piątek, 7 czerwca 2013

Stwórcy II

Z dedykacją dla Basi.
Namówiła mnie do dalszego pisania...


Zmierzchało gdy dojechali do przydrożnego zajazdu. Na noc lepiej było się gdzieś zatrzymać... Mimo, że wszystkie (a przynajmniej te, które się pokazywały) istoty Otchłani zostały wybite przez rycerzy Arcium to noc pod gołym niebem nie należała do przyjemnych. Zwłaszcza gdy zanosiło się na deszcz.
Koniem zajął się syn właściciela, a gdy Aren przekroczył próg został powitany w starym niemal zapomnianym zwyczaju...
-Witaj Posłańcu! Daleka droga za tobą?
-Witaj Gospodarzu! Nie droga za mną lecz przede mną jest ważna.
-Zatem niech gwiazdy ci sprzyjają. 
-I niech chronią twój dom. Przeczekam tylko deszcz, rano wyruszę dalej.
-Każe przygotować pokój. Życzysz sobie czegoś jeszcze? 
-Jakąś kolacje, ciepłe mleko i słodką bułkę
Jak się okazało Ruda była łakoma na wszelkie słodycze, wyjadła posłańcowi niemal wszystkie jakie miał. Łącznie z marcepanowymi kulkami i czekoladą.
Zaniósł ostrożnie wciąż słabe zwierze do wskazanego pokoju. Od razu widać było, że to rodzinny interes. Pewnie jeszcze z dziada pradziada... Mimo, że budynek był widocznie stary był zadbany. Nigdzie nie było widać próchniejących desek, sitowie było świeże, a łóżko wolne od pcheł. Takie przydrożne karczmy były lepsze, o nie się dba... Nie to co niektóre w miastach...
Zjadł w samotności przyglądając się Rudej. Zadziwiał go jej apetyt. Sam dostał sporą porcje jajecznicy na szynce z cebulą i świeży chleb. Wyjrzał za okno, do miasta było jeszcze z trzy dni drogi... I jakoś nie zapowiadało się na dobrą pogodę.
Zasnął wsłuchany w deszcz stukający o szybę i przytulony do drobnego ciałka lisicy. 
Sen miał niespokojny i urywany. Gdy wreszcie się wykrystalizował Aren zdusił krzyk. Oto przed nim stała Aname, lecz różniła się od wizerunków posągów w świątyniach. Żaden nie potrafił oddać jej majestatu. Stała na dwóch nogach-czy raczej łapach-pysk miała nieco spłaszczony, bardziej ludzki. Jej futro lśniło własnym blaskiem, a zza pleców wyłaniała się burza rudych ogonów o białej końcówce. Nie siedmiu jak w świątyniach, a dziewięciu. Już sobie wyobrażał jak poprawia wszystkie posągi w kraju gdy spojrzał jej w oczy. Nic nie było w stanie ich oddać, zwłaszcza kamień. Szarobłękitne, żywe i lśniące. O pionowej źrenicy, choć tak ludzkie.
Znajdowali się w pustce, wśród ciemności...
-Nie lękaj się - usłyszał wibrujący głos w swojej głowie
-Pani ma! -chciał paść na kolana, ale jej głos go powstrzymał
-Daruj sobie. Nie lubię jak bijecie mi pokłony... Przemyślałam twoją prośbę i przychylam się do niej. Moja wysłanniczka pozostanie z tobą. Przeleje w nią część swej mocy. Opiekuj się nią dobrze.
-Dziękuje ci Pani
Sen urwał się, a Aren podniósł się z krzykiem
-To tylko sen... -uspokoił sam siebie
Ruda  poruszyła się niespokojnie.... Nie! To nie ona! Chłopak zerwał pościel z posłania. W miejscu gdzie powinien znajdować się mały lis leżała Aname. Czy raczej coś co ją przypominało, wszak było mniej majestatyczne i miało tylko jeden ogon.
-Co jest? Śpij... I przykryj mnie zimno mi -mruknęła
-Pani!
Lisica podniosła się i spojrzała na niego tymi samymi oczami co we śnie.
-Nie jestem Aname, daruj sobie. Śpij, porozmawiamy rano.
Jej głos nie znosił sprzeciwu. Cóż więc robić? Nakrył ich i odwrócił się placami. Tłumaczył sobie, że to tylko lis... Co z tego, że jest kobietą, ma piersi, jest naga i są w jednym łożu... Czując ciepło na twarzy i plecach wyczekiwał świtu, gdy Ruda spała sobie spokojnie przytulona do Arena...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz