czwartek, 20 marca 2014

Opowiastki fortowe I

Może będzie to seria, kto wie? Z dedykacją dla CSI BFF! A teraz i KK :D

Mężczyzna o długich siwych włosach czekał przy miejskim targu. Był ubrany w oficerski mundur i swoją postawą wzbudzał szacunek, jeszcze tylko spojrzał na kieszonkowy zegarek.
-Już prawie czas. - rzekł dogaszając cygaro
Jak na sygnał zza rogu budynku wyszła czwórka ludzi niosąca skrzynki pomarańczy. Były to dwie kobiety o typowo indiańskich rysach ubrane dość praktycznie, młody blondyn ze szpiczastą bródką i brodaty żołnierz przed czterdziestką. Gdy postawili skrzynie przed oficerem mężczyźni stanęli na baczność a Indianki pozdrowiły go plemiennym gestem.
-Witam panie. Spocznij. 
Dobrze obejrzał dostawę i uśmiechnął się.
-No, no... Dziś sporo zebraliście. - rzucił wypisując kwity
Każdemu wręczył plik banknotów i chwycił skrzynie.
-Paniom dziękuję, a panowie za mną.

Udali się do kwatery siwowłosego, tam ich pożegnał i zabrał się za rozdrabnianie i wyciskanie owoców. Nucąc starą żołnierską pieśń filtrował sok i mieszał go z lokalną tequilą. W całym pokoju niósł się słodki zapach gdy przelewał płyn do kolejnych butelek.
-No, gotowe. - rzekł poprawiając okulary
Kolejne szybkie spojrzenie na zegarek, jeszcze tylko dobrze upchnął szkło w jukach obkładając je wełną. Żal byłoby stracić tak dobre trunki, wyszedł z domu zabierając po drodze indiańskie amulety chroniące przed trafieniem i niechybną śmiercią. Czystej krwi mustang zdawał się nie czuć ciężaru ładunku jakim został obarczony, Iblis wskoczył na jego grzbiet i ruszył kłusem. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, musiał się śpieszyć. Czuł grające pod sobą mięśnie konia pędzącego niczym strzała.

W mniej niż godzinę dotarł do obozu tuż na wschód od fortu. Bez słowa został przepuszczony do namiotu dowódcy. Był to młody i spalony słońcem mężczyzna o gęstym zaroście. Mimo różnicy wieku siwowłosy ufał mu, był dobrym strategiem i dbał o swoich. A przede wszystkim kierował się honorem, co bardzo w nim cenił. Właśnie wydawał rozkazy młodej blondynce. Znał ją dobrze, nieraz walczyli ramie w ramie. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia - kobieta w bitwie - ale dobrze wiedział na co ją stać. Dość często prowadziła na froncie akcje mające na celu trzymać wroga na dystans. Z rozmyślań wyrwały go słowa dowodzącego.
-Na mój sygnał przejdziesz do sektora dziesiątego. - wskazał na mapie - Liczę na ciebie Tosiu. Zatrzymasz ich tam, my w tym czasie podejdziemy pod mury.
Kobieta zasalutowała i wyszła z namiotu.
-Czołem Dziki. - odezwał się używając pseudonimu
-Witaj Iblis!
-Mam dostawę. - uśmiechnął się chytrze
Obaj wyszli do oddziałów, starszy wyciągnął nalewki i amulety.
-Wasz znachor przybył! - zakrzyknął - Niech znikną troski!
Dobrze znał ludzi, którym wręczał butelki. Tak Smerfetkę - młodą kobietę o ciemnych włosach i cwanym uśmiechu jak i Skipa - młodzika, ale już żołnierza. Znał lub kojarzył wszystkich, sam też wzniósł toast.
-Ku zwycięstwu! - krzyknął
Słodki napitek rozlał się po języku. Zabrzmiał róg, w ostatniej chwili pochwycił bagnet od siwego kowala imieniem TeHaC. Bitwa się zaczęła, a kule świszczały tuż obok. Ruszyli z radosnym okrzykiem na ustach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz