Była
już późna noc. Samotny łowca przemierzał ulice małego
miasteczka jakim było Reedock. Ubrany był w bogato zdobiony złotymi
i srebrnymi nićmi czarny płaszcz i mundur zakonu, twarz miał
zasłoniętą wysokim kołnierzem, a na głowie miał czarny kapelusz
przypominający stetson(jednak rondo było znacznie większe). Był
młody jednak ubiór wskazywał na to, że jest wysoki rangą. Prawie
wszyscy już spali, tylko gdzie niegdzie w jakimś domu paliło się
jeszcze światło. Wtem nocną cisze przeszył ryk jakiegoś potwora
i krzyk kobiety.
-To
niedaleko-stwierdził łowca i ruszył biegiem.
Gdy
dotarł do domu z którego dochodził krzyk ujrzał wyważone drzwi,
nic nie było jednak słychać. Łowca chwycił za szpadę ukrytą
pod płaszczem i wszedł do środka. Korytarz był w strzępach-widać
było, że stwór ledwo mieścił się w niskim i wąskim przejściu,
łowca szedł dalej. Wszedł do kuchni i ujrzał zmasakrowane ciała
młodej kobiety i mężczyzny
-Szkoda
ich, pewnie byli świeżo po ślubie-pomyślał odwracając nogą
porozszarpywany tors mężczyzny leżący nieco dalej od reszty
ciała.
Łowca
zastanawiał się gdzie jest sprawca tej masakry, wszedł do
następnego pokoju, a to co ujrzał zaskoczyło go niezmiernie. Na
ziemi siedział mały chłopiec i wesoło bawił się truchłem
dużego sinozielonego stwora, dziecko spojrzało na Łowce i zaśmiało
się wesoło.
-Co do
cholery? Co tu się stało mały? -łowca przyglądał się temu
wszystkiemu i nie wiedział co zrobić. Chłopczyk począł ssać
zielonkawy ogon, teraz gdy światło księżyca padło na jego twarz
dało się dostrzec dziwną bliznę pod jego lewym okiem. Składała
się z pięciu linii układających się w pięcioramienną gwiazdę,
sama blizna wyglądała na starą, kilkuletnią jednak małemu nie
można było dać więcej niż półtora roku. Łowca przeszukał
szafki w pokoju. Z jednej wyjął jakieś dokumenty, a z drugiej
kilka zdjęć.
-Ha!
Więc masz na imię Kira. Trochę śmiesznie-powiedział patrząc na
akt urodzenia.
Wziął
małego na ręce i wyszedł. Zaniósł go do klasztoru za miastem.
Zostawił go tam mówiąc michą aby zaopiekowali się nim i nauczyli
wszystkiego co może się przydać łowcy, wręczył jednemu z
zakonników zdjęcie i dokument zabrane z domu chłopca i kazał mu
je dać gdy podrośnie. Wyszedł bez żadnego słowa większego
wyjaśnienia wrzucając tylko do skrzyneczki z datkami kilkanaście
złotych monet.