czwartek, 20 listopada 2014

Grim V

17.
Zbliżał się nowy rok, dzisiaj był koniec grudnia. Rebeca i Boby zżyli sie przez te święta, był od niej wyższy i nieco starszy więc traktował ją jak młodszą siostrę. Carla polubiła Iblisa i zaczęła darzyć go zaufaniem, widziała jak szczęśliwa jest Rebeca kiedy on przychodzi. Było późne popołudnie i ściemniało się, Rebeca i Boby biegali po korytarzu i ślizgali się w grubych skarpetach. Ogólnie panowała spokojna atmosfera, Carla przyglądała się jak Rebeca i Boby wygłupiali się i śmiali razem. Do Boby'ego przyszli rodzice, do Rebec'i zaś Iblis. Siedzieli w świetlicy i grali w karty.
-Słuchaj młoda, nie chciałabyś czasem się przejść czy coś?
-Wiesz chcieć bym chciała, gorzej z możliwościami. Wiesz przecież, że nie mogę zbytnio wychodzić w dzień.
-Wiem ale jest ktoś, a właściwie dwie takie osoby... No dobra trzy które chciałem Ci przedstawić. Też są psionikami.
-Jeśli Dr. Bell się zgodzi to bardzo chętnie!
i tyle w temacie spokojnej gry w karty, Rebeca podnieciła sie jak dziecko i zaczęła pląsać i biegać po całej świetlicy. Iblis westchnął i pokręcił z uśmiechem głową. Kiedy już się wybiegała wróciła na miejsce i grali dalej, aż do wieczora.
-Nie zostaniesz? -uwiesiła mu się na ramieniu.
-Wybacz nie mogę... Są pewne sprawy, którymi musze się zająć.
-Szkoda... No ale trudno. Kiedy znowu przyjdziesz?
-Nie wiem. Trochę się tego nazbierało. Jak tylko będę mógł to przyjdę, obiecuję.
Poczochrał jej śnieżne włosy i poszedł. Wyszedł zamyślony, miał dużo na głowie. Zaczął zaniedbywać sprawy ważne, zdecydowanie ważniejsze niż jedna psioniczka, ale z jakiegoś powodu dla niego nie były. Miał na głowie zbawienie całego świata a niemalże cały swój czas spędzał z nią.
-I co ty na to? Słyszysz ty mnie w ogóle?
-Co? -odpowiedział niezbyt przytomnie. Jego rozmówca westchnął.
-Pytałem co sądzisz o tym planie?
-Wybacz nie skupiłem się...
-Tyle to zdążyłem już zauważyć. Co się z tobą dzieje Wilku?
-Chodzi o tę małą. Chce ją zabrać jak najszybciej ale za dużo ją wiąże z tamtym miejscem. Poza tym Nova za bardzo się interesuje tematem.
-Jakoś mnie to nie dziwi. Sam ich tam zaprowadziłeś...
Białowłosy posłał mu gniewne spojrzenie, mężczyzna zorientował się, że nie zabrzmiało to tak jak powinno. Odchrząknął.
-Chodziło mi o to, że gdybyś tak często się tam nie kręcił...
-Wiem. Wiem... Ale co innego mam zrobić? Oni nie mogą jej przekabacić na swoją stronę. Ona jest niewinna, nigdy nie zrobiła nic złego, żadnej myśli o zemście czy nienawiści... Jest jak anioł.
-A wiesz już dlaczego tak się nią interesują?
-Oprócz tego, żeby mi zrobić na złość? Chodzi o jej psi. Jest wstanie manipulować energią dusz, zarówno tą dobrą jak i złą... Myślę, że chodzi im właśnie o to.
-Mała anielica może wypalić twój ogień... Wiesz radził bym jak najszybciej ją stamtąd zabrać, pachołki nie odważą się nawet zbliżyć do szpitala, Cienie jakoś odpędzimy ale Iblis... On zapewne jest już w drodze.
Zapadła cisza, oboje wiedzieli co to oznaczało. Mieli by okazję go zabić a przynajmniej osłabić ale zbyt dużo mieli do stracenia, Iblis miał w każdym razie.
-Draco wiesz, że jeśli coś pójdzie nie tak... Poza tym nie jest głupi, owszem chce mojej śmierci ale nie zaryzykuje własnej, poza tym jest skończonym dupkiem. Nie sądzę żeby fatygował się osobiście. Co najwyżej wyśle naprawdę kłopotliwego przydupasa.
-Tak czy inaczej ludzie z tego ośrodka są zagrożeni. Więc co chcesz zrobić, mój plan jest zbyt ryzykowny. Jak dla mnie jedynym rozwiązaniem jest ją poi prostu zabrać.
-Będziesz mógł sam jej powiedzieć, może kiedy ją poznasz to zrozumiesz. -Iblis uśmiechnął się pod nosem.

18.
Był zimny styczniowy dzień, dość dawno po nowym roku, pogoda się w końcu załamała i było pochmurnie. Dr. Bell zachorował wiec przysłali lekarza na zastępstwo, na szczęście dla Rebec'i nie uważał jej za aż tak chorą i pozwolił jej wyjść poza teren szpitala. Razem z Carl'ą poszły na spacer, teraz kiedy Carla już wierzyła, że Rebeca widzi i jest bardziej samodzielna niż zakładała, pozwoliła jej iść przodem. W zasadzie to Rebeca sama wybiegła na przód, w swojej białej kurtce, spodniach, czapce szaliku, nawet buty miała biała. Jedyne czym sie wyróżniała to biało-czarne rękawiczki od Iblisa i czarne okulary przeciw słoneczne. Rebeca rzadko wychodziła, bardzo podobało jej się na zewnątrz szpitala. Dziewczyna radośnie poskakiwała i pląsała po parku, weszła na srebrzystą taflę jeziora i ślizgała się z duża gracją. Zeszła z lody i spacerowała radośnie po parku, kiedy tak rozglądała się zachwycona zimowymi widokami wpadła na kogoś i upadła.
-Ojej! Przepraszam najmocniej.
-Nie szkodzi. -olbrzym w irokezie zaśmiał się pomógł jej wstać. Rebeca widziała jak jego ciało wypełniały nieustannie przelewające się dwie substancje, jedna złocisto czerwona, druga srebrzysto błękitna.
-Pan też!
-Co ja też?
-No pan też ma moc! Też jest psionikiem.
Rebeca była zachwycona, jego moc wyglądała pięknie, dopiero po chwili zobaczyła resztę jego duszy i zrozumiała jak duży błąd popełniła...
-Psionikiem powiadasz mała... A wiesz, mam takiego jednego znajomego. Też jest psionikiem jak my i z pewnością chętnie by Cię poznał...
-Ja... Nie powinnam rozmawiać z obcymi... Muszę już iść. Dowidzenia.
Rzuciła zdenerwowana i zaczęła się powoli cofać. Coś jednak mocno chwyciło ja za nogę do połowy uda, coś zimnego przytrzymywało ją w miejscu. Wystraszyła się nie na żarty.
-Tak szybko chcesz iść i to po tym ile nam zajęło szukanie Cię? Dopiero się spotkaliśmy... Gdzie się tak spieszysz?
-Ja... To pomyłka, proszę mnie puścić.
Zaczęła się wyrywać i krzyczeć, jednak absolutnie nikt nie zwracał na nią uwagi, pomimo tego iż cały park był pełen ludzi. Teraz była przerażona, nie wiedziała co się dzieje. Mężczyzna zaśmiał się głośno i dość upiornie.
-K-Kim jesteś... Czego chcesz?
Po raz pierwszy od dawna bała się, była bezbronna i nie wiedziała co robić. Facet znowu się zaśmiał i zaczął gdzieś dzwonić, Rebeca wciąż się szarpała, bez skutecznie. Nagle niewiadomo skąd obok niej pojawił się Hans z dwójką kolegów. Rebeca szeroko uśmiechnęła się. Nie wie jak ale rozbili lód, który ją trzymał i kazali jej uciekać. Wielkolud zorientował sie co jest grane i zaczął ją gonić. Rebeca biegła naprawdę bardzo szybko, po chwili udało jej się go zgubić, jednakże sama była zagubiona, nie znała tej części miasta. Nagle przestała widzieć cokolwiek, tak samo jak kiedy byłą dzieckiem pogrążyła się w nie przeniknionej ciemności, była teraz naprawdę ślepa. Zaczęła wołać o pomoc, jednak w dalszym ciągu nikt nie zwracał na nią uwagi. Wołała Carl'ę i Iblisa jednak nikt jej nie odpowiedział. Zaczęła błądzić po omacku, nie widziała nawet duchów. Starała sie skupić jak mogła ale nie widziała i nie czuła absolutnie nic. Nagle poczuła jak twarz ją piecze żywym ogniem, zza chmur wyszło słońce. Naciągnęła szalik na twarz i schowała dłonie w rękawach, szukała jakiegokolwiek schronienia. Ktoś nagle mocno szarpnął ją i gdzieś prowadził, zaczęła krzyczeć i się wyrywać.
-Spokojnie, chcę Ci pomóc.
Poczuła, że wchodzą do cienia, ból ustał szybko, jednak kiedy dotknęła twarzy skrzywiła się.
-Wampir nie powinien chodzić w dzień po dworze.
-Nie jestem wampirem. Kim pan jest?
-Nie jestem wampirzycą? To dziwne... Nazywam się Teliesin i jestem twoim przyjacielem, jestem przyjacielem dla wszystkich psioników, którzy potrzebują pomocy.
-A... A mógł byś pomóc mnie?
-Jasne moja droga, co sie stało?
-Ja... Ja nie wiem. Nagle przestałam cokolwiek widzieć, nie czuję żadnej aury... Ja chcę do domu.
Głos jej nieco zadrżał, była przerażona i piekła ją twarz. Teliesin schylił się i mocno ją przytulił, nagle poczuła się odprężona i spokojna. Zaczął ją uspokajać i głaskać po głowie.
-Już spokojnie, zabiorę Cię do domu. Do prawdziwego domu.- miał bardzo spokojny i kojący głos, Rebeca poczuła, że mogła mu zaufać.
-Jak to prawdziwego domu? A ten gdzie mieszkam nie jest prawdziwy?
-Biedne dziecko, zrobili Ci pranie mózgu.- pogładził ją po ojcowsku po głowie. -Oczywiście, że tamto miejsce nie jest twoim prawdziwym domem. Nie pasowałaś tam, jesteś zbyt wyjątkowa. Ale ja znam miejsce gdzie będziesz pasować idealnie, co więcej jest tam dużo różnych osób które czekają, właśnie na ciebie.
-N-Naprawdę?
-Oczywiście! Jesteś bardzo wyjątkową psioniczką i chciałem Cię prosić o pomoc. Bardzo potrzebuję twojej mocy żeby uczynić świat lepszym miejscem bez zła i przemocy. Świat bez nienawiści, ale żeby tego dokonać bardzo potrzebuję twojej pomocy. Co ty na to? Zechcesz się do mnie przyłączyć i pomóc mi oczyścić świat ze zła?
Rebeca nie wiedziała co odpowiedzieć. Oczywiście ufała nowemu znajomemu i bardzo podobała jej się wizja świata bez zła i nienawiści. Jednak coś w niej się buntowało sama nie wiedziała co to było ale coś jej w nim nie pasowało.
-No więc, zechcesz się do mnie przyłączyć i pomóc mi stworzyć nowy, lepszy świat?
-No tak ale...
-Ale?
-Ale moja moc zniknęła... Bez niej nic nie widzę...
-Twoja moc nie zniknęła, została tylko przytłumiona. Ale jestem w stanie zaradzić coś i na to.
Poczuła jak ktoś inny dotyka jej ramienia, odruchowo sie szarpnęła.
-Spokojnie to jest mój przyjaciel, jest magiem i może Ci pomóc, ale musisz mi powiedzieć czy chcesz się do mnie przyłączyć i pomóc mi zmienić świat? Jeśli się zgodzi, odblokuję twoją moc. Czy więc pomożesz mi? Czy przysięgasz zmienić ten świat na lepszy?
Rebeca znowu poczuła dotyk na ramieniu.
-No ja...

19.
"Nie odpowiadaj mu!" głos Reaper'a rozległ się echem w jej świadomości. "Czemu?" powoli Rebeca zaczynała widzieć. Najpierw zauważyła kontury Teliesin'a potem tego co było za nim, po chwili widziała jak zawsze, a to co ujrzała przeraziło ją. Ten który wzbudził w niej zaufanie, był potworem. Jego dusza była czarniejsza niż mrok, który jeszcze chwilę temu ją spowijał. W jego wnętrzu szalała czarna bestia, jakby zrobiona z cienia i z para czerwonych, złowieszczych oczu. Wystraszona wyrwała się i zaczęła cofać.
-Nie! Jesteś potworem! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
Cofała się aż nie napotkała oporu ściany. Teliesin powoli się wyprostował i zwrócił w jej stronę, po jego lewej stał jakiś mężczyzna, w jego duszy rozchodziły się zmarszczki, identyczne jak na tafli wody podczas deszczu, po jego prawicy zaś duży mężczyzna, w którym przelewały się czerwień i błękit. Bała się, była w sporych tarapatach, nie wiedziała co robić, wiedziała że krzyki nic nie dadzą, ludzie wciąż ich ignorowali.
-To nie ja jestem potworem tylko ludzie, moja droga. -mówił spokojnie, zupełnie jak chwilę temu. Powoli szedł w jej stronę. -To ludzie są potworami i to ich powinnaś się obawiać, nie mnie.
-Nie zbliżaj się do mnie...
-Nie jestem twoim wrogiem. Chcę stworzyć świat piękny, wspaniały, bezpieczny. Bez nienawiści, której źródłem są właśnie ludzie...
-Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. Ja, twoi towarzysze, ty! Ludzie nie są źli...
-Biedne dziecko, przecież powinnaś wiedzieć co ludzie o nas sądzą. Nikt nigdy Cię nie skrzywdził? Nikt nigdy tobą nie wzgardził, tylko dlatego, że jesteś od nich po prostu lepsza?
Stał tuż przy niej. Do Rebec'i wróciły wspomnienia z dzieciństwa, wspomnienie jej ojca i matki. Zrobiło jej się przykro, ale wtedy przypomniała sobie dziadka, Carl'ę i Boby'ego. Oni byli zwykłymi ludźmi i wiedzieli kim jest, a mimo to nie odtrącili jej.
-Mylisz się. Nie wszyscy ludzie są źli. Owszem ludzie są różni, są tacy którzy się boją tego czego nie rozumieją, boją się bo jesteśmy inni i ja im sie nie dziwie! Sama się teraz boję Ciebie i twoich towarzyszy... Są tacy, którzy nas nienawidzą, bo są zazdrośni o to że my jesteśmy inni, jesteśmy wyjątkowi... Ale są też ludzie, którym nie przeszkadza to że jesteśmy inni, którzy nie patrzą na to kim jesteś ale na to jaki jesteś. Czy jesteś dobry czy nie. Sama znam takich ludzi.
-Piękna mowa, jesteś doprawdy wyjątkowa, dlatego pójdziesz z nami. Po dobroci albo po złości, jak wolisz?
Delikatnie pogłaskał ja po głowie, w oczekiwaniu na odpowiedz, Rebeca odwróciła głowę na bok i przylgnęła do ściany, milczała. Mężczyzna westchnął, odwrócił się i skinął na faceta w irokezie. On też skinął i zaczął się do niej zbliżać.
-Szkoda mała, polubiłem Cię nawet. Nie wiesz co tracisz, Teliesin'owi naprawdę na sercu leży dobro psioników i dba o dobrych podwładnych. Miała byś okazję stać się naprawdę kimś. No ale nie wszystko stracone, Śnieżko.
Zaczął ją szarpać i prowadzić do samochodu, który właśnie podjechał, wysiadło dwóch kolejnych typków. Rebeca szarpała się jak mogła, wykręcił jej prawą rękę, strasznie bolało.
-Zostaw mnie... Proszę...
-Niestety nie mogę, gdybyś sama poszła nie bolało by, a tak wybacz twój wybór...
-Powiedziałam... Zostaw!
Krzyknęła głośno i zamachnęła się wolną ręką, nagle powstał wybuch niebieskozielonego płonienia, który odepchnął napastnika. Nie spodziewali się oporu z jej strony, Rebeca upadła. Po chwili mężczyzna jak góra wstał i chciał do niej podejść, miedzy nimi powstała ściana z identycznego, przejrzystego płomienia. Kiedy Rebeca podniosła wzrok zobaczyła Hansa i grupkę żołnierzy, stojących miedzy nimi. Jej znajomy żołnierz zasalutował i posłał jej uśmiech.
-Uciekaj.
Nie trzeba było jej powtarzać dwa razy, skorzystała z ich dekoncentracji i pobiegła. Jeden z nich złapał ją za szalik, ale Rebeca szybko go zdjęła i uciekała tak szybko jak mogła. Na szczęście słońca już nie było. Zaczęła krzyczeć i wołać Iblisa, ludzie gapili się na nią jak na wariatkę, przynajmniej zaczęli ją dostrzegać. Starała sie wrócić do parku, do Carli. Z zakrętu wyjechało ich auto, Rebeca zaczęła uciekać do kolejnego zaułka. Przed nią była niska ściana, rozpędziła się i wskoczyła na śmietnik z którego się wybiła i przeskoczyła mur, biegła dalej. Kondycji i zwinności nie można jej było odmówić. Po chwili wpadła na patrol policji, prosiła ich o pomoc, żeby ją odwieźli do szpitala. Jednakże w tym momencie jak z pod ziemi za nią pojawił się Teliesin i po chwili dwójka policjantów leżała martwa na ziemi. Rebeca zaczęła krzyczeć i uklękła przy ciałach, widziała jak ulatują z nich dwa ogniki i po chwili gdzieś odlatują.
-Jak mogłeś? Przecież oni nic Ci nie zrobili!
-Po pierwsze, nie obchodzi mnie to, byli ludźmi. Po drugie to nie ja ich zabiłem tylko ty.
-Ja im nic nie zrobiłam. -Zaczęła się powoli cofać ale za nią stał już mężczyzna z irokezem.
-Wręcz przeciwnie, to przez Ciebie zginęli. Gdyby nie ty wciąż by żyli. Przynajmniej do czasu... Gdybyś ich nie zaczepiła nie zginęli by...
-Nie to ty! To ty ich zabiłeś...
-Przez Ciebie zginęli, gdybyś od razu poszła ze mną nie było by problemu, a teraz grzecznie Cię proszę wsiądź do auta sama, albo Ersein znowu Ci w tym pomoże.
Nie chciała z nim jechać starała się coś wymyślić, jakąś drogę ucieczki. W tym momencie zza rogu wyszła kobieta z dzieckiem, stała blisko nich, zbyt blisko. Teliesin chwycił kobietę i siedmioletnie dziecko telekinezą i przyciągnął do siebie.
-No dobrze zrobimy tak, albo zaraz wsiądziesz do auta albo będę powoli miażdżył tego dzieciaka a potem matkę.
-Nie proszę Cię... Już wsiadam tylko błagam zostaw ich...
Uśmiech zagościł na jego twarzy, postawił ich na ziemi, kobieta i dziecko zaczęli uciekać. Rebeca posłusznie weszła do auta, nagle rozległ się przeraźliwy krzyk i płacz dziecka. Rebeca wyjrzała przez okno i zobaczyła kobietę leżącą w palmie krwi i małego chłopca płaczącego przy ciele matki z którego sterczała lodowa włócznia.
-Ty draniu! Miałeś ich zostawić!
-I zostawiłem, nie zabiłem ich.
Rebeca przygryzła wargi, z oczu pociekły jej łzy, dryblas wsiadł obok niej i ruszyli. Rebeca widziała jak duch kobiety rozpacza nad swoim ciałem i stara sie objąć swojego synka i go jakoś uspokoić, mały jednak nie widzi mamy a mama nie jest w stanie go dotknąć. Po chwili Rebeca znowu nic nie widziała, znowu zablokował jej psi, nie miała pojęcia gdzie jadą, nie miała jak wezwać pomocy.

20.
Jechali dłuższą chwilę, Rebeca nie miała pojęcia gdzie jest, siedziała skulona na tylnej kanapie dużego wozu, Obok niej siedział Ersein, nie wiedziała kto prowadzi. Olbrzym ostrożnie zdjął jej czapkę i zaczął robić warkocz, nawet nie drgnęła, cały czas starała się coś wymyślić, jak uciec.
-Nie martw się Snieżko, jakoś to będzie. Ty będziesz posłuszna a Teliesin da Ci wszystko czego tylko zapragniesz.
Miał spokojny i troskliwy starszego brata głos. Skończył i zawiązał jej jakaś wstążkę.
-Ja chcę do domu...
-Jedziemy przecież do domu...
Rebecia nie wiedziała co sie stało, zupełnie nagle cały świat jej zawirował, była bardzo poobijana i nie mogła się ruszyć. Czuła jak z czoła leci jej krew, nagle ktoś ja mocno szarpnął. Byli gdzieś na ruchliwej ulicy, słyszała przejeżdżające auta i syreny służb mundurowych, chyba ambulans. Była oszołomiona i wciąż nie widziała, zaczęła się wyrywać, połamane okulary spadły na ziemię. Ten kto ją wyciągnął mocno przytulił ją do siebie. Powoli zaczynała widzieć a ból ustępował.
-Jak się masz młoda? Wybacz, że nie przyszedłem wcześniej...
-Nawet nie wiesz jak sie cieszę...- głos jej drżał a z oczu pociekły łzy, była noc. Powoli otworzyła oczy. Iblis był zaskoczony, cały czas sądził że są niebieskie.
-A jednak nie wszystko masz białe.
-On Ci ludzie... Oni...
-Cii wiem co to za ludzie. Przepraszam że musiałaś przez to przejść, to moja wina.
Powoli wstał, Rebeca wciąż była nieco oszołomiona, Iblis przekazał ją jakimś dziewczyną, obok niego stał wielki facet też z irokezem ale w nim wirował czerwony płyn, złoty pył i coś jakby przejrzysta plazma. Białowłosy kazał im uciekać, jednak w tym momencie ze zgliszczy auta wygrzebał się Teliesin i Ersein. Pozostała trójka nie przeżyła, Rebeca widziała jak trzy ciemne ogniki wzbijają się w powietrze, ich ciała natomiast zaczęły się zmieniać. Zrobiły się czarne i zaczęły rosnąć, po chwili uformowały się z nich trzy pokraczne stwory, które razem z Ersein'em ruszyły w pościg za Rebec'ą i jej eskortą. Iblis został i walczył z Teliesin'em. Dziewczyny bardzo szybko biegły i ciągnęły za sobą Rebec'ę, jedna z nich była wypełniona wodą, druga ogniem. Czarnych potworów pozbyli się szybko ale dryblas z irokezem już ich doganiał. Odbiegli daleko od mostu. Przed nimi jak z pod ziemi wyrosło pięć czarnych szkarad, byli otoczeni.
-Oddajcie nam po prostu dziewczynę, a może jakoś to załatwimy.
-Ty se chyba kpisz koleś. -warknął mężczyzna. Dziewczyny stanęły miedzy Rebec'ą a stworami, za plecami miała dużego faceta. Zaczęła się walka, facet z irokezem i ognista dziewczyna walczyli ze sobą, wodna broniła Rebec'i. Stwory atakowały z dużą zaciętością, jednak nie raniły Rebec'i, co skrzętnie wykorzystała i starała się ochraniać wodną psioniczkę. Potworów przybywało i zrobił się niezły kocioł. Rebeca pośliznęła się na mokrej trawie a jeden z potwór zaczął ją ciągnąć po zboczu, w stronę rzeki, gdzie stała dwójka psioników. Jej obrończyni próbowała się przebić ale stwory skutecznie jej to uniemożliwiły. Dostrzegła obok siebie Hansa, Marię, Eli i jej kuzynów. Skoncentrowała się, przy potworach zaczęły wybuchać świetlne kule, jednak była już za blisko i dwójka psioników próbowała ją obezwładnić. Może i Rebeca miała żelazną kondycję i była diabelnie zwinna jednak nie potrafiła walczyć. Przy jej gardle pojawiło się zimne metalowe ostrze, a jej ciało było krępowane przez cieniste liny. Zaczęli ją gdzieś ciągnąć, wzięła wdech żeby krzyknąć jednak ostrze przecięło jej policzek.
-Milcz, ani słowa.
Wychrypiał jeden z nich. Nie wiedziała jak ale dziewczyny i chłopak w irokezie dobiegli do niej. Między Rebec'ą a jej ochroniarzami pojawił się duży stwór z metalowych ostrzy i cienia. Dziewczyny były słabe po tamtych walkach, podobnie jak mężczyzna.
-Proszę was, pomóżcie im. -wyszeptała Rebeca, do swoich przyjaciół. Skinęli głowami i przelali tyle energii ile mogli, po czym odeszli. Zanim zniknęli uśmiechnęli się ciepło do niej i jej pomachali. W obrońców Rebec'i wstąpiły nowie siły, jednak jej porywacze nie grali czysto, byli silniejsi od nich i do tego zasłonili się kolejną falą czarnych bestii. Jednak przez stworzenie metolowej istoty nie mogli jej ciągnąc dalej. Walka trwała dość długo, jej obrońcy opadali z sił szybciej niż oprawcy. Nagle wszystko utonęło w czarnym płomieniu, a potwory zniknęły. Stalowo cienisty gigant wydał z siebie głośny dźwięk giętego metalu, po czym eksplodował a okolicę zasypał deszcz metalowych, ostrych odłamków. Rebeca siedziała najbliżej, krzyknęła kiedy jej ciało zostało przebite przez dziesiątki ostrzy, przewróciła się, krępujące ją liny zniknęły. Bardzo obficie krwawiła, czuła że słabnie, miała płytki nieregularny oddech. Iblis od razu klęknął obok niej i wziął ją w ramiona.
-Nie! Kurwa mać nie!
Przelał na nią tyle przyrostu ile był w stanie, jednak rany nie zasklepiały się, krew wciąż płynęła obficie z ran. Po jego policzkach ciekły łzy.
-Nie! Nie! Nie! Rebeca! Nie...
-Cii... Już... Dobrze... Nie... Płacz... -mówiła z dużą trudnością, słabła, życie z niej uchodziło. Widziała jak dookoła niej zebrały się wszystkie duchy, którym kiedykolwiek pomogła. Iblis płakał, tak samo jak reszta ekipy.
-Niebieska! Zamroź ją! Zrób cos!
-Ja... Ja nie potrafię Wilku...
-Guma! Zasklep jej rany!
-Za późno... Nie możemy jej pomóc...
-Draco... Błagam Cię...
Mężczyzna podszedł do niej i dotknął jej ciała, jednak nic się nie stało. Nie rozumieli dlaczego, nie byli w stanie jej pomóc...
-I-Iblis... Nie płacz... Ja... Nie zostawię Cię... Są sprawy, którymi... Muszę się zająć... Ale wrócę... Tak jak ty zawsze... Wracałeś...
Na jej śnieżno białej twarzy, pokrytej jej własną posoką zastygł jej ciepły uśmiech, który zawsze przynosił mu taką ulgę. Chłopak zawył żałośnie i przytulił do siebie jej ciało.

-Dobrze... Będę więc czekał...

1 komentarz:

  1. Twoj historie są dość ciekawe, gdybyś się postarał mógłbyś napisać książkę :)

    OdpowiedzUsuń