Podszedł powoli do
Lisicy, czuł pieczenie wszystkich mięśni. W głowie kołatała mu
myśl o rozleniwieniu jakie przyniosły błogosławieństwa.
-Wszystko w
porządku? - zagadnął
-Tak. - odparła
cicho
Chciał ją
pogłaskać jednak odsunęła się o krok.
-Myobu?
-Nie podoba mi się
to. - warknęła obnażając kły
-Przecież to tylko
przyjacielska rywalizacja.
-Tak wiem.
Westchnęła
Białowłosy podjął
kolejną, tym razem udaną, próbę i zmierzwił rude włosy.
Podniosła smutne oczy i zlustrowała pisarza. Ten uśmiechał się
ciepło.
-Chodź. Odpocznę.
A to się za chwile skończy.
-Spokojnie, wezwę
cie tylko w razie najwyższej konieczności. - rzekł Sael
materializując się obok – Nikt nie będzie miał ci za złe.
Kai poprowadził ją
do ich miejsca, usiedli i chwycili za szklanki soku przyniesionego
przez Jedwabnice. Widzący odchrząknął czując zimno rozlewające
się po gardle.
-Będzie chrypa.
-Uwielbiam twój
głos starego menela. - zaśmiała się niebieskowłosa
-Ja też. - odparł
i zaśmiał się
Niecałą godzinę
później dołoćzyli do nich Kudan I Tengu.
-Wygrałem. -
stwierdził skrzydlaty – Ale walkę z Tobą oddałem.
-To z kim walczę.
- zdziwił się Kai
-W finale za
przeciwnika masz Asuchiego.
Kai aż zachłysnął
się słysząc to.
-Czyli... Drugi
sługa Abumiego? Świetnie.
Wszyscy zgromadzeni
spojrzeli na niego. Klarowność niepokoju w ich spojrzeniach i
aurach zaskoczyła Widzącego.
-Tak właściwie...
Jak wygrałeś?
-Ja? Nie wiem...
Skupiłem się, swoją aurę. Gdy trzymał stopę na moim gardle.
Nawet nie wiem czemu zaczął krwawić.
-To Tabu, Kai. Coś
o czym wiedzieć nie powinieneś. - rzucił Kudan – Nic więcej nie
powiemy. O nic więcej nie zapytamy.
-Ja...
-Nic, Kai. -
warknął Tengu – Nic.
Próbę podjęcia
dyskusji przerwał Sael.
-Czas na ostatnią
walkę. Kai, Myoby?
-Tak, idziemy.
Wstał i podał
rękę Lisicy prowadząc do kręgu, wzdrygnęła się.
-Lisku.. zaraz znów
będę walczyć. Nie znienawidź mnie. - szepnął – Nie chce cie
stracić.
Nie odpowiedziała,
kiwnęła jedynie głową.
Nie mógł jednak
poświęcić jej więcej uwagi, inaczej kosztowałoby go to życie.
Wiedział to, mimo iż pojedynki nie były prowadzone do śmierci.
Sługi Abumiego były bezwzględne, zawsze.
Po raz drugi wszedł
do kręgu. Po raz drugi tego dnia miał walczyć i to z
przeciwnikiem, który miał nad nim ogromną przewagę. Przyjrzał
się temu Youkai. Poza identycznym ubraniem i maską włosy miał
jaśniejsze i był nieco drobniejszy. Stał z opuszczonymi rękami po
przeciwnej stronie areny.
Białowłosy
przybrał tą samą postawę co poprzednio i zawęził widzenie tylko
do Asuchiego. Jego aura płonęła nierównomiernie. Na całym ciele
była ledwie widoczna, jedynie głęboko pod mostkiem istniał
prawdziwy żar.
Nie było jednak
czasu by się nad tym zastanawiać, bo Sael ogłosił początek
starcia.
Oboje mierzyli się
wzrokiem, jeśli można było tak powiedzieć ze względu na zakrytą
twarz ducha.
Widział jak
drobina światła wędruje z klatki piersiowej Youkai do rąk. I czas
zwolnił gdy ramiona zmieniły się w długie macki i wystrzeliły w
jego stronę. Przez chwilę w wyobraźni widział swój zdziwiony i
przerażony wyraz twarzy. Szybko jednak wykonał wykop nogą
odchylając się w tył by paść na plecy. Ciężki but odbił się
od masy przeciwnika nadając mu dodatkowy pęd, który po kontakcie z
ziemią aż wyrwał mu powietrze z płuc. Nie było jednak czasu by
go odzyskać. Musiał błyskawicznie przetoczyć się w bok, bo obie
macki spadły całym ciężarem w miejsce gdzie przed chwilą leżał.
Podskoczył nabierając powietrza i spojrzał na przeciwnika. Macki
wróciły do formy rąk, a on sam odwrócił się w stronę Kaia.
Jego ciało i aura zafalowały, szata rozdarła się a zza pleców
wyłoniła się dodatkowa para rąk. Sam Asuchi urósł kilka
centymetrów. Odsłoniętą skórę pokryły rogowate wypustki, choć
mógł podejrzewać że stało się tak z całą powierzchnią ciała.
-Zmiennokształtny?
- pomyślał – To będzie ciężka walka!
Białowłosy ugiął
kolana gotów reagować. I całe szczęście, ze to zrobił. Youkai
jednym skokiem pokonał dzielący ich dystans i zaatakował podwójnym
lewym sierpowym, którego Kai uniknął przetaczając się na prawą
stronę ducha. Nim wstał kopnął go w zgięcie kolana, miast jednak
osiągnąć jakikolwiek efekt na przeciwniku poczuł przeszywający
ból. Przed oczami zatańczyły mu cienie. Instynktownie odtoczył
się dalej, jednak przeciwnik zamierzał się z nim bawić i nie
doskoczył doń od razu. Pisarz spojrzał na swoją nogę i zrobiło
mu się słabo. W bucie jak i w nodze była cienka rana na wylot, aż
pod nim utworzyła się drobna kałuża krwi. Gdzieś na granicy
świadomości dosłyszał krzyk Lisicy. I to uratowało mu życie, bo
ramie zakończone śmignęło mu obok ucha rozcinając obojczyk. Kai
ryknął jak ranione zwierze i ucisnął ranę. Działając na ślepo,
bardziej instynktownie pokierował tam swą aurę. Poczuł jak
słabnie, zupełnie jak po długim biegu. Lecz krwawienie zmniejszyło
się. To samo zrobił z nogą.
Następnie
pokierował część mocy do nóg i pięści.
-Jeśli tak
działacie... - pomyślał – To czy znów nie jestem bliżej was?
Poczekał aż
Asuchi zechce znów zaatakować, a gdy ten spiął mięśnie Kai
wyskoczył i uderzył z całą mocą w mostek. Zaskoczony Youkai aż
cofnął się. W jego szacie widniała dziura, choć rogowa skóra
pozostała nienaruszona. Kolejny cios zmusił ducha do uskoczenia.
Jednak przewaga zostawała po jego stronie, bo ramiona znów zmieniły
się w ostro zakończone macki i zupełnie nieprzewidywalnym tańcem
zaatakowały. Na ciele człowieka pojawiły się kolejne rany, a
ubranie przesiąknęło krwią.
-Dość! - warknął
gardłowo białowłosy
Przelewając aurę
do ramion chwycił jedną z macek i jej ostrzem odciął ją, a ta
zmieniła się w szlam.
Adrenalina i ból
przyćmiły świadomość. Jednym skokiem znalazł się przy Asuchim
i jak wściekły pies począł drapać ciało zmiennokształtnego
jakby próbując dopaść głęboko ukryty żar. Wszyscy zgromadzeni
wstrzymali oddech zaskoczeni brutalnością sceny. Były to jednak
tylko pozory, bo bezkształtne ciało ducha zwyczajnie unikało
palców Widzącego zmieniając swój kształt. Aż w końcu zupełnie
szlamowata istota salwowała się ucieczką w panice. I to dzięki
tej panice znów odniósł zwycięstwo. Bo Asuchi pojawił się poza
kręgiem. Zapadła głucha cisza, przerywana ciężkim oddechem
człowieka.
-Zwycięża Kai! -
głos Saela przerwał ciszę
To ostatnie co
dotarło do niego. Później była już tylko ciemność.