sobota, 8 czerwca 2013

Los I


Blondyn stał oparty o ścianę, spoglądał za róg. Stali tam oboje. Jego była i ten cały fagas. Podpierał się ręką i patrzył jej w dekolt. Czy zdąży? Zrobił rachunek sumienia raz jeszcze. Jednak i tym razem więcej było rzeczy które zniszczył. Czy tym czynem spłaci dług? Spojrzał raz jeszcze... Odepchnęła go gdy spróbował ją pocałować. Teraz! Wybiegł zza budynku. Widział błysk noża, sam dobył swój. Widział strach dziewczyny... Wbiegł między nich.
Spokój. I cisza. Nie słyszał żadnych odgłosów ulicy, nawet przejeżdżających samochodów. Czuł za to jak ciepło spływa z jego brzucha. Spróbował zaczerpnąć powietrza, ale odezwał się palący ból. Dźgnął go, dokładnie pod piąte żebro.
-Mężczyzna, który podnosi rękę na kobietę nie zasługuje na życie. -szepnął
Upadli oboje w kałuże własnej krwi. Przypadła do niego. Ktoś zadzwonił na pogotowie
-Ty głupku! Dlaczego to zrobiłeś? Przecież nic cie ze mną nie łączy... -zaniosła się płaczem
-Może ty przestałaś, ale ja zawsze będę cie kochał. Zawsze będę przy tobie.
Ból się nasilił, wręcz palił płuca. Następny wdech był poza zasięgiem. Usłyszał tylko syrenę karetki i poczuł łzy upadające na jego policzek. Później była tylko pustka. Bezgraniczna czerń pośród której się znalazł. Nic nie czuł, nic nie słyszał. Był, choć ledwo był tego świadom.
-Tak wygląda śmierć? -ocknął się- No tak. Ani piekło, ani niebo...
Czyli nawet ostatni czyn nie był w stanie zmazać tego grzechu. Ale nie żałował, trwał. Jedyne co się liczyło to jej życie. Puki ona żyła on mógł być szczęśliwy. 
Skupił się. Gdzieś w oddali widział słabe i małe światełko. Ledwie iskierkę. Sięgnął w jej kierunku. Iskra zmieniła się z płomyk, a ten w ogień, który go ogarnął. Oślepił i zadał ból. Wydarł wszystkie stare rany, każdy smutek... I przelał przez niego wielokrotnie silniejszy w jednej chwili.
-Gdybym żył to bym umarł -zakpił sam z siebie
Ale to nie był koniec... Stał już nie pośrodku bezkresu lecz w znanym mu pokoju. Nie jego lecz... Spojrzał w dół. Pod nim kuliła się w pościeli drobna i zapłakana dziewczyna. Więc przysięgi nawet śmierć nie zdejmie? 
Usiadł na brzegu łóżka, i pogłaskał ją grzbietem dłoni po policzku. Ból powrócił, jego ból... I jej. Odruchowo chwycił się za głowę. Wył widząc wszystkie te obrazy. Ale gdy tylko ból minął spojrzał znów na nią. Zasnęła, jakby... Czy on właśnie uwolnił ją od bólu? Czy los był tak okrutny, że dopiero teraz miał moc by czynić to co czynić chciał?
-W takim razie... Zostanę tu i będę zabierał twój ból... Hime.
Usiadł obok czuwając nad jej snem...

Sorki Wam. Takie opowiadanie na podstawie snu ^^"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz