piątek, 20 marca 2015

Łowcy - prolog

Była już późna noc. Samotny łowca przemierzał ulice małego miasteczka jakim było Reedock. Ubrany był w bogato zdobiony złotymi i srebrnymi nićmi czarny płaszcz i mundur zakonu, twarz miał zasłoniętą wysokim kołnierzem, a na głowie miał czarny kapelusz przypominający stetson(jednak rondo było znacznie większe). Był młody jednak ubiór wskazywał na to, że jest wysoki rangą. Prawie wszyscy już spali, tylko gdzie niegdzie w jakimś domu paliło się jeszcze światło. Wtem nocną cisze przeszył ryk jakiegoś potwora i krzyk kobiety.
-To niedaleko-stwierdził łowca i ruszył biegiem.
Gdy dotarł do domu z którego dochodził krzyk ujrzał wyważone drzwi, nic nie było jednak słychać. Łowca chwycił za szpadę ukrytą pod płaszczem i wszedł do środka. Korytarz był w strzępach-widać było, że stwór ledwo mieścił się w niskim i wąskim przejściu, łowca szedł dalej. Wszedł do kuchni i ujrzał zmasakrowane ciała młodej kobiety i mężczyzny
-Szkoda ich, pewnie byli świeżo po ślubie-pomyślał odwracając nogą porozszarpywany tors mężczyzny leżący nieco dalej od reszty ciała.
Łowca zastanawiał się gdzie jest sprawca tej masakry, wszedł do następnego pokoju, a to co ujrzał zaskoczyło go niezmiernie. Na ziemi siedział mały chłopiec i wesoło bawił się truchłem dużego sinozielonego stwora, dziecko spojrzało na Łowce i zaśmiało się wesoło.
-Co do cholery? Co tu się stało mały? -łowca przyglądał się temu wszystkiemu i nie wiedział co zrobić. Chłopczyk począł ssać zielonkawy ogon, teraz gdy światło księżyca padło na jego twarz dało się dostrzec dziwną bliznę pod jego lewym okiem. Składała się z pięciu linii układających się w pięcioramienną gwiazdę, sama blizna wyglądała na starą, kilkuletnią jednak małemu nie można było dać więcej niż półtora roku. Łowca przeszukał szafki w pokoju. Z jednej wyjął jakieś dokumenty, a z drugiej kilka zdjęć.
-Ha! Więc masz na imię Kira. Trochę śmiesznie-powiedział patrząc na akt urodzenia.

Wziął małego na ręce i wyszedł. Zaniósł go do klasztoru za miastem. Zostawił go tam mówiąc michą aby zaopiekowali się nim i nauczyli wszystkiego co może się przydać łowcy, wręczył jednemu z zakonników zdjęcie i dokument zabrane z domu chłopca i kazał mu je dać gdy podrośnie. Wyszedł bez żadnego słowa większego wyjaśnienia wrzucając tylko do skrzyneczki z datkami kilkanaście złotych monet.