poniedziałek, 19 maja 2014

Wyznanie Samobójcy

Trzymałem dziś w rękach Samobójcę
Choć tak młody był, zrobił to
Nie chciał On żyć, nie chciał On umrzeć
I płakał chłopiec w mych rękach
A ja nic zrobić nie mogłem
Wszędzie czerwień była, co w czerń się zmieniała
Jedynie wysłuchać go mogłem
A słowa jego straszne były
Lód na me serce kładły
Rzekł mi - nikogo nie nienawidziłem
Jeno Świat zepsuty był
Nie radził sobie On
I zawodził mi w rękach
Zimno mu było
I za matką wołał
A ja nic zrobić nie mogłem
I tak oto kolejne życie się skończyło
W bólu i strachu
Szkarłatem przyodziane
Wśród krzyku młodego chłopca

Znów Śmierć ujrzałem

Na wstępie - jeśli ktoś tu jeszcze zagląda - przepraszam, ale z pewnych osobistych powodów nie potrafię ostatnio pisać.


Dziś znów Śmierć ujrzałem
Gdy przechodziła tuż obok, na swe żniwa
I uśmiechnęła się do mnie, jak do przyjaciela
Choć wiem, że całe swe ciepło przelać weń chciała
To mego ducha chłód ogarnął, co tylko w grobach bywa
I ruszyła po nieszczęśników
A pierwszym był drobny człek
Wił się i skomlał ze strachu, kulił się żałośnie
Choć prosił, błagał... Śmierć jest nieubłagana
I pochwyciła go ze sobą
Krocząc w stronę następnego
Ten był postawny, a w oczach obłęd miał
Rzucał się, warczał i krzyczał
Samą Śmierć ogonić chciał
Poddać zamiaru nie
Lecz tu Ona nieubłagana
Jednym swym skinieniem, tego odważnego
Na kolana powaliła
I zapłakał on cicho, w chwili ostatniej
A ja znów patrzyłem jak odchodzi
I ogląda się za siebie, z uśmiechem
A Jej puste oczy zwiastują to co już wiem
I po mnie przyjdzie, Śmierć sama
Lecz ja Jej czekam
By dumnie, jak równy z równym
Przy jej boku odejść
Bo Śmierć jest rzeczą nieubłaganą