. Dostaniesz nawet Xbox'a jeśli chcesz. Nie będzie mnie parę dni, więc uważaj na siebie. 
Zostawił ją wchodząc do pokoju naprzeciw. Czyli teraz jesteśmy tak blisko-pomyślała. Zakluczyła drzwi-kolejna nowość- i rzuciła się na posłanie. Czy zrobił to specjalnie? I dokąd się wybierał? Chyba nie zamierzał opuścić budynku? Wypuszczą go? I te wszystkie zdarzenia jak z jakiegoś filmu! To sen-usiłowała sobie wmówić-sen! Podeszła do półek z książkami i chwyciła pierwszą lepszą z brzegu.
-Astral Dynamics? -przeczytała
Pogrążyła się w lekturze słuchając muzyki...

Rządowy V

Witam Was! Drodzy nie istniejący czytelnicy... I Ciebie witam =^^=
Ogłoszenia parafialne: szukam Bety! Jak patrze na te błędy, które robię to mnie boli! Pomoże ktoś?



Szli w milczeniu. Białowłosy prowadził dziewczynę labiryntem nieskazitelnych korytarzy.
W końcu zatrzymał się przed którymiś z setek takich samych drzwi. Otworzył bez pukania wpuszczając Erin.
Ten pokój był utrzymany w zielonej tonacji, wszakże to kolor nadziei. Całą powierzchnie zajmowały krzesła i jeden fotel ustawione w krąg.
-Oh! Jesteś... I ty również? -spytał zdziwiony widokiem Allen'a
Oboje usiedli obok siebie, pośród innych pacjentów. Byli tam schizofrenicy, ludzie z depresjami, fobiami i podobnymi "lżejszymi" przypadłościami
-Jesteś u nas zaledwie dwa dni, a już tyle zmieniłaś. -zażartował, po czym wrócił do rozmowy z jednym z podopiecznych notując co chwila w swoim notesie.
-Matko! Ale mu napędziłeś stracha -szepnęła
Uśmiechnął się chytrze jak to miał w zwyczaju.
W końcu przyszła i ich pora na "zbawienną" rozmowę.
-Allen? Czy...
"Nie"
-Cóż, to się chyba nigdy nie zmieni. W takim razie może ty? -spytał patrząc Na Erin
-Ale co mam powiedzieć?
-Co chcesz.
-W takim razie nie chce nic mówić
Spojrzał na nią spode łba notując. Tym raczej nie przyspieszyła swojego wyjścia na wolność... Jednak coś takiego nie mogło sprawić by zgięła kark. Wolała iść w zaparte.
Mimo to musieli tam siedzieć ponad godzinę, aż Goldstein nie porozmawiał ze wszystkimi.
-Ale nuda! -rzuciła gdy wyszli
Wzruszył tylko ramionami, a po chwili wzdrygnął się. Zaczął gestykulować by Erin wróciła do siebie, a sam pobiegł w przeciwną stronę.
-Cóż... Kolejne dziwactwo -stwierdziła spokojnie
Ruszyła dalej, tym razem według wskazań lokalizatora. Szybko dotarła do swojego pokoju. 
Stanęła przed drzwiami, coś było nie tak... Były uchylone. Gdy tylko zbliżyła się do luki poczuła szarpnięcie i uderzenie w głowę. Na chwilę ją zamgliło, a gdy wróciła ostrość widzenia ujrzała dwójkę ochroniarzy. Przyciskali ją do łóżka.
-Teraz nam już nie uciekniesz! -syknął pierwszy rozdzierając gruby materiał bluzy
-Twój koleżka jest teraz zajęty! -drugi z nich wykręcił jej ręce jeszcze bardziej
Ból. I strach. Ich zachowanie nie pozostawiało złudzeń do tego co chcieli zrobić. Ale nie tylko tego się bała...
Gdy pierwszy z oprawców ściągnął jej spodnie i zaczął rozpinać rozporek nie omieszkała kopnąć go w krocze.
-Radze wam uciekać! -próbowała przekrzyczeć jęki zwijającego się osobnika
Nowa fala bólu zalała jej ciało, a dokładnie ręce. Nie był jednak spowodowany chwytem ochroniarza, który w tej samej chwili odskoczył oparzony. Dłonie Erin znów płonęły tym strasznym błękitnym płomieniem, tak jak pokój.Żadne z nich nie mogło się ruszyć z powodu bólu. Zachowując resztki świadomości błagała by to był sen, zwykły koszmar. Tych dwoje na podłodze, płonące ściany i powietrze. Ten gorąc! Całe życie spędziła w chłodzie, a teraz gdy znów była bliska śmierci było gorąco. Resztka jej ubrania zdążyła już spłonąć, choć zdawało jej się iż płomienie ani temperatura nie krzywdzą jej.

Drzwi otworzyły się z hukiem. Przez łzy ujrzała białowłosego. Jego spokojny wyraz twarzy sprawiał, że ona sama się uspokajała. Podszedł do niej, a płomienie zdawały się go omijać... Nie patrząc na dziewczynę zdjął płaszcz odsłaniając obandażowany tors. Okrył Erin i wziął na ręce.
-Spokojnie, nic się nie dzieje. Uspokój się... -usłyszała niski i ciepły głos... W swojej głowie