Przyglądał się kolejnemu obrazowi
na wystawie, w palcach trzymał kieliszek czerwonego wina. Kręcił
szkłem aż w płynie powstał mały wir, mrużył oczy jakby chciał
zobaczyć coś ukrytego pod farbą. Albo odbicie samego autora.
-Autorki. - poprawił się w
myślach
Westchnął ciężko i przeczesał
blond włosy. Miał spędzić w galerii jeszcze kilka godzin, wszak
pokaz nowo odkrytej wybitnej duszy dopiero się zaczął.
-Umrę tu... Same nadęte ćwoki. -
odezwał się głos w jego głowie
Mały złośliwy czart, wbijam igłę
zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Chciał uciec, albo chociaż
wyć. Ale nie mógł. Za to mógł się upić. Jednym haustem
opróżnił naczynie i odstawił je na tacy przechodzącego obok
kelnera od razu zabierając kolejne.
-Czy aż tak przytłacza pana sztuka? -
usłyszał miękki głos za plecami
Odwrócił się by ujrzeć zjawiskową
postać. Omiótł ją szybkim spojrzeniem zmrużonych oczu lecz zaraz
rozluźnił mięśnie twarzy przyjmując milszy wyraz twarzy.
-Ależ nie... - zaczął
Utonął jednak w jej spojrzeniu.
Ciepłe oczy. Brązowe. Jednak gdy przyjrzał się uważniej
dostrzegł cały gwiazdozbiór różnokolorowych iskierek. Nie
brązowe, nie potrafił nazwać tego koloru. Ale wiedział, że mu
się podobały. Ona jednak pochyliła głowę patrząc nań niby z
drwiną. „Tak łatwo odebrać ci mowę” - zdawało się mówić
to spojrzenie
-Widzi pani, raczej przytłacza mnie
towarzystwo. Sztukę lubię.
-Oh? Czy ja pana przytłaczam?
-Tego nie powiedziałem.
Pożerał ją wzrokiem, gdy odgarnęła
kosmyk orzechowo-miodowych włosów. Fale pięknie się układały
spływając na jej łopatki. Chrząknął by odzyskać głos i
przywołać kelnera, gdy ten podszedł podał jej kieliszek.
-Ma pani ochotę?
-Mam. Muszę przyznać, że wino jest
tu całkiem dobre.
-Oh... Czyżby na innych wystawach
podawali mniej szlachetne trunki?
Nie odpowiedziała, upiła łyk
pozwalając spłynąć kropli z kącika ust. Przygryzła wargi by
powstrzymać czerwień. A ta odznaczała się na jej bladych ustach.
Miała delikatny makijaż, doskonale dobrany do fryzury i lekkiej acz
gustownej błękitnej sukni.
-Więc co pan sądzi o obrazach tej
nikomu nieznanej duszyczki?
-Ciężko powiedzieć. Nie wpasowuje
się w żaden z powszechnych stylów. W części dzieł można
dostrzec połączenie różnych technik. Dzieła zarówno pstrokate
jak szata minstrela, jak i monochromatyczne. Zupełnie jak szukanie
siebie, jak próba stworzenia nowego unikalnego stylu.
Uśmiechnął się chytrze widząc jej
zaskoczoną minę. Uniósł kieliszek w geście toastu i upił łyk.
-Ale ja nie sądzę. To cytat z ulotki,
który moim zdaniem nie oddaje tego w pełni. Ja nie znam się na
sztuce. Wiem tylko co mi się podoba.
Jej zdziwienie przeszło w
niedowierzanie, a chwile później zaśmiała się cicho chowając
dłonią usta.
* * *
Musiała przyznać, że robiło się
ciekawie. Spodziewała się spotkać tu raczej albo nadętych
biznesmenów albo starych polityków chcących udawać wielce
dystyngowanych. Taka nuta szczerości i szaleństwa była miłym
zaskoczeniem.
-Lepiej żeby pan nie przyznawał się
przed nikim innym. Skłonni są w świętym oburzeniu wyrzucić pana
z tego przybytku. A pan nie uwiedzie żadnej z tych dam. - dyskretnym
ruchem kieliszka wskazała na debatującą szeptem grupkę
-Dziękuję za radę, ale zapewniam że
się pani myli. Przynajmniej w pierwszej kwestii. Mógłbym zdjąć,
któryś obraz i powiedzieć że powieszę go sobie w gabinecie. A
oni jeszcze by mi przyklaskiwali.
„Jednak nic z tego” - przeszło jej
przez myśl. Nadętych idiotów nie brak. Skrzywiła się. „Jak
mógł tak mówić o obrazach...”
-Mniejsza jednak o mnie i moją wiedzę.
Co pani sądzi o obrazach? O samej wystawie?
Pokręciła głową i upiła kolejny
łyk.
-Skoro nie zna się pan na sztuce to
nie powiem nic ciekawszego niż broszurka, którą miał pan okazję
czytać. Za to galeria? Przyjemna, zadbana. Obrazy dobrze
wyeksponowane. I co najważniejsze przednie wino. A co do wina.
Uniosła pusty kieliszek, który
natychmiast zastąpił nowym.
-Cieszę się, że pani smakuje. Kwaśne
arcjańskie. - powąchał demonstracyjnie
-O! Czyli pańskim konikiem nie jest
sztuka tylko wino?
-Można tak powiedzieć.
Westchnęła i znów upiła łyk. Tym
razem jednak kropla spłynęła z jej kącika mimo woli. On jednak
wykazał się refleksem, grzbietem palca wskazującego ściągnął
spływającą czerwień i spił ją wargami. Popatrzył zmrużonymi
oczami na palec, który dotknął jej policzka.
-Wybacz śmiałość panno Sael. Szkoda
jednak poplamić tak piękną kreację. - szepnął
Jej oczy wyrażały jednocześnie
strach jak i zaskoczenie.
* * *
-Skąd wiem? - zapytał parząc jej w
oczy, znów chciał w nich utonąć – Stąd, że lubię wiedzieć
czyje obrazy mam w gabinecie.
Ostentacyjnie wzniósł toast i
wychylił cały kieliszek naraz. Następnie podszedł do obrazu
przedstawiającego kolibra złożonego z pojedynczych plam. Pił on z
jedynego kwiatu na tle pogorzeliska. Uśmiechnął się wilczo. Lubił
to. Ten dreszcz, gdy zaskakiwał. Spontanicznie rzadko mu to
wychodziło. Ale czasem znalazł okazję by się przygotować.
Teatralnie założył materiałowe, białe rękawiczki i uniósł
płótno. Pod koniec wystawy miało być przeniesione przez
pracowników, ale po co czekać?
-Moi drodzy! Proszę o uwagę! -
zakrzyknął idąc do sztalugi na wzniesieniu w końcu sali. Po
drodze musiał minąć przynajmniej połowę gości. Zarówno ona jak
i on widzieli dziesiątki twarzy wpatrzonych weń. Jedni odwracali
wzrok, inni udawali że nic się nie dzieje. Byli tacy, którzy
jawnie zasłaniali twarze w akcie dezaprobaty. On jednak szedł nie
zwracając na to uwagi.
Postawił obraz i gestem przywołał
kolejny kieliszek.
-Drodzy moi. - zaintonował stukając w
szkoło – Jesteśmy tu dziś by obejrzeć wschodzącą gwiazdę
malunku. Wybija się ona ponad kicz dzisiejszych czasów. Zgodnie z
umową jeden wybrany przeze mnie obraz ma zostać zlicytowany przez
tu obecnych, a przychód ma być przekazany na cele charytatywne. Nie
zaprzątajcie sobie tym głowy.
Kolejny wilczy uśmiech.
* * *
Patrzyła na niego z niedowierzaniem i
odrazą. Już wiedziała kim jest. Właścicielem tego przybytku.
Może i w pierwszej chwili wydał jej się interesujący, ale teraz?
To tylko kolejny nadęty goguś, który chce zaimponować innym
pieniędzmi. Już miała wyjść, gdy usłyszała:
-Z autorką wymienialiśmy wiadomości,
które tyczyły się zorganizowania tego dnia. Już wtedy wydała się
być kimś więcej niż kolejnym malarzem. To co robiła, robiła z
pasją. Wiedziałem, że zorganizowanie tej wystawy to świetny
pomysł. Choć do licytacji raczej nie dojdzie, a rzadko się mylę...
To pamiętajcie. Dziesięć procent. Tyle od kwoty zlicytowania ma
wpłacić każdy udziałowiec. Pieniądze to nie wszystko. Liczy się
to jak je wykorzystacie. Daję czterysta milionów!
Przez salę przeszła fala zmieszania i
oburzenia. Nikt jednak nie podbił ceny. Za to widziała jak się do
niej zbliża. Wśród obiecanych oklasków.
-Szaleniec... - westchnęła – To
więcej niż za „Nafea Faa Ipoipo”
Nawet nie protestowała, gdy
wyprowadził ją pod rękę. Oprzytomniała dopiero gdy wyszli w
chłód nocy.
-Jesteś... Vabres. - rzuciła pusto –
I chyba największym szpanerem w historii.
-Proszę, mów mi Dean. Szpanerem?
Może. Chodzi o pieniądze? Co mi po nich? Komuś lepiej posłużą.
A tamte liczące się z konwenansami zgredy mają zabitego ćwieka.
Dla mnie to się liczy.
Westchnęła ciężko. Że też musiała
trafić na kogoś takiego.
-Tylko mnie nie...
-Nie wydaj? Spokojnie. Rozpuszczone
plotki odwrócą uwagę od ciebie. Masz ochotę na drinka?
Popatrzyła na niego niczym na klauna
pośród żałobników.
-Ty nie możesz być poważny.
-Mogę, ale nie chce.
Pokręciła głową. Czy mogło być
coś gorszego w tej nocy?
-Zgoda, ale tylko dlatego że na
trzeźwo tego nie przetrzymam.
* * *
Przyglądał jej się gdy jechali
taksówką. Cały czas patrzyła w szybę i choć udawała, że
patrzy na mijane budynki to wiedział, że patrzy na niego.
-Nie myśl o mnie źle. Nie jestem
zepsutym milionerem.
-Nie?
-Nie. Przed niektórymi takiego udaje,
ale nie.
Resztę drogi milczeli. Gdy dojechali
pomógł jej wysiąść i poprowadził do pubu. Najzwyczajniejszego,
nieco obskurnego pubu. On szedł swobodnie, ale ona szukała jakiegoś
podstępu. Zupełnie jakby w ceglanych ścianach miały czyhać
demony. Zeszli po schodach i zamówili napoje. Poprowadził ją do
oddalonego stolika w cieniu.
-No pytaj... - rzucił gdy stuknęli
się szkłem
-O? - chciała go zbyć, ale wiedziała
że nie ma to sensu – Dlaczego to zrobiłeś? Chciałeś mi
zaimponować ilością zer na koncie?
-Pudło... Jak milioner może imponować
milionerce?
-Co? - urwała
Dopiero teraz przypomniała sobie
umowę. Miała dostać od niego, niezależnie, dziesięć procent
kwoty zlicytowania. Uśmiechnął się wilczo.
-Zrobiłem to, żeby cie stamtąd
wyciągnąć. Wiem jak bardzo chcesz się ukrywać. Choć jeszcze nie
wiem dlaczego. Jeszcze.
* * *
To podkreślenie ją denerwowało. Jak
bardzo inwigilował jej życie? Ile wiedział?
-Nie ładnie tak paprać się w czyimś
życiu. - odcięła się
-Nie ładnie kłamać. I kraść. Ale
nie jesteśmy tu by osądzać kogokolwiek. Mamy się napić. A jak
pić to w miłej atmosferze.
-No to o czym chcesz porozmawiać?
-O tobie. O mnie. Gadka-szmatka...
Zapoznawcza.
Parsknęła śmiechem. Ale zaczęła...
* * *
Czas mijał, a oni próbowali przerobić
każdy aspekt swego życia. Alkohol rozwiązywał języki i z każdą
chwilą przechodzili do coraz bardziej osobistych i intymnych
szczegółów ich historii.
-I wtedy on spalił buraka i uciekł
pół nagi. Rozumiesz to? Jeden wytyk o ten pieprzyk. - rzuciła
Oboje ryknęli śmiechem bijąc dłońmi
po blacie, czerwoni z braku tchu. Gdy się uspokoili wznieśli
szklanki nie wiadomo, który już raz tego wieczora.
Widział jak przygryza wargę. Z
wrażenia niemal się zachłysnął, a część błękitnego płynu
spłynęła mu po brodzie. I stało się coś czego najmniej się
spodziewał. Kobieta pochyliła się nad stolikiem i zlizała ślad
napoju. Zamarł.
-Panno Sael...
-Cii... Mów mi Alice. - położyła
palec na jego ustach, a on instynktownie ucałował go – Wiem...
Ujęła jego dłoń i pociągnęła by
wstał. Zrobił to posłusznie, czuł krew szumiącą w skroniach.
* * *
Pociągnęła go ku toalecie, wciągnęła
go przez drzwi i przekręciła zamek. Rozsądnie wybrała toaletę
dla niepełnosprawnych. Więcej miejsca, nikt tu nie zaglądał.. I
było czyściej.
Popchnęła go na ścianę i przywarła
do jego ust. W głowie jej szumiało, gdy ich języki splotły się.
Westchnęła cicho czując jego palce
na odsłoniętych plecach, które błądziły po kręgosłupie.
Zszedł pocałunkami niżej, a ona odchyliła głowę by miał lepszy
dostęp do jej szyi. Delektowała się ciepłem jego oddechu i
wilgocią języka. Gdy uszczypnął jej skórę zębami zamruczała.
Wplotła palce w jego włosy ciągnąc go niżej.
-Jeszcze. - jęknęła czując
pocałunek na obojczyku – Jeszcze. - ponagliła
Sama przesunęła jego dłonie niżej,
na pośladki. Choć nie musiała go bardziej zachęcać, bo od razu
począł je ugniatać.
* * *
Teraz to on ją popchnął, prosto na
blat. Trzymając ją za, jak to ujął w myśli, zgrabny tyłeczek
pomógł jej nań wskoczyć. Oplotła go nogami przyciskając do
siebie. Szybko odnalazł jej usta by ponownie złączyć się w
pocałunku. Jego palce przesunęły się na uda.
-Boże! Cóż za aksamit.
Czuł jak męskość
próbowała rozsadzić mu spodnie. Ona też to czuła, zacisnęła
palce na nim. Mimo materiału doznanie było elektryzujące, zasyczał
z przyjemności. Nie mógł sobie odmówić wzajemnej pieszczoty. I
złośliwości. Przesunął palce na wewnętrzną stronę ud i
powędrował w górę. Chciał podrażnić się z nią, pieścić
przez delikatną tkaninę bielizny. Ale nie trafił nań. Jęknęła
przeciągle gdy dotknął jej kobiecości. Mokrej i gorącej. Szybko
jednak odzyskał rezon i szepnął jej do ucha.
-No proszę... Ktoś
tu lubi poświntuszyć.
Robił delikatne
kółka na wzgórku drażniąc się, jednak westchnienia i ciężki
oddech nie pozwoliły mu na powściągliwość. Rozchylił jej płatki
palcami i przesunął jednym po szparce.
-Tak! - wyrwało
jej się z gardła
Szybko jednak
przerwał pieszczotę i uniósł palce do ust. Jej zapach był dla
niego niczym najwspanialszy afrodyzjak.
-Zastanawiam się
jak smakujesz. - rzucił, oddech miał ciężki.
Patrzyła jak
zlizuje jej soki, jak napawał się tym.
-Nie krępuj się,
skosztuj.
Podniósł jedną
brew. Dłoń wróciła do jej skarbu, teraz jednak palec zagłębił
się w niej delikatnie.
* * *
Aż odrzuciła
głowę gdy poczuła jak się w niej zagłębia. Natychmiast też
przywarł ustami do jej dekoltu. Zamruczała gdy pierwszy szok minął.
Zaraz jednak znów odebrał jej oddech, gdy paliczkami rozprowadzał
jej soczki na łechtaczce drażniąc ją. Wzrok miała mętny,
bynajmniej od wypitych napoi. Dobrze wiedziała, że tylko pierwsze
dwa miały w sobie choć trochę alkoholu.
Nie miała jednak
czasu nad tym rozmyślać. Wolną dłonią przyciągnął ją do
siebie i pocałował, po czym podwinął sukienkę i klęknął. Nim
zdążyła cokolwiek zrobić jego ciepły oddech sprawił, że
poczuła iskierki płynące od lędźwi po kręgosłupie.
-Tak! - krzyknęła
głucho, tłumiąc dłonią słowa
Jego język
przesunął się po jej skarbie. Raz. I drugi. Coraz szybciej. Aż
wbił się w nią, a usta starały objąć się ją całą. Spijał
jej słodki nektar.
-Jak przestaniesz to cie zabije. -
chciała powiedzieć, ale słowa zostały jedynie myślą
* * *
-Boże! Jak cudownie ona smakuje!
Usztywnił język i
starał się penetrowań nim jak najgłębiej. Uniósł koniuszek do
góry i wycofał się drażniąc ją. Zaraz jednak wpił się
ponownie, z nową pasją badał każdy fragment jej cudownego ciała.
-And now... It's
time for magic trick. - zakpił, ale w tych słowach kryła się nuta
pasji
W każdym drobnym
ruchu kryła się wzbierająca namiętność.
Raz jeszcze
rozchylił jej płatki, by mieć łatwiejszy dostęp. I objął
ustami samą łechtaczkę. Począł ją ssać, a gdy krzyknęła do
zabawy dołączył język, którym drażnił ją z każdej strony.
* * *
Odebrał jej dech,
więc mogła tylko cicho sapnąć. Zamknęła oczy, gdyż wzrok
odmawiał współpracy widząc tyle gwiazd. Jednak ciepło drugiego
człowieka nie mogło być zastąpione. Czuła jak ją bada, jak chce
poznać jej wszystkie tajemnice.
-Niech poznaje!
- krzyknęła w myśli
Czuła jak wilgoć
spływa jej po udach, jak ciepło obejmuje całe lędźwie. I wtedy
poczuła jak dwa palce zagłębiają się w jej wnętrzu. Najpierw
naparły delikatnie, poruszyły się ostrożnie aż sięgnęły jak
daleko mogły. Wtedy obrócił dłoń zginając paliczki w górę.
Znów poruszył się, a gdy odnalazł punkt głuchy jęk odbił się
od ścian. Mogła tego nie widzieć, ale on uśmiechał się
zwierzęco. Zamknęła oczy a dłonie zacisnęła na piersiach. Nie
chciała wyrwać mu włosów. Poruszał palcami tak jakby miał już
opuścić jej aksamitne wnętrze, zaraz jednak wracał do jej punktu.
Język zaś zwiększył intensywność ruchów, niby pędzel
wypisujący magiczne runy.
* * *
Czuł jak jej
mięśnie zaciskają się coraz szybciej i mocniej. Spojrzał w górę
i w duchu uśmiechnął się. Krzyczała niemo, z zamkniętymi oczami
i palcami zaciśniętymi na piersiach. Gdy odrzuciła dłonie
wyginając się w łuk wstał szybko, wcześniej rozpiął spodnie i
teraz wszedł w nią. Nie napotkał większego oporu dzięki wilgoci.
Jednak jej mięśnie zacisnęły się na nim ciasno, aż sam chciał
krzyczeć. Za to krzyknęła ona, gdy kciukiem zastąpił miejsce
języka. I wtedy zacisnęła się tak mocno, że nie wiedział czy
jęczy z bólu czy z przyjemności. Wycofywał się powoli, co nie
było łatwe gdy w niekontrolowanych spazmach zaciskała się i
łapała go na oślep. Gdy oswobodził się nie mógł już dłużej
wytrzymać. Wytrysnął na jej odsłonięte udo.
Dali sobie chwile
by złapać oddech. Wtedy ją pocałował.
-Jeszcze? - szepnął
Tylko pokiwała
nieśmiało głową, wciąż miała przed oczami mroczki.
-Jedźmy do mnie. -
stwierdził
Odpowiedziała mu
rozmarzonym uśmiechem. Nie potrzebował niczego więcej.