piątek, 7 czerwca 2013

Rządowy V

Witam Was! Drodzy nie istniejący czytelnicy... I Ciebie witam =^^=
Ogłoszenia parafialne: szukam Bety! Jak patrze na te błędy, które robię to mnie boli! Pomoże ktoś?



Szli w milczeniu. Białowłosy prowadził dziewczynę labiryntem nieskazitelnych korytarzy.
W końcu zatrzymał się przed którymiś z setek takich samych drzwi. Otworzył bez pukania wpuszczając Erin.
Ten pokój był utrzymany w zielonej tonacji, wszakże to kolor nadziei. Całą powierzchnie zajmowały krzesła i jeden fotel ustawione w krąg.
-Oh! Jesteś... I ty również? -spytał zdziwiony widokiem Allen'a
Oboje usiedli obok siebie, pośród innych pacjentów. Byli tam schizofrenicy, ludzie z depresjami, fobiami i podobnymi "lżejszymi" przypadłościami
-Jesteś u nas zaledwie dwa dni, a już tyle zmieniłaś. -zażartował, po czym wrócił do rozmowy z jednym z podopiecznych notując co chwila w swoim notesie.
-Matko! Ale mu napędziłeś stracha -szepnęła
Uśmiechnął się chytrze jak to miał w zwyczaju.
W końcu przyszła i ich pora na "zbawienną" rozmowę.
-Allen? Czy...
"Nie"
-Cóż, to się chyba nigdy nie zmieni. W takim razie może ty? -spytał patrząc Na Erin
-Ale co mam powiedzieć?
-Co chcesz.
-W takim razie nie chce nic mówić
Spojrzał na nią spode łba notując. Tym raczej nie przyspieszyła swojego wyjścia na wolność... Jednak coś takiego nie mogło sprawić by zgięła kark. Wolała iść w zaparte.
Mimo to musieli tam siedzieć ponad godzinę, aż Goldstein nie porozmawiał ze wszystkimi.
-Ale nuda! -rzuciła gdy wyszli
Wzruszył tylko ramionami, a po chwili wzdrygnął się. Zaczął gestykulować by Erin wróciła do siebie, a sam pobiegł w przeciwną stronę.
-Cóż... Kolejne dziwactwo -stwierdziła spokojnie
Ruszyła dalej, tym razem według wskazań lokalizatora. Szybko dotarła do swojego pokoju. 
Stanęła przed drzwiami, coś było nie tak... Były uchylone. Gdy tylko zbliżyła się do luki poczuła szarpnięcie i uderzenie w głowę. Na chwilę ją zamgliło, a gdy wróciła ostrość widzenia ujrzała dwójkę ochroniarzy. Przyciskali ją do łóżka.
-Teraz nam już nie uciekniesz! -syknął pierwszy rozdzierając gruby materiał bluzy
-Twój koleżka jest teraz zajęty! -drugi z nich wykręcił jej ręce jeszcze bardziej
Ból. I strach. Ich zachowanie nie pozostawiało złudzeń do tego co chcieli zrobić. Ale nie tylko tego się bała...
Gdy pierwszy z oprawców ściągnął jej spodnie i zaczął rozpinać rozporek nie omieszkała kopnąć go w krocze.
-Radze wam uciekać! -próbowała przekrzyczeć jęki zwijającego się osobnika
Nowa fala bólu zalała jej ciało, a dokładnie ręce. Nie był jednak spowodowany chwytem ochroniarza, który w tej samej chwili odskoczył oparzony. Dłonie Erin znów płonęły tym strasznym błękitnym płomieniem, tak jak pokój.Żadne z nich nie mogło się ruszyć z powodu bólu. Zachowując resztki świadomości błagała by to był sen, zwykły koszmar. Tych dwoje na podłodze, płonące ściany i powietrze. Ten gorąc! Całe życie spędziła w chłodzie, a teraz gdy znów była bliska śmierci było gorąco. Resztka jej ubrania zdążyła już spłonąć, choć zdawało jej się iż płomienie ani temperatura nie krzywdzą jej.

Drzwi otworzyły się z hukiem. Przez łzy ujrzała białowłosego. Jego spokojny wyraz twarzy sprawiał, że ona sama się uspokajała. Podszedł do niej, a płomienie zdawały się go omijać... Nie patrząc na dziewczynę zdjął płaszcz odsłaniając obandażowany tors. Okrył Erin i wziął na ręce.
-Spokojnie, nic się nie dzieje. Uspokój się... -usłyszała niski i ciepły głos... W swojej głowie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz