piątek, 7 czerwca 2013

Rządowy VII


Erin westchnęła i rzuciła książkę na łóżko. To już trzeci dzień nieobecności Allena. Nawet gdy pytała pracowników ośrodka nikt go nie widział.
-Gdzie ty się podziewasz? -rzuciła
Tęskniła, choć znali się ledwie parę dni. Tak wiele się dla niej wydarzyło. Została zabrana z domu siłą, uznana za wariatkę i uratowana przez tajemniczego osobnika jakim jest białowłosy. To on pozwolił jej uwierzyć, że nie zwariowała.
-To jest takie nudne!
Przeczytała stronę po raz kolejny, "Aby uwolnić PSI należy skupić energię podczas medytacji i stopniowo ją uwalniać wokół siebie tworząc strumień..."
Problem w tym, że zwyczajnie zasypiała. Wstała i ruszyła na stołówkę. Zarzuciła kaptur bluzy na głowę i pogrążyła się w rozmyślaniach.
-Wróci? Musi, obiecał...
Wzięła kubek czekolady i usiadła do partii szachów.
-Czy ja się w niego zmieniam?
Śmiała się z własnych słów rozdzielając dwójkę innych pacjentów.
-Trochę tak... -usłyszała w swojej głowie niski ciepły głos
Odruchowo się odwróciła. Stał tam ubrany w luźne spodnie i t-shirt, na rękach miał świeże bandaże.
-Wróciłeś! -krzyknęła i rzuciła mu się na szyje
Miny wszystkich wyrażały zdziwienie, Allena zaś zakłopotanie.
-Hej, spokojnie -zaśmiał się
-Gdzie byłeś?
-Zobaczysz. Daj coś zjeść.
Zasiedli więc do stołu. Allen jak zwykle pochłaniał niewiarygodne ilości jedzenia.
-Że ty taki chudy... 
-Jedzenie to energia, a ta nam jest potrzebna. Sama zaczniesz więcej jeść
Cisze zakłócały tylko odgłosy jedzenia i stukanie szachów. Dziewczyna wpatrywała się w niego szukając odpowiedzi na pytania, które ją dręczyły. 
-Szach i mat -rzucił z uśmiechem
-Znów...
-Nie marudź, kiedyś mnie pokonasz. Teraz chodź.
Po drodze zabrał trochę kanapek. I ruszyli białymi korytarzami.
-Sala do ćwiczeń? -spytała po przekroczeniu drzwi
-Nie byle jaka!
Uśmiechnął się chytrze i klasnął w dłonie. Ściany pokryły się czarnymi płomieniami, a sprzęt do ćwiczeń zniknął. Stali pośrodku niczego.
-Oto twoje miejsce do treningu. Doceń to, pracowałem nad tym cały ten czas. To osobny wymiar.
-Inny wymiar?
-Wyjaśnię ci to później. Najpierw coś prostszego do zrozumienia. Uwolnij moc.
Erin się skrzywiła.
-Nie umiem i nie chce.
-Umiesz, tylko nie jesteś tego świadoma.
Uniósł dłoń, a ta zapłonęła takim samym błękitnym płomieniem. Dziewczyna się wzdrygnęła.
-Nie bój się. To nie pirokineza. Skup się, znajdź to w sobie. Nie bój się, twój płomień cie nie zrani.
Zamknęła oczy i skupiła się. Na początku nie czuła nic, tylko chłód. Ale gdy ręka chłopaka chwyciła ją za bluzę i uniosła ogień w niej eksplodował. Chwyciła go za rękaw w chwili gdy ogień pokrył jej dłoń. Koszulka zajęła się ogniem. Allen cofnął rękę i zerwał materiał z siebie odsłaniając umięśniony i obandażowany tors.
-Przepraszam. Na początku to emocjami będziesz wyzwalać moc. Nie bój się i podtrzymaj to.
Poczuła pewność siebie jaką przelewał na nią.
-To niesamowite. -pomyślała
Spojrzała na swoje palce. Teraz wiedziała, że wcale nie poczuje bólu. Skupiła się na uczuciu płynącym z jej wnętrza. Wzmocniła je, a płomień objął ją całą.
-Ostrożnie, nie przesadź.
Opanowała się i przeniosła cały płomień na prawą rękę. Uśmiechnęła się szeroko.
-Nie ciesz się za wcześnie. Własną moc łatwo opanować, ale i z jej demonem będziesz musiała się zmierzyć. Inne psi tak łatwo nie przyjdzie.
-Demony?
-To później, teraz szybko nauczę cie wykorzystać twój płomień. Zaatakuj mnie!
Ruszył biegiem w jej kierunku, ledwo nadążała za nim wzrokiem. Zamknęła oczy gdy wyprowadził cios w kierunku jej twarzy... 

Sorki, nie miałem ani serca ani internetu... Miłego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz