niedziela, 30 marca 2014

Rozdrapując rany

Gdy mówię z Tobą
Rozdrapuję rany
Gdy tylko Cie widzę
Rozdrapuję rany

Ten ból głęboko w sercu
Co własna głupota mi przyniosła
Choć cieszę się gdy widzę
Twój uśmiech

I gdy we śnie mnie nawiedzasz
Rozdrapuję rany
I gdy wspomnienia wracają
Rozdrapuję rany

I choć już nie przy Tobie
Dalej wierny
Jak ten pies
Co nim jeno jestem

Modlę się
By nikt nie rozdrapał
Twych ran
Strzegę Cie z ukrycia


A ty co otaczasz ją ramieniem
Na baczności się miej
Byś nie popełnił
Tych samych błędów

Gotowym zębami
Gardziel twą rozszarpać
Jak ten pies
Co nim jeno jestem

Bo Jej krzywdy
Znieść nie umiem
Bo to Ona
Me serce dzierży

I choć jej zabawką
Nie mam za złe
Bo cóż pies rzec
Swej Pani może?

niedziela, 23 marca 2014

Spisując szepty XIII

Myobu, Lisku mój nie bądź na mnie zła. Proszę.

Burza przyszła przed świtem razem z ulewnym deszczem odbijającym się echem od szyb i dachu. Ciszę w domu przerwał zdławiony krzyk Lisicy, który usłyszał siedząc przy oknie i wdychając przesiąknięte ozonem powietrze. Zszedł więc do jej pokoju zaimprowizowanego w jednym z wolnych pomieszczeń, zastał ją zagrzebaną w poduszkach i kołdrze. Jedynie jej zjeżony ogon wystawał ponad całość i trząsł się ze strachu.
-Hej... - rzucił
Myobu aż podskoczyła na dźwięk jego głosu wyłaniając się z posłania, jej falowane włosy były w nieładzie a czy świeciły się ze strachu. Instynktownie okryła się szczelniej.
-Wszystko w porządku?
-T-tak, tylko trochę boję się grzmotów. - jęknęła
Spojrzał na nią ze zrozumieniem, kiedyś też bał się wielu rzeczy, w tym i burzy. Zbliżył się powoli i pogłaskał ją między uszami dodając tym otuchy.
-Jak się boisz to chodź, nie siedź sama.
Mógł tego nie widzieć w ciemności, ale zarumieniła się i położyła uszy po sobie. Bezwiednie wstała, była ubrana w zwiewną białą koszulę nocną na ramiączkach z zielonymi akcentami na koronkach. Kai musiał przyznać, że gamę strojów dostała pokaźną i to jak najlepszych, bowiem idealnie podkreślały jej cechy. Urok i niewinność, taki jak u dziewczyn właśnie stających się kobietami. Zaskoczyła go wtulając się w jego koszulkę, pogładził ją po włosach.
-Przepraszam. - wymamrotała
-Daj pokój.
Po drodze na górę zabrał szklankę ciepłego mleka dla Myobu, a gdy dotarli do jego pokoju natychmiast zagrzebała się w jego pościeli, uśmiechnął się siadając przy oknie.
-Nie bój się, jestem tu. - rzekł uśmiechając się
Odpowiedziało mu ciche mruczenie, które po paru minutach przerodziło się w spokojny oddech.

Rano już czekało na nią śniadanie w kuchni, srebrnowłosy razem z Sael'em siedzieli dopijając herbaty z kubków. Jej szczęściem zdążyła się przebrać w brązowe szorty i koszulkę bez rękawów. Pośpiesznie zjadła młode ziemniaczki polane tłuszczem oraz jajka sadzone
-Za chwilę ruszamy, gotowa? - podał jej szklankę soku
Kiwnęła tylko głową, dopiwszy napój ruszyła za nim do wyjścia. Tam wręczył jej wiklinowy koszyk i małą torbę z prowiantem.
Chwilę później już byli między drzewami za domem Kai'a, który rozglądał się za roślinami.
-O! Krwawnik. - rzucił odcinając drobne białe kwiatostany
-Dobrze znasz się na ziołach? - zagadnęła
-Trochę. Głównie szukam tych mi najpotrzebniejszych.
Kiwnęła głową i obejrzała się na wyskoki krzak z dużymi ciemnymi jagodami.
-Wilcza jagoda... - zamyśliła się
-Świetnie!
Położył jej rękę na ramieniu uśmiechając się chytrze.
-Są trujące!
-Tak. - stwierdził - Ale tylko w dużych ilościach. W małych zaś...
Wrzucił do ust kilka owoców, przeżuł i połknął. Myobu aż zakrzyknęła z przerażenia, ale on tylko spojrzał na nią. Oczy miał wręcz nienaturalne, źrenice powiększyły się spychając tęczówkę i zakrywając białka.
-Wyostrzają wzrok, a wino z nich jest przednie.
Nie chciała wierzyć, ale skoro on tak mówił... Z rozmyślań wyrwał ją odległy krzyk. Srebrnowłosy już odstawił koszyk na ziemię i ruszał w tamtym kierunku. Ruszyła zręcznie za nim.

czwartek, 20 marca 2014

Opowiastki fortowe I

Może będzie to seria, kto wie? Z dedykacją dla CSI BFF! A teraz i KK :D

Mężczyzna o długich siwych włosach czekał przy miejskim targu. Był ubrany w oficerski mundur i swoją postawą wzbudzał szacunek, jeszcze tylko spojrzał na kieszonkowy zegarek.
-Już prawie czas. - rzekł dogaszając cygaro
Jak na sygnał zza rogu budynku wyszła czwórka ludzi niosąca skrzynki pomarańczy. Były to dwie kobiety o typowo indiańskich rysach ubrane dość praktycznie, młody blondyn ze szpiczastą bródką i brodaty żołnierz przed czterdziestką. Gdy postawili skrzynie przed oficerem mężczyźni stanęli na baczność a Indianki pozdrowiły go plemiennym gestem.
-Witam panie. Spocznij. 
Dobrze obejrzał dostawę i uśmiechnął się.
-No, no... Dziś sporo zebraliście. - rzucił wypisując kwity
Każdemu wręczył plik banknotów i chwycił skrzynie.
-Paniom dziękuję, a panowie za mną.

Udali się do kwatery siwowłosego, tam ich pożegnał i zabrał się za rozdrabnianie i wyciskanie owoców. Nucąc starą żołnierską pieśń filtrował sok i mieszał go z lokalną tequilą. W całym pokoju niósł się słodki zapach gdy przelewał płyn do kolejnych butelek.
-No, gotowe. - rzekł poprawiając okulary
Kolejne szybkie spojrzenie na zegarek, jeszcze tylko dobrze upchnął szkło w jukach obkładając je wełną. Żal byłoby stracić tak dobre trunki, wyszedł z domu zabierając po drodze indiańskie amulety chroniące przed trafieniem i niechybną śmiercią. Czystej krwi mustang zdawał się nie czuć ciężaru ładunku jakim został obarczony, Iblis wskoczył na jego grzbiet i ruszył kłusem. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, musiał się śpieszyć. Czuł grające pod sobą mięśnie konia pędzącego niczym strzała.

W mniej niż godzinę dotarł do obozu tuż na wschód od fortu. Bez słowa został przepuszczony do namiotu dowódcy. Był to młody i spalony słońcem mężczyzna o gęstym zaroście. Mimo różnicy wieku siwowłosy ufał mu, był dobrym strategiem i dbał o swoich. A przede wszystkim kierował się honorem, co bardzo w nim cenił. Właśnie wydawał rozkazy młodej blondynce. Znał ją dobrze, nieraz walczyli ramie w ramie. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia - kobieta w bitwie - ale dobrze wiedział na co ją stać. Dość często prowadziła na froncie akcje mające na celu trzymać wroga na dystans. Z rozmyślań wyrwały go słowa dowodzącego.
-Na mój sygnał przejdziesz do sektora dziesiątego. - wskazał na mapie - Liczę na ciebie Tosiu. Zatrzymasz ich tam, my w tym czasie podejdziemy pod mury.
Kobieta zasalutowała i wyszła z namiotu.
-Czołem Dziki. - odezwał się używając pseudonimu
-Witaj Iblis!
-Mam dostawę. - uśmiechnął się chytrze
Obaj wyszli do oddziałów, starszy wyciągnął nalewki i amulety.
-Wasz znachor przybył! - zakrzyknął - Niech znikną troski!
Dobrze znał ludzi, którym wręczał butelki. Tak Smerfetkę - młodą kobietę o ciemnych włosach i cwanym uśmiechu jak i Skipa - młodzika, ale już żołnierza. Znał lub kojarzył wszystkich, sam też wzniósł toast.
-Ku zwycięstwu! - krzyknął
Słodki napitek rozlał się po języku. Zabrzmiał róg, w ostatniej chwili pochwycił bagnet od siwego kowala imieniem TeHaC. Bitwa się zaczęła, a kule świszczały tuż obok. Ruszyli z radosnym okrzykiem na ustach!

środa, 19 marca 2014

Spisując szepty XII

Miłego :3

Wszyscy zajadali ciasto, Myobu dostała szklankę mleka reszta zaś rozkoszowała się smakiem pienionego miodu. Właśnie dysputowali na temat ubrań dla Lisicy.
-Szczęściem, że mnie znacie. - odezwała się blondynka - Nie łatwo dziś o materiał dla Youkai.
-Dlaczego? Czy zwykłe włókno się nie nadaje? - spytała zdziwiona upijając łyk mleka
-Nie, różnica płaszczyzn. - wyjaśnił Kai - Coś takiego byłoby zbyt ciężkie dla was. Musielibyście zużywać stale energię by móc mieć je na sobie.
-A tak właściwie to jak wy się poznaliście?
-Kai zwyczajnie gonił kiedyś za tym samym co ja. Słyszałaś kiedyś o kamieniach dusz?
Rudowłosa pokręciła głową przecząco.
-Wyjątkowo potężne Youkai z czasem zatracają się, a ich dusza oddziela od reszty mały fragment, który mieszka w nich. Jeśli zabijesz lub wydobędziesz ten kamień z nich masz władzę nad cząstką tej mocy bądź samym jego właścicielem. Mimo, że po zabiciu nosiciela zostaje tylko namiastka tej potęgi to i tak jest niezwykle wielka.
-A my daliśmy się nabrać. - dodał srebrnowłosy dolewając wszystkim - Szukaliśmy klejnotu samego Amona. Czcze gadanie! - zaśmiał się
Amon, to imię odbiło się w umyśle Myobu, pierwszy i najpotężniejszy Youkai. Ten, który potrafi się odrodzić, ten który posiada władzę nad wszystkimi. Sama myśl, że ktoś mógłby przejąć choćby cząstkę jego mocy przerażała. Bo choć sam w sobie był straszny, Amon powstawał wyjątkowo rzadko i nie mieszał się w sprawy nikogo, czasem nawet pomagał innym. Był ojcem każdego Youkai, bez niego wszystkie by zniknęły.
-Amon się odradza, więc jego dusza wciąż się odnawia. Bez jego ingerencji taki kamień nigdy nie powstanie.

Na chwilę wszyscy zamilkli, jakby nakazywał to szacunek do samego imienia, ciszę przerwała Jorōgumo.
-A jak tam tegoroczna wyprawa po zioła? Przygotujesz coś na festiwal? - uśmiechnęła się chytrze
-Oczywiście! - odbił z uśmiechem przyprawiającym o dreszcze - Wyruszam po najbliższej burzy.
Kai zamknął oczy i odetchnął głęboko wciągając powietrze nosem, włosy zjeżyły mu się na karku.
-Czyli pojutrze.
-Umiesz przewidzieć burzę? - zdziwił się Sael, który do tej pory milczał
-Nie mów, że tego nie czujesz. Nie jesteś może leśnym duchem, ale powietrze aż skrzy!

Gdy ciasto znikło, a w butelce zostały ledwie krople pożegnali się z blondwłosą. Widzący zabrał się za przygotowanie obiadu, a Starszy gdzieś zniknął.
-Może pomóc? - zagadnęła
-Chętnie! Uformujesz kluski? Bierzesz gdzieś tyle ciasta - pokazał - i toczysz w kuleczki.
Chwilę pracowali w milczeniu, ona lepiła ciasto a on robił szaszłyki.
-Wiele znasz Youkai?
-Tak, widzisz... Kiedyś sporo podróżowałem i często się przeprowadzałem. Różnie to bywało, zostały stare znajomości lub wrogowie. Ale było minęło, tu zostaję.
Na twarzy Myobu przemknął uśmiech.
-Dobra! Gotowe, chodźmy. Jutro nie będziemy mogli korzystać z grilla, więc wykorzystajmy okazję.
Po chwili szaszłyki skwierczały nad rozżarzonym węglem, a dango gotowały się w wodzie.
-Jak tylko przejdzie burza ruszamy do lasu, Sael.
Demon zmaterializował się obok Kai'a i pochwycił patyczek ze słodkimi kluskami.


*Przepraszam Was za ten krótki jebaczyk, jakoś dziwnie nie mam siły*

Czas

Widzę nici czasu
Te splatające się
I te które znikają
Przecięte losem

Widzę je różnie
Tak wyraźne
Lub wytarte

Spośród nich łowię
Te czerwone
Te najwspanialsze
Co najlepiej wróżą

Lecz najwięcej widzę
Tych srebrnych
Wytartych już

Jakby czas wokół mnie
Zaginał się na złość
Niszczył wszystko
Czego dotknę

Może zbyt wiele zużyłem
Czasu swego
I zabieram go?

sobota, 15 marca 2014

Duszą dzieckiem

Dzieckiem wiecznie jestem
Nikim więcej
Dzieckiem w tym ciele
Paskudnym zaklęty

Nie miałem czasu
by dorosnąć
Nie miałem czasu
by żyć

I dalej go nie mam
Zamknięty w świecie marzeń
Wiecznej ułdy
Co zgubne złudzenia przywołuje

Jeno przeklinam
Sam siebie
Dorosnąć nawet nie próbuję
Już nie

Spisując szepty XI

Miłego :3

Szybko zostały jej wyjaśnione zasady działania prysznica, zaskoczeniem dla niej była ciepła woda. Wszak Leśne Duchy żyły z dala od domostw i takich rzeczy. Rozkoszowała się ciepłymi kroplami spływającymi po skórze, które rozluźniały spięte mięśnie i koiły ból oraz zmęczenie. Z nową siłą i uśmiechem wyszła z kabiny i spojrzała na swoją szatę. Była już zbyt zniszczona, zwinęła więc ją w kłębek i zmieniła formę na zwierzęcą. Teraz nawet inne Youkai czy sam Widzący mogli zobaczyć tylko małego rudego lisa. Zeszła do salonu, gdzie już na nią czekali siedząc na dużej skórzanej sofie. Z kuchni wyczuła słodkawy zapach, który ją zainteresował.
-Już wróciłam. - rzekła telepatycznie
Srebrnowłosy spojrzał na ubrania, które trzymała w pyszczku, speszyła się.
-P-przepraszam. Będę musiała sprawić sobie coś nowego.
-Spokojnie, tym się już zająłem. - rzucił z chytrym uśmiechem
W tym momencie rozległo się ciche pukanie do drzwi, Kai nieznacznie pobladł lecz zachował kamienny wyraz twarzy.
-Sael otwórz proszę.
Demon wstał i zniknął za rogiem korytarza, chwilę później wyłonił się z powrotem prowadząc kogoś. Widzący wstał napinając wszystkie mięśnie, oczy rozszerzyły mu się ze strachu. Cała scena rozegrała się zaledwie w kilku krótkich sekundach ledwo dostrzegalnych dla kogokolwiek tam obecnego. Zza pleców Starszego wyłoniła się wysoka młoda dziewczyna o pociągłej twarzy i ostrych rysach. Z pełną prędkością wyskoczyła wyrzucając ręce w stronę pisarza, ten ułamek sekundy zdawała się lecieć na niewidzialnych skrzydłach. Przygwoździła go do sofy ściskając mocno, Kai odgarnął jej blond włosy z twarzy by móc się odezwać.
-Cześć! - krzyknęła mu przy uchu
Wzdrygnął się czując ból bębenków, wysoki dźwięk oszołomił go.
-To tu się przeprowadziłeś. Całkiem fajna miejscówka. Dlaczego nie zaprosiłeś mnie na parapetówę? I co tam u ciebie? - wreszcie podniosła się i przyjrzała mu - Na wszystkie świętości! Ty osiwiałeś!
Zakrył dłonią jej usta i zepchnął na bok z cichym westchnięciem kręcąc głową.
-Nic się nie zmieniłaś. Na spokojnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się wstając by poprawić wysoko upięte w kitę włosy. Dopiero teraz Myobu zauważyła, że jest ubrana jak zwykła ludzka kobieta, w dżinsy i czarny t-shirt.
-A! To ty jesteś tym lisem?
-T-tak. - odparła zaskoczona
Kai wstał i otrzepał się teatralnie poprawiając koszulkę.
-To Jorōgumo, poznajcie się. Jest duchem jedwabnika.
Blondynka pochyliła się by spojrzeć w oczy Lisicy, jej czarne oczy przyprawiały o dreszcze.
-To co? Zabieramy się za to od razu?
Srebrnowłosy kiwnął głową i wskazał jej drzwi do osobnego pomieszczenia. Kobieta wystawiła przed siebie dłoń, z której wysunęły się drobne nitki splatające się w różne wzory, uśmiechnęła się chytrze.
-Zaprosiłem ją tu by zrobiła dla ciebie kilka ubrań.
Gestem zaprosiła Myobu i zniknęły za drzwiami.

Kai wyciągnął blachę z piekarnika, po domu rozniósł się zapach czekolady. Westchnął czując napływającą ślinę, polał ciasto czekoladą i rozkroił je.
-Coś długo tam siedzą. - stwierdził kładąc talerz na stoliku
Drzwi się otworzyły z impetem, a Jorōgumo znów skoczyła na niego. Tym razem zdążył zareagować, uchylił się przytrzymując ją ramieniem by nie wpadła na placek i błyskawicznie wepchnął jej jego kawałek do ust.
-No. Pokarz się. - zawołał z uśmiechem.
Lisica nieśmiało wyszła ze spuszczoną głową, była ubrana w nieskazitelnie białą i zwiewną sukienkę.
-Wow... - szepnął
-No! Postarałam się! Ma też sporo innych. - rzuciła przełykając ciasto
Wszyscy zasiedli do słodkości, Myobu rozpływała się od samego zapachu. Gdy wzięła pierwszy kęs aż zasłoniła usta i cicho westchnęła.
-Wspaniałe.
Uśmiechnął się na jej aprobatę.

czwartek, 13 marca 2014

Spisując szepty X

Jeszcze raz Ci dziękuję za pomoc, Myobu :3

Kai obudził się pierwszy, spojrzał na śpiącą jeszcze Lisicę. W promieniach porannego słońca jej włosy mieniły się niczym złoto w ogniu kuźni. Wstał ostrożnie, by jej nie zbudzić, nakrył ją jeszcze rogiem kołdry w który się natychmiast wtuliła. Zszedł do kuchni zakładając po drodze koszulkę, Sael już siedział za stołem.
Nie czuł żadnego bólu gdy schylał się do szafki, leczenie za pomocą ziół i demonicznej magii było doskonałe.
-Jak się czujesz?
-Nadzwyczaj dobrze. - rzekł wstawiając wodę
-Ta trucizna powinna cie zabić.
Youkai z chłodem przyjął kubek, który pojawił się przed nim, upił łyk.
-To ona cie uratowała.
-Wiem.
Blade wspomnienie dotknięcia umysłu, tylko tyle pozostało w jego pamięci. Rozgrzał patelnie i wrzucił nań plastry boczku, rozbełtał jeszcze jaja i starł ser. Chwilę później trzy talerze stały na tacy razem z dzbankiem lemoniady i wysokimi szklankami.
-Idź do ogrodu. - rzucił
Sael zabrał tacę i wyszedł na taras, srebrnowłosy zaś wrócił do sypialni. Myobu dalej spała, teraz rozłożona na całym posłaniu.
-Hej! - rzekł cicho szturchając ją - Wstawaj, śniadanie.
-Jeszcze pięć minutek... - wymamrotała
-Myobu!
Podskoczyła nagle i spadła za łóżko z cichym jękiem.
-W-witaj. - odezwała się cicho
Niepewnie wychyliła się zza materaca patrząc wielkimi oczyma i strzygąc lisimi uszami. Kai zaśmiał się cicho i podał jej rękę by pomóc wstać. Szybko jeszcze poprawiła szatę i uśmiechnęła się delikatnie rumieniąc się.
-Zrobiłem śniadanie.
-Nie chcę się narzucać.
-Uratowałaś mi życie, nie daj się prosić.
Chwycił ją za rękę i delikatnie pociągnął prowadząc na taras, gdzie czekał już Starszy. Zasiedli za niewielkim stolikiem i zabrali się za jedzenie.
-Wyspałaś się?
Kiwnęła głową żując kawałek skórki od chleba.
-Czy ty... Zabiłeś go? - spytała po chwili
Mógł się tego spodziewać, mimo wszystko był Widzącym, ona zaś Youkai. Spojrzał jej w oczy na chwilę zatracając się w ich błękicie, chciał tym spojrzeniem pokazać jej, że mówi prawdę. Nie chciał jej strachu.
-Nie, nie zabiłem. Na nóż nałożyłem błogosławieństwo, które pozbawiło go sił. Przez wiele lat nie wróci do poprzedniego stanu. I długo nie będzie urządzać polowań.
Przez moment zdawało mu się, że dostrzega cień smutku na jej twarzy. Zaraz jednak uśmiechnęła się i upiła łyk lemoniady.
-Może się lepiej poznamy, Myobu?
Z entuzjazmem kiwnęła głową.
-Opowiesz mi coś o sobie?
-Ale co? - spytała znów zakłopotana
-Skąd jesteś? Co lubisz robić? Sama też pytaj.
Zastanawiał się chwilę, widział jak ciężko jej mówić o sobie.
-Lubię jeść. Często łowię nad rzeką. A ty? Jak stary jesteś? Ludzie z czasem siwieją, prawda?
Zaśmiał się głośno o mało przy tym nie dławiąc kawałkiem boczku.
-Nie. - odparł po chwili śmiejąc się- Nie jestem stary. Osiwiałem po tym jak spotkałem Enrzę.
Oczy Lisicy wytrzeszczyły się z przerażenia.
-Enrzy? - spytała bezwiednie
Sael chrząknął głośno i zebrał talerze po czym zniknął we wnętrzu domu. Nastąpiła chwila ciszy przerywana stukaniem naczyń.
-Może tu zostaniesz? Przydało by się jakieś towarzystwo poza nim, bywa dość upierdliwy.
Szafirowe oczy tym razem wyrażały zaskoczenie.
-No co? Zapewniam cztery posiłki dziennie i pełną swobodę.
-Ja nie... - zająknęła się
-Dobra. Przemyśl to... A teraz leć pod prysznic. Jak wrócisz to zapraszam na ciasto. Zaraz coś upiekę.
Myobu spojrzała na swoją szatę, w ciągu ostatnich dni wiele przeszła, była brudna i rozdarta w kilku miejscach. Znów niepewnie kiwnęła głową, ale w myślach aż jej huczało.

środa, 12 marca 2014

Spisując szepty IX

Ten wpis dedykuję Myobu. Mam nadzieję, że to imię Ci się podoba :3

Kai biegł przez las zręcznie wymijając drzewa i krzaki, jego zmysły pracowały na najwyższych obrotach. Sael zaś zdawał się płynąć w przestrzeni trzymając się tuż za nim.
-I wzbij się wysoko by przebić nieboskłon. - skończył recytować
Przystanął na chwilę i sięgnął świadomością jak tylko daleko mógł, czuł różne Youkai w tym i Lisicę.
-Tędy! - rzucił
Ostatni ślad prowadził w stronę rzeki, czuł jej chłód, choć nigdy nie zwiedzał tej okolicy instynktownie znajdywał ścieżki. Przyśpieszył jeszcze z obawy przez co nie zdążył się zatrzymać i wpadł do wody. Szczęściem było tam płytko, przetoczył się tylko po kamieniach obijając plecy, poczuł przenikliwe zimno. Nagła zmiana temperatury w tak upalny dzień była nie małym szokiem, zerwał się na równe nogi. Znów rozszerzył swoją świadomość, choć nie musiał. Spojrzał na brzeg gdzie wśród liści napotkał szafirowe oczy.
-Hej! Spokojnie... -
-Uciekaj! - przerwała mu
Nie ruszył się, doskonale wiedział o demonie stojącym za nim. Zręcznie się uchylił przed spadającym ciosem, szpony z sykiem przecięły powietrze tuż obok ciała. Myobu wyskoczyła z krzaków w kierunku srebrnowłosego, ten jednak powstrzymał ją jednym gestem. Odwrócił się by spojrzeć na napastnika, wtedy przyszła fala mdłości. Okropny i paraliżujący impuls rozlał się od żołądka na resztę ciała. Coś takiego czuł tylko raz, gdy podczas pierwszego spotkania z Saelem. Ukierunkowany lęk jaki potrafili wywołać Starsi, ich naturalna zdolność obezwładniania umysłem. Kai nałożył kolejną barierę, która osłabiła działanie trucizny strachu. Dopiero teraz mógł przyjrzeć się jemu... Był to niezwykle stary Youkai. Wyglądałby całkowicie ludzko, gdyby nie kilka szczegółów. Ubrany w czarną długą szatę z kapturem pokrytą drobnymi łuskami na całej powierzchni wyglądał niezwykle władczo. Długie czarne palce o pięciu stawach wystawały z rękawów, a puste oczy spoglądały z cienia materiału. Reszta twarzy zdawała się nie istnieć i przypominała czarny dym zamknięty w naczyniu, choć mogło mu się tylko wydawać.
-Gaki! - zakrzyknął Sael
Demon nie odezwał się, tylko jego świadomość przekazywała to co chciał. Nie był to ani obraz ani ścisła myśl.
"Nie wtrącaj się"
Pisarz mocniej zacisnął palce na rękojeści trzymając ostrze skierowane w dół.
-Więc to ty ją dręczysz? - spytał pewnym głosem - Czego Starszy chce od pomniejszego leśnego ducha?
"Głód" - kolejna telepatyczna sugestia
-Nie bądź śmieszny! Jesteś jednym ze starszych! Zostaw ją w spokoju.
"Zginiesz! Odejdź!"
Sael usiadł w seiza unosząc się jakieś pół metra nad ziemią, jak zwykle nie wtrącał się w jego walkę z Youkai.
-Jeśli go zjesz to zostaw jego duszę, należy do mnie! - zaśmiał się
"Jest twoja!"
W tym ostatnim ułamku chwili, gdy myśli Lisicy kotłowały się z obawy, umysł Kai'a był tak czysty jak nigdy. Była to jego pierwsza walka ze Starszym, ci bowiem z reguły byli przyjaźni. Albo chociaż spokojni.
-Maska kości i krwi! Władco przebywający na wygnaniu! - rozpoczął recytację
W chwili w której Gaki wystrzelił w kierunku Widzącego jego ciało przebiły czarne ciernie, jednak Youkai niczym mgła rozwiał się i pojawił tuż przed nim. Zaklęcie zawiodło, tego się spodziewał po kimś tak potężnym. Błysnęła stal, coś czym Youkai nawet nie próbował się przejmować. Kpiący uśmiech zwiastował zgubę, ostrze zagłębiło się w ciało, z którego zamiast krwi wystrzeliła smuga czarnego dymu. Demon szarpnął się rozdzierając ranę jeszcze bardziej, jego myśli przy tym rozlewały się wokół atakując wszystkich. Lisica niemal nie zemdlała, na Kai'u nie robiło to już tak wielkiego wrażenia. Gaki resztkami siły sięgnął szponami i szarpnął po placach pisarza. Zawył i upadł na ziemię tuż obok rozwiewającego się jak mgła demona.
-Nie! - usłyszał jeszcze niem ból całkowicie go pochłonął
Z ran sączyły się strużki tego samego dymu.
-Nie dotykaj go.
Słowa Saela zatrzymały dziewczynę nim ta dopadła do ciała srebrnowłosego.
-Ta trucizna cie zabije.
Łzy już jej płynęły po policzkach, nawet on musiał się przed tym ugiąć.
-Spokojnie, przeżyje. Ale potrzebuje pomocy. Zaklęcia tu nie wystarczą. Potrzebuje ziół. Małe białe kwiatki tej wielkości. - zaczął pokazywać - Dużo płatków. I jeszcze takie rozłożyste, błękitne w czerwone plamki. Na pewno znasz.
Myobu dławiąc się płaczem pochyliła się nad trawą, jeden ruch jej dłoni i z ziemi zaczęły wyrastać rośliny. Była to naturalna umiejętność leśnych duchów, które tak mocno były związane z naturą.
-Doskonale. - rzekł
W dłoniach roztarł płatki kwiatów i sprawnym ruchem rozłożył w miejscach rozerwanego ciała. Gęsta czarna krew sączyła się po ubraniu i spływała dalej w dół. Demon nucił przy tym słowa niezrozumiałe nawet dla Lisicy.
-To nie wystarczy. - załkała
Sael też to wiedział, organizm Kai'a pierwszy raz musiał zmierzyć się z tak silnym przekleństwem. Gdyby kiedyś wcześniej próbował się uodpornić...
-Opętam go. - rzuciła ocierając łzy
-To jest jakiś sposób. - pomyślał
I tylko tyle zdążył zrobić, bo dziewczyna już wniknęła w ciało i umysł znikając mu przed oczami.
Na tę jedną chwilę ich myśli zlały się w jedno, zaraz jednak stając się tylko zatartymi wspomnieniami u tego drugiego. Demoniczna magia Kitsune rozlała się wypierając truciznę na zewnątrz. Tyle była wstanie zrobić nim moc Widzącego zmusiła ją do wycofania się, przez kolejną chwilę widziała różne niezwykłe rzeczy. Nawet takie, o których sam Kai nie miał pojęcia.

Ocknął się w swoim łóżku, wśród całkowitych ciemności. Jednak doskonale widział Saela siedzącego obok i Myobu leżącą zwiniętą w kłębek w jego nogach. Sam się wszystkiego domyślił, wystarczyło że wymienili spojrzenia.
-Dziękuję! - szepnął głaszcząc ją po włosach
Odpowiedziało mu ciche mruczenie.

wtorek, 11 marca 2014

Spisując szepty VIII

Dla mojego Liska :3

Kai upił niewielki łyk z kieliszka, a czerwień rozlała się po jego języku lekko kwaśnym smakiem. Tylko ukradkiem spoglądał na leśnego ducha, prawię się nie poruszał by jej nie spłoszyć. Widział jak chwyta talerz i nieco niezręcznie podnosi pałeczkami kawałek mięsa do ust.
-Więc? Jak masz na imię? - spytał nie odwracając głowy
Nastąpiła chwila ciszy przerywana odgłosem żucia i przełykania, kolejny łyk ubył z naczynia pisarza.
-Myobu. - głos dalej jej drżał
-Jestem Kai. Miło mi cie poznać. - rzekł z szerokim uśmiechem patrząc na Lisicę
Teraz dostrzegał więcej szczegółów, jak brud na policzku czy samej szacie w kwiecistym wzorze i bosych stopach. Musiała wiele ostatnio przejść, stwierdził. Miała niezwykle jasną cerę i typowy dla Youkai brak jakiejkolwiek skazy. Niezwykle drobna budowa dodawała jej uroku.
Spojrzała w stronę Saela, puste oczy maski zwróciły się w jej stronę przez co aż podskoczyła.
-Sael, bądź tak dobry i przynieś szklankę soku dla naszego gościa. - rzucił
Poczekał aż demon zniknie we wnętrzu domu, po czym zwrócił się o Lisicy.
-Naprawdę nie masz się czego bać. - znów uśmiechną się mając nadzieję dodać jej tym otuchy
Widział jak unika jego wzroku wpatrując się w talerz.
-Jesteś widzącym, prawda? - spytała w końcu
-Tak mnie nazywają. - upił kolejny łyk
-Zatem przeprowadzasz na nas egzorcyzmy?
Czuł w jej głosie nutę niepewności przechodzącą w strach.
-Czasami, ale tylko gdy któryś próbuje mnie zjeść.
Nieznacznie odetchnęła i rozluźniła się, widział to gdy jej dłoń trzymająca pałeczki przestała drżeć z wysiłku.
-A dlaczego jeden ze Starszych jest z tobą? Złapał cie?
-Chodzi ci o Saela? - kiwnęła głową - Nie do końca... Mamy kontrakt, pomaga mi zrozumieć wasz świat. Jego też nie musisz się bać, nie pożera innych.
Youkai wrócił trzymając w jednej dłoni szklankę, którą postawił przed Myobu, drugą zaś podtrzymywał szeroki rękaw swej szaty. Dziewczyna z wdzięcznością przyjęła napój opróżniając naczynie jednym haustem.
-Następnym razem nie chowaj się tylko też przyjdź. Miło jest posiedzieć z kimś.
-D-dziękuję. - rzuciła szybko - To za posiłek.
Wyciągnęła z rękawa niewielki przedmiot i położyła obok talerza, po czym zerwała się i jednym susem znalazła się za płotem. Kai podniósł coś co okazało się być plecionką z zielono srebrnej trawy, kształtem przypominała łapacz snów jednak w środku był niewielki wiatraczek. Z łatwością rozpoznał leśne zaklęcie, które nie pozwoli wyschnąć rośliną nawet po zerwaniu. Od razu zawiesił ją na belce tarasu.
-Czułeś to?
-Tak. - rzucił Sael wracając do picia
-Ktoś mocno ją prześladuje, jego aura jest bardzo wyraźna.
Czerwona maska zwróciła się w stronę srebrnowłosego.
-Zbieraj się. Będzie robota.
Obaj szybko dopili wino i zagasili grilla, jeszcze tylko zabrał swoją skórzaną kurtkę i bagnet. Nie bawił się w obchodzenie domu dookoła tylko tak jak Lisica przeskoczył przez płot. Sam się zdziwił jak łatwo mu to przyszło, ból z tamtej nocy minął nadzwyczaj szybko. Sael zmaterializował się tuż obok, ruszyli przez las w kierunku rzeki.
-A samotny potwór rozmyślał o sensie życia. - recytował raz po raz przeciągając dwoma palcami po ostrzu
-Ciekawe. Nawet wyczułeś jaki to rodzaj... - rzekł Youkai sam do siebie

poniedziałek, 10 marca 2014

Spisując szepty VII

Dedykacja dla Smerfetki

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi zmieniając barwy świata w cieplejsze i wpadające w czerwień. Siedzieli w jadalni popijając spieniony miód i rozmyślając, każdy o swoich sprawach. Głośne stuknięcie w szklane drzwi tarasu przykuło uwagę Kai'a i Sael'a, spojrzeli na Youkai stojącego na zewnątrz. Przypominał olbrzymiego ptaka, jedyną różnicą był niemal ludzki i nie pokryty piórami tors oraz spłaszczony dziób. Patrzył z bólem na dwójkę przy stole, srebrnowłosy zrozumiał niemą prośbę. Natychmiast wstał i wyszedł na taras.
-Witaj. - rzekł cicho
Jego świadomość rozlała się po ogrodzie. Teraz gdy wypoczął dopiero dostrzegł zmianę w swojej mocy. Doskonale czuł obecność każdego, nawet tych ukrytych przed wzrokiem. Nawet lisa spoglądającego spomiędzy liści drzewa za płotem, uśmiechnął się.
-Witaj Widzący. Muszę prosić cie o pomoc. - zaskrzeczał demon
Nadstawił lewe skrzydło pokazując je w pełnej klasie krasie. Delikatnie przejechał dłonią po piórach, mieniły się wszelkimi odcieniami błękitu tworząc wspaniałą kompozycję. Jedynie ich końce były czarne, dziwnie twarde i ostre.
-Uważaj, skaleczenie tymi piórami goi się zbyt długo. - usłyszał głos za plecami
Kai zdążył już wyczuć w czym tkwił problem, skrzydło było wytrącone. Chwycił więc mocniej z dwóch stron unikając ciemnych części upierzenia.
-Przygotuj się. Zaboli.
Ledwo skończył mówić i szarpnął jednocześnie uskakując przed mimowolnym kłapnięciem dzioba.
-Dziękuję, widzący.
Youkai sięgnął pazurami za siebie i postawił przed pisarzem spory gliniany dzban zamknięty korkiem. Ptak odwrócił się i wzniósł się. Sael podniósł zaś dzban przyglądając się wyrytym na nim znakom.
-No, no. Ciekawy podarek, to Yama no midori mizu no.
Już kiedyś słyszał o tym trunku, był dość rzadki i niezwykle ceniony. Wytwarzały go niektóre demony wykorzystując źródła żelazistej wody i różne zioła. Taka woda smakowała krwią co przyciągało różne duchy. Sam napój był dość mocny i miał właściwości rozluźniające, rzekomo wprowadzał w głęboką medytacje. Choć z tym ciężko było się zgodzić, większość zwyczajnie się upijała. Wziął naczynie i ruszył do piwniczki przez klapę w kuchni.
-Zastanawiałeś się kiedyś nad niektórymi prawami rządzącymi tym światem?
-Oo? - Sael zamruczał ciekaw
-Na przykład dlaczego ja mogę was dotknąć? Inni ludzi zwyczajnie przenikają przez Youkai, ale jeśli chcecie możecie ich dotknąć.
-Tak już jest i tyle, nie trzeba rozumieć by wiedzieć.
Srebrnowłosy począł przeglądać półki z winami, patrząc we wnętrza butelek przy słabym świetle. W końcu zdecydował się na kwaśne czerwone, z dzikiej róży z nutą lipowego miodu i korzennymi przyprawami. Było to jego dzieło.
-Nie sposób się z tym nie zgodzić, ale dlaczego tak się dzieje? - spojrzał chytrze w puste oczy czerwonej maski
Ruszyli na górę, demon zabrał wino i szerokie kieliszki na taras rozsiadając się na poduszkach. Kai zaś wyciągnął zamarynowane wcześniej kawałki polędwicy. Czuł zapach imbiru i czosnku, nie szczędził też ziół i pieprzu, jeszcze tylko chwycił trzy talerze. Kiedy wyszedł za dom miniaturowy grill był już rozpalony, leżał na deskach między poduszkami. Rozłożyli kawałki mięsa, które momentalnie zaczęły skwierczeć. Każdy pałeczkami wybierał swoją porcję i piekł sam sobie. Zapach rozniósł się wyciągając ciekawskie oczy spośród różnych zakamarków.
-Mam swoją teorię. Chcesz posłuchać?
-Pewnie. - rzucił Sael chwytając pałeczkami średnio wysmażoną cząstkę
-Jeśli przyjmiesz istnienie różnych płaszczyzn łatwo dojść do tego logicznie. Ludzie żyją na jednej płaszczyźnie, w świecie materialnym. Jest też wasz prawdziwy świat, druga płaszczyzna jako świat duchów. Wy zaś będąc tutaj żyjecie na dwóch płaszczyznach jednocześnie, paradoksalnie nie będąc na żadnej. Dla ludzi wasza płaszczyzna nie istnieje, więc nie jest widoczna. Wy ślizgacie się na jej granicy, gdy chcecie zbliżacie się do świata materialnego. Dlatego na przykład możecie jeść.
-Ha! Czyli tobie bliżej do bycia Youkai. - zaśmiał się
-Bliżej do bycia, jak mówiłeś, wędrującym. Kimś kto opuścił swój świat i wędruję między różnymi płaszczyznami.
Upili łyk wina od którego aż drętwiał język, było idealnie wytrawne i aromatyczne. Kai nałożył porcję mięsa na trzeci talerz i pchnął go po deskach jak najdalej.
-Nie siedź tam. Chodź i nie bój się.
Chwilę minęło nim się przełamała i zeskoczyła z drzewa, obejmowała ramiona nieśmiało spoglądając w stronę talerza.
-Smacznego. - rzucił z uśmiechem
Lisica ruszyła wolno w jego kierunku.

sobota, 8 marca 2014

Spisując szepty VI

Z dedykacją dla Abby. Powodzenia na maturze :)

Żar lał się z nieba nie dając wytchnienia zmęczonym, zwłaszcza Kai'owi. Siedział na deskach tarasu rozkoszując się czekoladowym shake, który przed chwilą zrobił. Był w samych spodniach, tors miał zaś owinięty bandażami, ból wciąż mu doskwierał.
-W rzyć! - rzucił kaszląc
Chłód napoju rozchodził się po trzewiach przyprawiając o dreszcze. Srebrnowłosy rozejrzał się po ogrodzie, po kamiennej ścieżce aż do stawu. Tam tuż przy tafli wody był mały lis próbujący złapać którąś rybę łapką. Przynajmniej zwykły człowiek widziałby lisa, Kai bowiem widział młodą dziewczynę ubraną w kwiecistą szatę, jego wzrok zatrzymał się na miodowo rudych włosach. Tam bowiem, tuż nad skroniami wyrastały zwierzęce uszy. Porastały one krótkim futrem w tym samym kolorze, ich końcówki zaś lśniły czernią.
-Te ryby nie są do jedzenia! - odezwał się
Youkai podskoczył o mało nie wpadając do wody, wykonała szybki zwrot i puściła się biegiem na czterech łapach jednym susem przeskakując płot. Westchnął ciężko wstając, udał się do kuchni gdzie odgrzał kawałek łososia z obiadu.
-Chodź, nie bój się. - rzucił kładąc talerz na krawędzi tarasu
Sam zaś zasiadł po drugiej stronie opierając się plecami o belkę. Lisica wychyliła się podciągając rękoma, skorzystał z okazji by przyjrzeć się jej twarzy. Była dzieckiem, wielkie szafirowe oczy i drobne usta otoczone burzą loków. Tyle zdążył dostrzec, bowiem poruszała się z nieludzką szybkością. Zwykłe ludzkie oko nie dostrzegłoby nawet smugi jej ogona wystającego spomiędzy fałd materiału. W mgnieniu oka podniosła talerz i zniknęła za rogiem budynku, a pisarz mógł dosłyszeć jedynie jak wgryza się w posiłek.
-Tylko oddaj mi talerz. - rzucił popijając nieco już cieplejszy napój
Z rozmyślań wyrwało go ciche stuknięcie.
-D-dziękuję! - usłyszał zasapany głos
Choć mimo wszystko wydawał się dość przyjemny i delikatny, dało się w nim wyczuć nutę przerażenia i zmęczenia.

Wspomniał słowa Saela, tuż po tym jak się poznali a zaczął zgłębiać ten tajemniczy świat. Wyjaśnił mu wtedy, że wyższe Youkai nie potrzebują niczego by egzystować, te pomniejsze zaś potrzebowały jedzenia czy wody tylko gdy odkryły przyjemność z ich spożywania. Uzależniały się wtedy jak od narkotyków.

-Nie bój się. Nie zjem cie. - rzucił z uśmiechem
Drobna twarz wychyliła się zza ściany z przerażeniem w oczach, widział jak drży.
-Jesteś leśnym duchem? Rzadko was widuję, strasznie się kryjecie.
-Dlaczego mnie widzisz? - zakrzyknęła
Popatrzył na nią ze zdziwieniem i zaśmiał się.
-Naprawdę młoda jesteś. Są ludzie, którzy was widzą. Jestem jednym z nich. Siadaj.
Rzucił jej poduszkę co spowodowało u Lisicy atak paniki, ułamek sekundy później jej ogon zniknął za płotem gdy skoczyła.
-Dziwna jakaś... - mruknął i legł na poduszce
Pogrążył w lekkim śnie kojonym szumem listków na wietrze.

piątek, 7 marca 2014

Spisując szepty V

Dla tych wszystkich, od których dostałem zjebkę


Jedna iskra świadomości, mała lecz wszechpotężna, cała istota jego jestestwa zawieszona gdzieś w świadomości. Tak się przebudził, pośród pustki, gdzie nie było ani światła ani ciemności. Była jedynie jego myśl, bezcielesna... Gdy odzyskał świadomość zdawało mu się, że spał przez bardzo długi czas.
-Więc tak to wygląda? - spytał sam siebie - Ani to niebo ani piekło. Czy może to ostatnia chwila wieczności? Ta mityczna chwila tuż przed śmiercią, gdy czas zdaję się stać w miejscu?
Trwał zawieszony, bez poczucia upływu czasu, nie mając ciała...
-Jak ja się tu znalazłem? A! Przecież Enrza wyrwała mi serce...
Samo wspomnienie przelewając się przez jego świadomość sprawiało ból, choć zupełnie inny niż za życia.
Zaczął więc wspominać, bo cóż mu zostało. Ciepła fala rozlała się po jego świadomości...
-Kai! - usłyszał znajomy głos - Kai...
Czy demony przeszłości potrafią dopaść nawet w takim miejscu? Tego nie wiedział... Czuł za to jak coś go porywa, niczym nurt wrącej rzeki zmyło jego świadomość.

Obudził się z krzykiem i rwącym bólem w klatce piersiowej. Leżał w zakrwawionej pościeli, którą sam był umazany. Natychmiast opadł na łóżko bez tchu, nie mogąc zaczerpnąć powietrza. Dłuższą chwilę zajęło mu odzyskanie pełni świadomości, wtedy dopiero dostrzegł Saela. Siedział po turecku jakieś pół metra nad posłaniem Kai'a, mimo zasłoniętej twarzy czuć było bijące od niego zmęczenie.
-Jak? - z ust pisarza padło krótkie pytanie
-Sam nie uwierzysz... Śmierć się nad tobą rozpłakała! - zaśmiał się głośno
-Nie... Pierdol.. Głupot!
Każde słowo rwało potwornie w klatce piersiowej niczym pazury.
-Prawdę mówię. Siedziała tu równe sześć dni, w pierwszym walczyła z tobą. Nie dałeś się, zaczęła więc wnikać w ciebie... I resztę czasu zwyczajnie tu siedziała.
Palcami zaczął ścierać zaschniętą krew, zdziwił go brak jakiegokolwiek śladu. Zapadła cisza przerywana ciężkim oddechem.
-Więc? Jak wygląda?
-Tego żaden żywy nie wie. Widzą ją tylko osoby do których przychodzi.

Dobrą godzinę leżał pijąc ostrożnie rozcieńczony sok jabłkowy, nie jadł prawie tydzień. Szczęściem Youkai poił go mlekiem. Następnie umył się gdy demon przyniósł mu miskę z wodą, śmierdział krwią i potem.
-Kurewsko boli...
Sael tylko spojrzał na niego, ale nie odezwał się. Spróbował wstać, był to jednak zbyt duży wysiłek dla jego ciała i upadł na ziemię. Jęknął boleśnie, nawet nie próbował już wstawać tylko czołgał się.
-Idę do łazienki. Wstaw wodę. Wlewasz do połowy garnka, tego z długą rączką i na średni palnik.
Youkai zniknął mrucząc coś, ale chwilę później usłyszał stukanie w kuchni. Gdy tylko wczołgał się pod prysznic odkręcił wodę kładąc się i dając jej spływać po ciele. Było mu potwornie zimno mimo gorąca panującego w kabinie, najbardziej prawdopodobniej było to spowodowane utratą krwi.
Uznawszy, że jest już w stanie przypominającym człowieka dźwignął się do umywalki i spojrzał w lustro. Krzyk przerażenia rozniósł się po domu przywołując Saela.
-Coś się stało? - spytał spokojnie
-Ty się pytasz co się stało? Ty się jeszcze kurwa pytasz? - krzyknął
Chwycił warkocz, który był już w nieładzie i wyciągnął go do przodu. Jego włosy były srebrne.
-I?
-I nic. Spotkałeś Śmierć, spodziewałeś się czegoś dobrego?
Odpowiedziało mu gniewne spojrzenie i mocne kopnięcie w szafkę pod zlewem.
-Wrzuć ryż, słyszę jak woda się gotuje.
Demon nadstawił uszu i jeszcze raz zwrócił się w stronę jasnowłosego, nic jednak nie powiedział.
Kai zszedł do kuchni o mało nie spadając ze schodów, opadł ciężko na krzesło i opierając się na stole.
-Wyciągnij ryż z wody i dobrze go odsącz. - instruował - Wrzuć na miskę i dodaj masła, cukru i cynamonu.
Gdy tylko posiłek znalazł się przed nim dosłownie go pochłonął, niemal nie zwracając uwagi gdy ściśnięty żołądek się odezwał.
-Dziękuję. - rzekł cicho - I gratuluje, właśnie pierwszy raz w życiu gotowałeś.
Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, choć słaby z wyczerpania...

poniedziałek, 3 marca 2014

Białe Zimno

Białe Zimno
Co jest we mnie
Puste i nieskończone

Bałem się go
Wyklinałem
Aż w końcu zaakceptowałem

Ukojenia w nim szukałem
Lecz oszukać można wszystkich
A nie siebie

Gdy w końcu mnie pochłonęło
Jak tonący ratować się chciałem
Serce ogrzać próbowałem

Ale czy nadzieja złudna nie jest
Czy ta iskra mnie nie spali
Lepiej już uschnąć

Spisując szepty IV

A teraz szybko! Puki wena siedzi...

Po całym domu niósł się zapach smażonego mięsa, ziół, przypraw i pomidorów. Kai stał nad wysokim garnkiem w którym dusiło się mielone mięso, właśnie dodawał bazylię i oregano rozkoszując się ich słodkim zapachem. Pociągnął nosem z uśmiechem i dodał jeszcze szczyptę soli.
-Mówię ci Sael, bez ziół i dobrych pomidorów spaghetti nie zrobisz. Chociaż wszystkie składniki są równie ważne... Kurewsko dawno nie jadłem spaghetti. - westchnął
Youkai stał oparty o kuchenną szafkę przyglądając się poczynaniom blondyna, dla niego gotowanie było czarną magią. Choć mimo swej natury spożywał i to często ludzkie posiłki, było to dla niego jak narkotyk. Niepotrzebne do życia, ale przyjemne.
-Strasznie lekko do tego podchodzisz. - szepnął lecz Kai zdawał się nie słyszeć
Tarł właśnie kostkę sera i mieszał mięso by się nie przypaliło.
-Chyba nigdy przy tobie nie robiłem tego dania, co? Nie przypominam sobie. Mam swój tajny składnik. - opowiadał żywiołowo - Popatrz, to porter. Ciemne gorzkie piwo wyważy smak słodkich ziół i papryki.
To powiedziawszy wyciągnął z lodówki butelkę z ciemnego szkła, która pokryła się kropelkami rosy.
Dopiero teraz poczuł gorąc, który panował w kuchni. Sprawnym ruchem noża otworzył piwo i upił łyk rozkoszując się ciężkim napitkiem. Następnie dolał piwa do garnka i nakrył go zdejmując z ognia.
-Myślę, że będzie ci smakować. - rzucił otwierając okno
Chłopak usiadł na parapecie opierając się i upijając ciemny płyn z butelki. Starał się oczyścić umysł z wszelkiej myśli, co nie było łatwe. W jego głowie kotłowała mu się jedna myśl - czy to koniec?
-Nie... - rzucił pod nosem
Sael spojrzał na niego, nie odezwał się jednak.
Gdy zasiedli do stołu Kai nałożył sobie podwójną porcję i zabrał się za jedzenie popijając porter. Nawet Youkai odsłonił usta by móc zjeść, ale nie więcej. Pisarz widział już je kilka razy, choćby gdy popijał herbatę, były całkowicie normalne i ludzkie. Zastanawiał się jak wygląda reszta jego twarzy, czy jest jakoś zdeformowana? Czy w tej ostatniej chwili dane będzie mu ją ujrzeć?
-Pożyjemy zobaczymy. - zakpił w myślach
Po posiłku zasiadł za laptopem by spisać ostatnie uwagi do swojej książki. Miał umowę z wydawcą by w razie nagłej śmierci ktoś mógł dokończyć jego dzieło na podstawie notatek.
-Trzeba być na wszystko przygotowanym. - szepnął sam do siebie
Następnie zrobił obchód po całym domu podlewając wszystkie rośliny, nawet nie zauważył kiedy nadszedł zachód słońca. Wtedy to zasiadł na tarasie za domem na rozłożonych poduszkach z podgrzewaczem do sake, do którego dorzucał niewielkie szczapy drewna. Chwycił czarkę i wyciągnął butelkę z wody.
-Napijesz się ze mną? Ten ostatni raz? - zapytał podając demonowi naczynie
Ten przyjął je i upił łyk z cichym pomrukiem.
-Dobre. To ta butelka na specjalną okazję?
-Taa.. Sake z prefektury Kochi, Junmai daiginjo.
Ciepły trunek rozlał się na języku i w trzewiach, nie piekł jak wódka lecz jego delikatny specyficzny smak dawał ukojenie zmysłom przytępiając je.
-Chyba czas spać... - rzekł po trzeciej czarce

Gdy rzucił się na łóżko już czuł jej obecność, jedyne co zrobił to przewrócił się na plecy, nie walczył. Był gotowy. Spojrzał na czarną postać, zdawała się dziwnie bezkształtna i niewiarygodnie wątła.
-Już czas. - wychrypiał głos
Enrza zbliżyła się wystawiając przed siebie patykowate palce.
-Twoje serce należy do mnie!
Spojrzał w miejsce gdzie powinna mieć oczy, na tę bezładną masę.
-Nie... Nie do ciebie. - szepnął bardziej do siebie
Gdy tylko demon stanął nad Kai'em nadeszła pierwsza fala bólu kiedy pękały wszystkie bariery. W jego głowie poczęły przewijać się kolejne obrazy z jego życia, na każdym była Ona. Widział wszystkie smutki, swoje winy...
-Nie... - szepnął - Nie tak.
W akcie ostatniej woli i świadomości zaczął wspominać, wszystkie jego radości. Jej uśmiech, nawet teraz gdy umierał, gdy palce dotarły do jego serca ten widok... To ciepło przywołało uśmiech na jego twarzy.
Youkai zawył, zaciskając dłoń wnikającą w tors blondyna.
-Nie! Co ty robisz? - szarpnęła się
Natłok przepływający przez myśl Youkai aż bolał, wszak nie tym się żywiła. Znów wydobyła z siebie ten wibrujący dźwięk, jeszcze wyższy i dłuższy niż za pierwszym razem. Kolejne fale bólu przetaczały się przez ciało pisarza, oboje szarpali się tak fizycznie jak i na wyższym poziomie świadomości.
Aż w końcu coś pękło, delikatna nić która utrzymywała Enrzę w jej postaci. Tysiące pojedynczych mniejszych dusz rozlało się niczym woda z pękniętego naczynia, a sam pisk przeszedł w apogeum. Demon w ostatnim geście nienawiści szarpnął palcami... I wszystko ustało, a cisza która nastała była tak przejmująca jak potrafi być tylko w najstarszych kaplicach. Ustała też świadomość Kai'a, który czuł jak uchodzi z niego ostatnia iskra życia... Zamknął oczy z bolesnym uśmiechem.

Cali My I

Moc kawy i muzyki z Wami!

Cały zespół siedział na dywanie rozłożonym na surowym betonie garażu. Pośrodku zaś stała shisha, a każdy trzymał w dłoni jakiś napitek. Właśnie skończyli pierwszą próbę z nową dziewczyną, więc wszędzie walał się sprzęt. Parę gitar stało opartych gdzie było bliżej, klawisze dalej stały rozstawione tak jak perkusja.
- Właściwie to jak wy się poznaliście? - spytała niska brunetka upijając łyk spirytusu z żeliwnego kubka
-My? - Adrian wskazał na siebie i Arka - O rany... Tej! Zielony weź to opowiedz
-Dobra... - odstawił butelkę Białej Rosy i ułożył się wygodniej - To było na jednej służbie. Wiesz, że pracowaliśmy w ochronie?
Nie czekając na odpowiedź rozpoczął opowieść.

* * *

Arek siedział rozparty w fotelu z nogami na stole. W małej stróżówce ledwie mógł wyciągnąć nogi. Dziś miał poznać swojego nowego zmiennika, oczekiwał więc inspektora. Szybkie spojrzenie na zegarek, zostało nieco ponad dwanaście godzin.
-Co za beznadzieja. - westchnął - Jeszcze trochę i można się napić...
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk podjeżdżającego samochodu.
Chwilę później szpakowaty mężczyzna przeszedł przez drzwi razem ze stosunkowo niskim chłopcem. Inaczej nie dało się go nazwać.
-Co za szczyl? -pomyślał
-Cześć Młody, to twój zmiennik. Pierwsza służba razem, weź go wdroż w system.
Popatrzył na współpracownika z politowaniem. To miał być żart?
Dopiero po chwili zauważył dłoń wystawioną w jego kierunku. Uścisnął ją z całą siłą. Uśmiech na dziecinnej twarzy rozwścieczył go bardziej.
-Adrian.
-Arek. Ty tak serio?
-Ale co?
Nie doczekał się odpowiedzi. Za to dostał odgórne wytyczne.
-Tu masz zeszyt, każdy samochód spisujesz z rejestracji i imienia nazwiska przyjeżdżającego. Notuj komu jaki klucz wydajesz. Obchody robimy na zmianę, co godzinę. Obudź mnie jak będziesz wychodził.
Żarliwe skinięcie jako odpowiedź bawiło i denerwowało. Jak całe jego jestestwo.

* * *

-Czyli się nie polubiliście?
Obaj zanieśli się śmiechem
-Nie! -blondyn złapał się za brzuch- Żarliśmy się jak cholera, dopiero później złapaliśmy temat furry.

***

Adrian siedział z nogami na biurku, pierwsza część służby minęła na całkowitej rutynie.
-Cześć! - mruknął usłyszawszy otwieranie drzwi
Odpowiedziała mu cisza. Chwilę później Arek oparł się o stolik obok.
-Co jest? - urwał w pół słowa
Blondyn widząc zimową czapkę na głowie zmarszczył czoło.
-Na co się patrzysz młody?
-Mamy upał na dworze.
-I co z tego?
Młodziak nie odpowiedział, za to uśmiechną się chytrze i błyskawicznym ruchem chwycił materiał na głowie kolegi. Ten doświadczony nie jedną walką niemal instynktownie skontrował wykręcając dłoń przeciwnika i rzucając go na ziemię. Minęła jedynie chwila nim zorientował się, że nie ma już czapki. To Adrian ściskał ją w dłoni śmiejąc się pod nosem. Teraz dopiero zrozumiał, co skrywała. Włosy Azjaty były jadowicie zielone i krzywo obcięte ledwo do ramion.
-Ty gnoju, kurwa! - krzyknął podnosząc go za koszulę
Nie przestał się śmiać nawet gdy Arek nim szarpał.
-Zajebię cię! - krzyczał
-Wyluzuj! Tak ci lepiej.
Na te słowa zamarł, stracił to co było jego dumą... A teraz usłyszał coś takiego. Bezwiednie rozwarł dłonie.
-Serio?
-Serio. Ale mam pomysł, siadaj.
Szybko odnalazł w szafce szczotkę i żel do włosów, począł układać kolejne pasma w stalagmity.
-No! Popatrz. - podał mu lusterko - Teraz to jesteś jak postać z zajebistego anime. Tylko, hmm... Jakiegoś atrybutu ci brak. Może okularów albo kolczyka?
Zielonowłosy nie odpowiedział, zaczął za to płakać i ściskać kolegę.
-No już, już. Jest dobrze.
Usłyszał ciche dziękuję i chwilę później poczuł dotyk ciepłych warg na swoich ustach. W pierwszej chwili zaskoczony nawet zareagował, jednak delikatnie i zdecydowanie odsunął się.
-Wybacz, wiesz że jestem bi... Ale chcę być z dziewczyną.
Nie doczekał się odpowiedzi, Arek za to wstał i wyszedł na obchód.

***

-Więc to tak ty w nim...?
-Tak, jebany! Od tamtego momentu co chwila dobiera mi się do dupy. Nigdy w życiu!
-Zobaczymy! - zripostował Wafel
Wszyscy się zaśmiali głośno i wznieśli toast.
-A skąd...
Spotkanie trwało jeszcze kilka godzin...

Spisując szepty III

Miłego...

Wyczekiwał świtu siedząc na twardym kuchennym krześle, spoglądał przez otwarte okno na podjazd. Upił łyk gorzkiej zielonej herbaty i ze stuknięciem odstawił żeliwny kubek.
-Czego się dowiedziałeś?
Sael, który zmaterializował się za plecami Kai'a drgnął, nawet on bywał zdumiony jego umiejętnościami.
-Cóż... - zaczął - Niczego dobrego. Jeszcze nikt się jej nie wyrwał. Nie znany jest też sposób na pokonanie Enrzy.
Mocne uderzenie pięścią w stół wywróciło naczynie rozlewając resztę płynu.
-Mamy kontrakt Sael! Masz mi dostarczać informacji.
Youkai drgnął, a spod maski dobył się warkot przypominający drwiący zdławiony śmiech.
-To co... Zobaczyłeś - mruczał demon - niezwykle tobą poruszyło. Wy ludzie przywiązujecie wielką uwagę...
-Dość! - krzyknął wstając - Jadę do miasta, zostań i pilnuj domu.
Luźno narzucił ramoneskę na ramiona i wyszedł nawet nie zamykając drzwi. Poranna mgła zdążyła się podnieść, a mimo wilgoci było ciepło. Wsiadł do swojego samochodu, czarnej Impali. Czuł zapach chłodnego metalu i skóry, zacisnął mocno palce na kierownicy. Struna, która drgnęła w jego duszy za sprawą Youkai czyniła go niezwykle drażliwym. Nawet wspomnienie tego jak naprawiał ten samochód doprowadzało go do furii.
-I tak oto mój spokój runął. - rzucił ponuro
Nawet przejażdżka pustymi drogami nie koiła nerwów. Gdy dojechał do małej pobliskiej miejscowości większość ludzi jeszcze nie wstała. Jedynymi budynkami były ceglane kamienice i niewielkie domy, typowa architektura tworząca klimat takich miasteczek. Zaparkował przed niewielkim sklepikiem. Gdy otworzył drzwi te uderzyły w dzwonek, a spomiędzy regałów powitała go niemłoda już sprzedawczyni. Posłał jej tylko krótkie spojrzenie i kiwnięcie na powitanie. Chwycił koszyk i zaczął pakować kolejne produkty.
Z rozmyślań nad obiadem wyrwał go dźwięk otwieranej kasy i ciche westchnienie ekspedientki.
-Czy coś się stało? - zagadnął wychylając się zza rogu regału
-Nic takiego. - odparła - Kasa się psuję, jest zwyczajnie stara.
Wzrok Kai'a padł na ladę, gdzie obok kasy leżał czarny kłębek przypominający tuman kurzu spod długo niesprzątanego łóżka.
-Pozwoli mi pani zerknąć? Wuj miał podobny problem w swoim sklepie. - skłamał
Gdy kobieta przytaknęła wszedł za ladę i uniósł kasetkę.
-Tam gdzie cień, wędruję też światło. - szepnął stukając dwoma palca w spód
Kłębek warknął zadziwiająco groźnie lecz odtoczył się po blacie i zniknął gdzieś w przestrzeni.
-Proszę, teraz powinno być dobrze. Stary problem z wygiętym dnem, które uderza w mechanizm.
Kobieta podziękowała mu promiennym uśmiechem, wrócił więc do zakupów.
Usłyszawszy dzwoneczek odruchowo się odwrócił w stronę drzwi. Struna w duszy znów drgnęła i zalała go bólem, choć nie tak silnym jak w nocy. Dopiero chwilę później do jego świadomości dotarła prawda, bowiem przez ten ułamek sekundy zamiast nieznanej mu kobiety widział Ją. Omam? Zwykłe przewidzenie czy złudzenie wywołane przez... Nie miał pojęcia przez co.
Zły sam na siebie skończył zakupy i wyszedł jak najszybciej mógł. Wrzuciwszy pakunki do bagażnika wsiadł za kierownice i ruszył z piskiem opon klnąc sam na siebie.
-Kai. - usłyszał cichy szept
Po plecach przeszły mu ciarki, nie odwrócił się jednak udając głuchego.

-Sael! Jestem. - krzyknął otwierając drzwi
Youkai zmaterializował się w przedsionku stając przed blondynem. Na jego nieme pytanie pokręcił głową co skutkowało tylko gniewnym warknięciem chłopaka. Ruszyli do kuchni.
-Możliwe, że dziś nasz kontrakt się dopełni. - rzucił cicho
Mimo, że tego nie widział był pewien triumfalnego uśmiechu skrytego za maską.
-Cóż... Byłem świadom, że to skończy się w ten czy inny sposób. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie zbyt boleć. I że moja dusza będzie ci smakować.
Bijąca gorycz nie pozwoliła demonowi się już odezwać, miast tego skupił się na wielkim głodzie który czuł.