niedziela, 29 października 2017

Namaluj mój świat [+18] 1

 Przyglądał się kolejnemu obrazowi na wystawie, w palcach trzymał kieliszek czerwonego wina. Kręcił szkłem aż w płynie powstał mały wir, mrużył oczy jakby chciał zobaczyć coś ukrytego pod farbą. Albo odbicie samego autora.
-Autorki. - poprawił się w myślach
Westchnął ciężko i przeczesał blond włosy. Miał spędzić w galerii jeszcze kilka godzin, wszak pokaz nowo odkrytej wybitnej duszy dopiero się zaczął.
-Umrę tu... Same nadęte ćwoki. - odezwał się głos w jego głowie
Mały złośliwy czart, wbijam igłę zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Chciał uciec, albo chociaż wyć. Ale nie mógł. Za to mógł się upić. Jednym haustem opróżnił naczynie i odstawił je na tacy przechodzącego obok kelnera od razu zabierając kolejne.
-Czy aż tak przytłacza pana sztuka? - usłyszał miękki głos za plecami
Odwrócił się by ujrzeć zjawiskową postać. Omiótł ją szybkim spojrzeniem zmrużonych oczu lecz zaraz rozluźnił mięśnie twarzy przyjmując milszy wyraz twarzy.
-Ależ nie... - zaczął
Utonął jednak w jej spojrzeniu. Ciepłe oczy. Brązowe. Jednak gdy przyjrzał się uważniej dostrzegł cały gwiazdozbiór różnokolorowych iskierek. Nie brązowe, nie potrafił nazwać tego koloru. Ale wiedział, że mu się podobały. Ona jednak pochyliła głowę patrząc nań niby z drwiną. „Tak łatwo odebrać ci mowę” - zdawało się mówić to spojrzenie
-Widzi pani, raczej przytłacza mnie towarzystwo. Sztukę lubię.
-Oh? Czy ja pana przytłaczam?
-Tego nie powiedziałem.
Pożerał ją wzrokiem, gdy odgarnęła kosmyk orzechowo-miodowych włosów. Fale pięknie się układały spływając na jej łopatki. Chrząknął by odzyskać głos i przywołać kelnera, gdy ten podszedł podał jej kieliszek.
-Ma pani ochotę?
-Mam. Muszę przyznać, że wino jest tu całkiem dobre.
-Oh... Czyżby na innych wystawach podawali mniej szlachetne trunki?
Nie odpowiedziała, upiła łyk pozwalając spłynąć kropli z kącika ust. Przygryzła wargi by powstrzymać czerwień. A ta odznaczała się na jej bladych ustach. Miała delikatny makijaż, doskonale dobrany do fryzury i lekkiej acz gustownej błękitnej sukni.
-Więc co pan sądzi o obrazach tej nikomu nieznanej duszyczki?
-Ciężko powiedzieć. Nie wpasowuje się w żaden z powszechnych stylów. W części dzieł można dostrzec połączenie różnych technik. Dzieła zarówno pstrokate jak szata minstrela, jak i monochromatyczne. Zupełnie jak szukanie siebie, jak próba stworzenia nowego unikalnego stylu.
Uśmiechnął się chytrze widząc jej zaskoczoną minę. Uniósł kieliszek w geście toastu i upił łyk.
-Ale ja nie sądzę. To cytat z ulotki, który moim zdaniem nie oddaje tego w pełni. Ja nie znam się na sztuce. Wiem tylko co mi się podoba.
Jej zdziwienie przeszło w niedowierzanie, a chwile później zaśmiała się cicho chowając dłonią usta.

* * *

Musiała przyznać, że robiło się ciekawie. Spodziewała się spotkać tu raczej albo nadętych biznesmenów albo starych polityków chcących udawać wielce dystyngowanych. Taka nuta szczerości i szaleństwa była miłym zaskoczeniem.
-Lepiej żeby pan nie przyznawał się przed nikim innym. Skłonni są w świętym oburzeniu wyrzucić pana z tego przybytku. A pan nie uwiedzie żadnej z tych dam. - dyskretnym ruchem kieliszka wskazała na debatującą szeptem grupkę
-Dziękuję za radę, ale zapewniam że się pani myli. Przynajmniej w pierwszej kwestii. Mógłbym zdjąć, któryś obraz i powiedzieć że powieszę go sobie w gabinecie. A oni jeszcze by mi przyklaskiwali.
„Jednak nic z tego” - przeszło jej przez myśl. Nadętych idiotów nie brak. Skrzywiła się. „Jak mógł tak mówić o obrazach...”
-Mniejsza jednak o mnie i moją wiedzę. Co pani sądzi o obrazach? O samej wystawie?
Pokręciła głową i upiła kolejny łyk.
-Skoro nie zna się pan na sztuce to nie powiem nic ciekawszego niż broszurka, którą miał pan okazję czytać. Za to galeria? Przyjemna, zadbana. Obrazy dobrze wyeksponowane. I co najważniejsze przednie wino. A co do wina.
Uniosła pusty kieliszek, który natychmiast zastąpił nowym.
-Cieszę się, że pani smakuje. Kwaśne arcjańskie. - powąchał demonstracyjnie
-O! Czyli pańskim konikiem nie jest sztuka tylko wino?
-Można tak powiedzieć.
Westchnęła i znów upiła łyk. Tym razem jednak kropla spłynęła z jej kącika mimo woli. On jednak wykazał się refleksem, grzbietem palca wskazującego ściągnął spływającą czerwień i spił ją wargami. Popatrzył zmrużonymi oczami na palec, który dotknął jej policzka.
-Wybacz śmiałość panno Sael. Szkoda jednak poplamić tak piękną kreację. - szepnął
Jej oczy wyrażały jednocześnie strach jak i zaskoczenie.

* * *

-Skąd wiem? - zapytał parząc jej w oczy, znów chciał w nich utonąć – Stąd, że lubię wiedzieć czyje obrazy mam w gabinecie.
Ostentacyjnie wzniósł toast i wychylił cały kieliszek naraz. Następnie podszedł do obrazu przedstawiającego kolibra złożonego z pojedynczych plam. Pił on z jedynego kwiatu na tle pogorzeliska. Uśmiechnął się wilczo. Lubił to. Ten dreszcz, gdy zaskakiwał. Spontanicznie rzadko mu to wychodziło. Ale czasem znalazł okazję by się przygotować. Teatralnie założył materiałowe, białe rękawiczki i uniósł płótno. Pod koniec wystawy miało być przeniesione przez pracowników, ale po co czekać?
-Moi drodzy! Proszę o uwagę! - zakrzyknął idąc do sztalugi na wzniesieniu w końcu sali. Po drodze musiał minąć przynajmniej połowę gości. Zarówno ona jak i on widzieli dziesiątki twarzy wpatrzonych weń. Jedni odwracali wzrok, inni udawali że nic się nie dzieje. Byli tacy, którzy jawnie zasłaniali twarze w akcie dezaprobaty. On jednak szedł nie zwracając na to uwagi.
Postawił obraz i gestem przywołał kolejny kieliszek.
-Drodzy moi. - zaintonował stukając w szkoło – Jesteśmy tu dziś by obejrzeć wschodzącą gwiazdę malunku. Wybija się ona ponad kicz dzisiejszych czasów. Zgodnie z umową jeden wybrany przeze mnie obraz ma zostać zlicytowany przez tu obecnych, a przychód ma być przekazany na cele charytatywne. Nie zaprzątajcie sobie tym głowy.
Kolejny wilczy uśmiech.

* * *

Patrzyła na niego z niedowierzaniem i odrazą. Już wiedziała kim jest. Właścicielem tego przybytku. Może i w pierwszej chwili wydał jej się interesujący, ale teraz? To tylko kolejny nadęty goguś, który chce zaimponować innym pieniędzmi. Już miała wyjść, gdy usłyszała:
-Z autorką wymienialiśmy wiadomości, które tyczyły się zorganizowania tego dnia. Już wtedy wydała się być kimś więcej niż kolejnym malarzem. To co robiła, robiła z pasją. Wiedziałem, że zorganizowanie tej wystawy to świetny pomysł. Choć do licytacji raczej nie dojdzie, a rzadko się mylę... To pamiętajcie. Dziesięć procent. Tyle od kwoty zlicytowania ma wpłacić każdy udziałowiec. Pieniądze to nie wszystko. Liczy się to jak je wykorzystacie. Daję czterysta milionów!
Przez salę przeszła fala zmieszania i oburzenia. Nikt jednak nie podbił ceny. Za to widziała jak się do niej zbliża. Wśród obiecanych oklasków.
-Szaleniec... - westchnęła – To więcej niż za „Nafea Faa Ipoipo”
Nawet nie protestowała, gdy wyprowadził ją pod rękę. Oprzytomniała dopiero gdy wyszli w chłód nocy.
-Jesteś... Vabres. - rzuciła pusto – I chyba największym szpanerem w historii.
-Proszę, mów mi Dean. Szpanerem? Może. Chodzi o pieniądze? Co mi po nich? Komuś lepiej posłużą. A tamte liczące się z konwenansami zgredy mają zabitego ćwieka. Dla mnie to się liczy.
Westchnęła ciężko. Że też musiała trafić na kogoś takiego.
-Tylko mnie nie...
-Nie wydaj? Spokojnie. Rozpuszczone plotki odwrócą uwagę od ciebie. Masz ochotę na drinka?
Popatrzyła na niego niczym na klauna pośród żałobników.
-Ty nie możesz być poważny.
-Mogę, ale nie chce.
Pokręciła głową. Czy mogło być coś gorszego w tej nocy?
-Zgoda, ale tylko dlatego że na trzeźwo tego nie przetrzymam.

* * *

Przyglądał jej się gdy jechali taksówką. Cały czas patrzyła w szybę i choć udawała, że patrzy na mijane budynki to wiedział, że patrzy na niego.
-Nie myśl o mnie źle. Nie jestem zepsutym milionerem.
-Nie?
-Nie. Przed niektórymi takiego udaje, ale nie.
Resztę drogi milczeli. Gdy dojechali pomógł jej wysiąść i poprowadził do pubu. Najzwyczajniejszego, nieco obskurnego pubu. On szedł swobodnie, ale ona szukała jakiegoś podstępu. Zupełnie jakby w ceglanych ścianach miały czyhać demony. Zeszli po schodach i zamówili napoje. Poprowadził ją do oddalonego stolika w cieniu.
-No pytaj... - rzucił gdy stuknęli się szkłem
-O? - chciała go zbyć, ale wiedziała że nie ma to sensu – Dlaczego to zrobiłeś? Chciałeś mi zaimponować ilością zer na koncie?
-Pudło... Jak milioner może imponować milionerce?
-Co? - urwała
Dopiero teraz przypomniała sobie umowę. Miała dostać od niego, niezależnie, dziesięć procent kwoty zlicytowania. Uśmiechnął się wilczo.
-Zrobiłem to, żeby cie stamtąd wyciągnąć. Wiem jak bardzo chcesz się ukrywać. Choć jeszcze nie wiem dlaczego. Jeszcze.

* * *

To podkreślenie ją denerwowało. Jak bardzo inwigilował jej życie? Ile wiedział?
-Nie ładnie tak paprać się w czyimś życiu. - odcięła się
-Nie ładnie kłamać. I kraść. Ale nie jesteśmy tu by osądzać kogokolwiek. Mamy się napić. A jak pić to w miłej atmosferze.
-No to o czym chcesz porozmawiać?
-O tobie. O mnie. Gadka-szmatka... Zapoznawcza.
Parsknęła śmiechem. Ale zaczęła...

* * *

Czas mijał, a oni próbowali przerobić każdy aspekt swego życia. Alkohol rozwiązywał języki i z każdą chwilą przechodzili do coraz bardziej osobistych i intymnych szczegółów ich historii.
-I wtedy on spalił buraka i uciekł pół nagi. Rozumiesz to? Jeden wytyk o ten pieprzyk. - rzuciła
Oboje ryknęli śmiechem bijąc dłońmi po blacie, czerwoni z braku tchu. Gdy się uspokoili wznieśli szklanki nie wiadomo, który już raz tego wieczora.
Widział jak przygryza wargę. Z wrażenia niemal się zachłysnął, a część błękitnego płynu spłynęła mu po brodzie. I stało się coś czego najmniej się spodziewał. Kobieta pochyliła się nad stolikiem i zlizała ślad napoju. Zamarł.
-Panno Sael...
-Cii... Mów mi Alice. - położyła palec na jego ustach, a on instynktownie ucałował go – Wiem...
Ujęła jego dłoń i pociągnęła by wstał. Zrobił to posłusznie, czuł krew szumiącą w skroniach.

* * *
Pociągnęła go ku toalecie, wciągnęła go przez drzwi i przekręciła zamek. Rozsądnie wybrała toaletę dla niepełnosprawnych. Więcej miejsca, nikt tu nie zaglądał.. I było czyściej.
Popchnęła go na ścianę i przywarła do jego ust. W głowie jej szumiało, gdy ich języki splotły się.
Westchnęła cicho czując jego palce na odsłoniętych plecach, które błądziły po kręgosłupie. Zszedł pocałunkami niżej, a ona odchyliła głowę by miał lepszy dostęp do jej szyi. Delektowała się ciepłem jego oddechu i wilgocią języka. Gdy uszczypnął jej skórę zębami zamruczała. Wplotła palce w jego włosy ciągnąc go niżej.
-Jeszcze. - jęknęła czując pocałunek na obojczyku – Jeszcze. - ponagliła
Sama przesunęła jego dłonie niżej, na pośladki. Choć nie musiała go bardziej zachęcać, bo od razu począł je ugniatać.

* * *
Teraz to on ją popchnął, prosto na blat. Trzymając ją za, jak to ujął w myśli, zgrabny tyłeczek pomógł jej nań wskoczyć. Oplotła go nogami przyciskając do siebie. Szybko odnalazł jej usta by ponownie złączyć się w pocałunku. Jego palce przesunęły się na uda.
-Boże! Cóż za aksamit.
Czuł jak męskość próbowała rozsadzić mu spodnie. Ona też to czuła, zacisnęła palce na nim. Mimo materiału doznanie było elektryzujące, zasyczał z przyjemności. Nie mógł sobie odmówić wzajemnej pieszczoty. I złośliwości. Przesunął palce na wewnętrzną stronę ud i powędrował w górę. Chciał podrażnić się z nią, pieścić przez delikatną tkaninę bielizny. Ale nie trafił nań. Jęknęła przeciągle gdy dotknął jej kobiecości. Mokrej i gorącej. Szybko jednak odzyskał rezon i szepnął jej do ucha.
-No proszę... Ktoś tu lubi poświntuszyć.
Robił delikatne kółka na wzgórku drażniąc się, jednak westchnienia i ciężki oddech nie pozwoliły mu na powściągliwość. Rozchylił jej płatki palcami i przesunął jednym po szparce.
-Tak! - wyrwało jej się z gardła
Szybko jednak przerwał pieszczotę i uniósł palce do ust. Jej zapach był dla niego niczym najwspanialszy afrodyzjak.
-Zastanawiam się jak smakujesz. - rzucił, oddech miał ciężki.
Patrzyła jak zlizuje jej soki, jak napawał się tym.
-Nie krępuj się, skosztuj.
Podniósł jedną brew. Dłoń wróciła do jej skarbu, teraz jednak palec zagłębił się w niej delikatnie.

* * *
Aż odrzuciła głowę gdy poczuła jak się w niej zagłębia. Natychmiast też przywarł ustami do jej dekoltu. Zamruczała gdy pierwszy szok minął. Zaraz jednak znów odebrał jej oddech, gdy paliczkami rozprowadzał jej soczki na łechtaczce drażniąc ją. Wzrok miała mętny, bynajmniej od wypitych napoi. Dobrze wiedziała, że tylko pierwsze dwa miały w sobie choć trochę alkoholu.
Nie miała jednak czasu nad tym rozmyślać. Wolną dłonią przyciągnął ją do siebie i pocałował, po czym podwinął sukienkę i klęknął. Nim zdążyła cokolwiek zrobić jego ciepły oddech sprawił, że poczuła iskierki płynące od lędźwi po kręgosłupie.
-Tak! - krzyknęła głucho, tłumiąc dłonią słowa
Jego język przesunął się po jej skarbie. Raz. I drugi. Coraz szybciej. Aż wbił się w nią, a usta starały objąć się ją całą. Spijał jej słodki nektar.
-Jak przestaniesz to cie zabije. - chciała powiedzieć, ale słowa zostały jedynie myślą

* * *
-Boże! Jak cudownie ona smakuje!
Usztywnił język i starał się penetrowań nim jak najgłębiej. Uniósł koniuszek do góry i wycofał się drażniąc ją. Zaraz jednak wpił się ponownie, z nową pasją badał każdy fragment jej cudownego ciała.
-And now... It's time for magic trick. - zakpił, ale w tych słowach kryła się nuta pasji
W każdym drobnym ruchu kryła się wzbierająca namiętność.
Raz jeszcze rozchylił jej płatki, by mieć łatwiejszy dostęp. I objął ustami samą łechtaczkę. Począł ją ssać, a gdy krzyknęła do zabawy dołączył język, którym drażnił ją z każdej strony.

* * *
Odebrał jej dech, więc mogła tylko cicho sapnąć. Zamknęła oczy, gdyż wzrok odmawiał współpracy widząc tyle gwiazd. Jednak ciepło drugiego człowieka nie mogło być zastąpione. Czuła jak ją bada, jak chce poznać jej wszystkie tajemnice.
-Niech poznaje! - krzyknęła w myśli
Czuła jak wilgoć spływa jej po udach, jak ciepło obejmuje całe lędźwie. I wtedy poczuła jak dwa palce zagłębiają się w jej wnętrzu. Najpierw naparły delikatnie, poruszyły się ostrożnie aż sięgnęły jak daleko mogły. Wtedy obrócił dłoń zginając paliczki w górę. Znów poruszył się, a gdy odnalazł punkt głuchy jęk odbił się od ścian. Mogła tego nie widzieć, ale on uśmiechał się zwierzęco. Zamknęła oczy a dłonie zacisnęła na piersiach. Nie chciała wyrwać mu włosów. Poruszał palcami tak jakby miał już opuścić jej aksamitne wnętrze, zaraz jednak wracał do jej punktu. Język zaś zwiększył intensywność ruchów, niby pędzel wypisujący magiczne runy.

* * *
Czuł jak jej mięśnie zaciskają się coraz szybciej i mocniej. Spojrzał w górę i w duchu uśmiechnął się. Krzyczała niemo, z zamkniętymi oczami i palcami zaciśniętymi na piersiach. Gdy odrzuciła dłonie wyginając się w łuk wstał szybko, wcześniej rozpiął spodnie i teraz wszedł w nią. Nie napotkał większego oporu dzięki wilgoci. Jednak jej mięśnie zacisnęły się na nim ciasno, aż sam chciał krzyczeć. Za to krzyknęła ona, gdy kciukiem zastąpił miejsce języka. I wtedy zacisnęła się tak mocno, że nie wiedział czy jęczy z bólu czy z przyjemności. Wycofywał się powoli, co nie było łatwe gdy w niekontrolowanych spazmach zaciskała się i łapała go na oślep. Gdy oswobodził się nie mógł już dłużej wytrzymać. Wytrysnął na jej odsłonięte udo.

Dali sobie chwile by złapać oddech. Wtedy ją pocałował.
-Jeszcze? - szepnął
Tylko pokiwała nieśmiało głową, wciąż miała przed oczami mroczki.
-Jedźmy do mnie. - stwierdził

Odpowiedziała mu rozmarzonym uśmiechem. Nie potrzebował niczego więcej.