środa, 19 listopada 2014

Grim IV

14.
Był chłodny dzień, kończyła się jesień, zaczynała zima. Carla jak zwykle miał ręce pełne roboty, w końcu była przełożoną wszystkich innych pielęgniarek i pielęgniarzy w szpitalu. Ustalała dyżury, urlopy i grafik na najbliższy miesiąc. Grudzień to był najgorszy miesiąc, były Święta i każdy chciał spędzić ten czas z rodziną, nie każdy jednak mógł się cieszyć tym przywilejem. Do tego przyjęli nowego pacjenta, chłopaka uzależnionego od prochów i po próbie samobójczej. Chłopak miał szesnaście lat, nie był agresywny, przynajmniej fizycznie. Dość ostro reagował na każdą próbę pomocy czy rozmowy, wszczynał awantury i kłótnie zarówno z pacjentami jak i personelem szpitala. Po prostu kolejne samotne i skrzywdzone przez los dziecko. Rebeca radośnie pląsała i ślizgała się po korytarzu w grubych wełnianych skarpetach. Prześlizgiwała się przed drzwiami do pokoju pielęgniarskiego, w te i z powrotem.
-Część Carla. Jak leci? Dużo masz. Roboty?
-Cześć Rebeca. Jakoś leci i tak mam sporo pracy.
-Czemu?
-Grafiki układam, Świętą zapasem no i nowy pacjent sprawia nieco problemów.
-Nowy? -Rebeca próbowała się zatrzymać w pędzie, straciła równowagę i kłapnęła na pupę, przejechała jeszcze kawałek na tyłku. Carla przewróciła oczami. Dziewczyna szybko wstała i rozmasowała bolące miejsce. -A gdzie jest teraz? Kto to taki?
-Boby Picket. Ma szesnaście lat jest afro-Amerykaninem. Powinien być w świetlicy. Tylko uważaj, nie jest zbyt przyjemny.
Zanim kobieta skończyła zdanie Rebeca juz ślizgała się do świetlicy, Carla ciężko westchnęła i wróciła do papierkowej roboty. Rebeca jak wicher wjechała ślizgiem do świetlicy, inni przyzwyczaili się już do tego małego wulkanu energii, tylko Boby popatrzył zaskoczony na nią, po chwili jednak odwrócił wzrok. Miał na głowie czapkę z daszkiem skierowanym w tył. Dziewczyna poczłapała prosto do niego i usiadła naprzeciw.
-Część. Ty jesteś Boby?
-Nie nazywaj mnie tak. -warknął chłopak w odpowiedzi.
-Więc jak mogę nazywać? -Rebeca cały czas była radosna.
-Nijak, zjeżdżaj! Czubek na prochach! -chłopak walnął pięścią a stuł.
-Nie zgadłeś. Jestem Rebeca.
Wyciągnęła rękę chłopak tylko prychnął i zaczął gapić się przez okno. Nie odezwał się. Rebeca nie dawała za wygraną, wiedziała że to tylko maska, którą odgradza się od świata. Siedziała więc przy stole, nucąc "Most Londyński wali się" i machając nogami. Oboje milczeli przez długi czas, Boby myślał, że jak będzie ją ignorować to sobie pójdzie, cóż nie znał jeszcze Rebec'i.
-Pójdziesz ty w końcu?
-Tak.
-A kiedy?
-Nie wiem, ale kiedyś na pewno sobie pójdę, chociażby spać czy na dwór.
Chłopak był zły i zniecierpliwiony ale również uparty wiec jak osioł siedział przy stole pukając palcami w blat. Rebec'a też zaczęła pukać, zanim Boby sie obejrzał razem z Rebec'ą wygrywali prostą melodie na blacie stołu, coraz głośniej. Rebeca zaczęła nucić do rytmu, Boby lekko uśmiechnął się ale dalej zgrywa twardziela. Po chwili uderzył dłonią w blat i przestał. Znowu siedzieli tak w ciszy, nagle wstał energicznie.
-Gdzie idziesz?
-Jak najdalej od Ciebie! Białe dziwadło.
Zdenerwowany wyszedł, Rebeca chichotała. Polubiła go, miał ładną aurę. Wstała i poszła za nim, tanecznym lekkim krokiem. Siedział na schodach w holu, Rebeca zjechała po poręczy obok niego, znowu ją ignorował. Dziewczyna zaczęła ślizgać się po holu jak na łyżwach, poruszała się z gracja i delikatnie jak rusałka. Obserwował ja na początku tylko kątem oka, po chwili patrzył na nią z całą uwagą. Znowu wstał i poszedł.
-Do jutra.
Rzuciła radośnie Rebeca i kontynuowała zabawę. Jakiś czas później ubrała białą czapkę, kurtkę, cieplejsze spodnie, szalik i rękawiczki, wszystko w bieli i wyszła na dwór. Hans przyszedł w odwiedziny. Okazało się, że Maria w końcu mogła odejść w spokoju, Oscar jej wybaczył. Biegała po całym ogrodzie, z nieba zaczął sypać się biały puch. Rebeca ucieszyła się jak małe dziecko. Biegała i skakała w koło krzycząc, że pada śnieg. Hans towarzyszył jej aż nie przyszła po nią Carla.
-Santa Maria! Ile można siedzieć na dworze w taki ziąb? Do środka ale już!
Rebeca zaśmiała się i wróciła z nią do budynku.

15.
-Dasz mi w końcu spokój?
-Nie. -odpowiedziała Rebeca z krnąbrnym uśmieszkiem. Siedziała naprzeciw Boby'ego w świetlicy i układała wierzę z warcabów. Boby strącił jej wierzę na podłogę. Pionki pokulały się po całym pomieszczeniu.
-Czego ty ode mnie chcesz, biała wiedźmo?
-Porozmawiać.
-Nie masz kogo innego męczyć?
-Mam ale ja chcę porozmawiać z tobą.
-A żeś się mnie uczepiła... Daj mi spokój.
-Czemu po prostu ze mną nie porozmawiasz?
-Primo, nie mam najmniejszej ochoty, Secundo, nie mamy o czym.
-Tego nie wiesz, nie próbowałeś.
-Bo jesteś upartą małą jędzą.
-No to coś nas łączy! Też jesteś uparty.
Zakrzyknęła z radosnym uśmiechem, wstała i zaczęła zbierać pionki, kilku innych pacjentów jej pomogło. Rebeca nie odpuszczała, spędzała prawie cały czas z Bobi'm, wieczorami rozmawiała z Iblisem. Często przychodził, prawie codziennie i bardzo niechętnie odchodził. Cos zdawało się go bardzo trapić ale nie chciał powiedzieć co to. Rebeca ćwiczyła swoje umiejętności, pomagała Iblisowi jak mogła stłumić głosy i krzyki w jego duszy. Nie wyciszała ich całkowicie ale kakofonia potępieńczych wrzasków, zmieniała sie w szumiące szepty, które czasami były nawet kojące. Im więcej ćwiczyła tym dłużej Iblis mógł odetchnąć z ulgą, jednak oboje wiedzieli, że na stałe nie będzie w stanie ich wyciszyć. Robiła duże postępy w krótkim czasie, Iblis był pod wrażeniem.
-Masz jakiś ulubiony kolor poza białym?
-Wszystkie inne. Nawet czarny ma swoisty urok.
-Tak, razem wyglądacie jak Ying i Yang. -wtrąciła do rozmowy Carla, która właśnie odeszła do nich.
-Carla ma rację! Ubierasz się na czarno i masz białe włosy, ja ubieram się na biało i mam czarne okulary.
Iblis zaśmiał się, przy Rebec'e nie dało się nie uśmiechnąć. Iblis pożegnał sie i poszedł. Był grudzień, zbliżały się święta, w świetlicy pojawiła się duża i kolorowa choinka, była przepiękna. Rebeca siedziała pod kaloryferem, miała podkurczone nogi i błogi uśmiech na rozświetlone przez kolorowe lampki twarzy, patrzyła na choinkę. W rękach trzymała kubek z gorącą czekoladą i cynamonem, ostrożnie sączyła słodki i ciepły płyn. Niespodziewanie obok Rebec'i usiadł Boby.
-Na co tak patrzysz?
-Na choinkę, jest przepiękna. Taka kolorowa, taka żywa.
-A nie jesteś przypadkiem ślepa? -Rebeca zaśmiała się.
-Wszyscy twierdzą że tak, ale ja widzę.
-Jak to?
-Bo widzisz mam pewien dar, dużo ludzi go ma ale muszą się ukrywać. Możesz mi wierzyć albo nie ale ja potrafię widzieć duchy i energię. -chłopak milczał przez chwilę.
-Ty też... Ja bym nie nazwał tego darem...
-Jesteś psionikiem?
-Ja nie, mój brat był.
-Był?
-Umarł przez to. Jacyś ludzie go zabili, mieli garnitury, tez potrafili robić... Różne dziwne rzeczy... Mnie też chcieli zabić, miałem wtedy dziesięć lat, bart miał jakieś dwadzieścia. Bronił mnie, pokonał ich a chwilę później leżał na chodniku, miał drgawki, toczył pianę z ust i leciała mu ogromna ilość krwi z nosa... To moc go zabiła... I zostałem sam...
Rebeca bez słowa przytuliła się do niego, Boby siedział i patrzył na choinkę, faktycznie była śliczna.



16.
Dziś była wigilia, duża część pacjentów, których stan zdrowia na to pozwalał, została wypuszczona na przepustki, do rodziny. To był wyjątkowy dzień, Rebeca od rana wygłupiała się z Boby'm, nauczył ją breakdance, ona nauczyła go cieszyć się z małych, prostych i codziennych rzeczy. Tańczyli w świetlicy, przyglądała im się Carla, uśmiechała się. Podarki nie były obowiązkowe, każdy kto chciał obdarowywał innych, często pacjenci korzystali z pomocy personelu. Rebec'a chciała dać jakiś prezent Boby'emu, Iblisowi no i oczywiście Carl'i. Nie miała zbyt wielu materiałów do dyspozycji, poprosiła jednego z pielęgniarzy o to żeby przyniósł jej kilka materiałów. Mężczyzna uśmiechnął się i poczochrał ją po białych, aksamitnych włosach. Po dłuższej chwili przyniósł jej wszystko czego mogła by potrzebować. Podziękowała i pędem pobiegła do swojej sali. Od pielęgniarza dostała mąkę, sól, wodę, brokat, białą farbę, pędzelek i srebrne strzępki papieru do pakowania oraz biało-srebrna tasiemkę. Mąkę, wodę i sól zmieszała razem, tworząc masę solną i zaczęła robić dużą dziesięcioramienną gwiazdkę, zrobiła niewielki otwór, pomalowała całość białą farbą, kiedy schła zrobiła drugą i też pomalowała. Wróciła do pierwszej i ozdobiła brokatem co drugie ramię gwiazdy i przeciągnęła tasiemkę, robiąc prosty amulet. Zabrała się za lepienie trzeciej gwiazdy.
-Wyrzeźb dla niego z drewna topoli i napełnił swoim psi. To będzie lepszy podarek, zaufaj mi.
Rebeca posłuchała rady swojego strażnika, nie wiedziała tylko skąd ma wziąć drewno z topoli... Zostawiła gwiazdy dla Carl'i i Boby'ego i poszła czegoś poszukać. Natknęła się na Carl'e.
-Czemu akurat drewno topoli? -zdziwiła się kobieta.
-Sama nie wiem... Ale to koniecznie musi być topola.
Carla westchnęła i zaczęła się zastanawiać jak jej pomóc. Doznała nagłego olśnienia, kazała Rebec'e czekać. Po chwili pojawiła się z drewnianą deską i wręczyła jej.
-Jesteś pewna, że to topola?
-Tak jestem pewna, zabrała to z warsztatu woźnego. No zmykaj zanim Cię ktoś z tym zobaczy.
Rebeca podziękowała i pognała do siebie z deską, usiadła na łóżku.
-A jak chcesz to wyrzeźbić? -pyta strażnik.
-Ładnie.- głos w jej głowie wzdycha i pojawia się przed nią. -Teraz się skup, nauczę Cię czegoś co może kiedyś ocalić Ci życie.
Wziął nóż ze stolika. Nauczył ją przeniesienia psi, dzięki czemu mogła stworzyć proste ostrze przy pomocy swojego psi.
-Jest to potężna moc, jedno zadrapanie i możesz oddzielić duszę od ciała. Używam tej mocy do wykonywania wyroków na tych, których czas już nadszedł. Jednakże wierzę, że nie nadużyjesz tej mocy.
-Naprawdę moim psi mogę oddzielać dusze?
-Tak. Nie tylko widzisz i komunikujesz się z duchami, to tylko jeden z aspektów twojego psi. Jesteś w stanie manipulować duszami, zmieniać je, transmutować w różne obiekty, więzić je w przedmiotach, na stałe lub tymczasowo. Dusze to energia, którą możesz formować i manipulować. Możesz zrobić z duszy wszytko, zarówno swojej jak i cudzej, jednakże nie polecam manipulacji własnej.
-Nie wiedziałam... A co sie staje z duszą kiedy ją "zmanipuluję"?
-To zależy. Jeśli zmienisz czyjąś duszę w, powiedzmy ostrze do walki, możesz przywrócić ją do pierwotnej postaci, o ile nie wykorzystasz za dużo energii duszy. W przeciwnym razie dusza rozpada się.
-To okropne!
-Zawsze możesz wykorzystać tylko część duszy. Na przykład tą złą, która i tak bytowała by w Otchłani.
-Tak jak Iblis?
-Powiedzmy, jest to duże uproszczenie ale... Tak, w podobny sposób.
-Dzięki, Reaper.
Postać ukłoniła się lekko i rozwiała się. Rebeca ostrożnie wycinała gwiazdę dla Iblisa. Drewno było jasne, niemal białe. Bardzo się starała, wyryła nawet drobne, staranne wzorki na powierzchni gwiazdy. Zajęło jej to sporo czasu. Zadowolona ze swojego dzieła, schowała wszystkie gwiazdy do kieszeni bluzy i poszła na wieczerzę. Carla właśnie wychodziła, w końcu miała wolne, od dwóch lat nie spędzała wigilii w domu. Kobieta schodziła po schodach do holu, nagle tuz obok niej po poręczy zjechała Rebeca.
-Zaczekaj, mam coś dla Ciebie!
-Oh, skarbie to miło z twojej strony, że tez ja nie pomyślałam...
-Nie szkodzi! Proszę i Wesołych Świąt!
Rebeca wręczyła jej amulet z gwiazdą z masy solnej, Carl'i bardzo się podobał, był prostu, uroczy i miał w sobie dużo ciepła, zupełnie jak Rebeca. Złożyły sobie życzenia i Carla pojechała do domu. dziewczyna radośnie ruszyła do świetlicy, gdzie zrobili sobie wieczerzę. Nie zostało wiele osób ale i tak panowała bardzo miła atmosfera. Z głośników wieży stereofonicznej popłynęły kojące dźwięki świątecznych piosenek i kolęd, po wieczerzy Rebeca wręczyła Boby'emu gwiazdkę, był zaskoczony.
-Dzięki Grim...Ja nie mam nic dla Ciebie...
-W porządku! Wystarczy uścisk.
Mocno uściskała chłopaka, tego mu było trzeba, odrobiny ciepła. Był od niej wyższy i nieco starszy, poczochrał jej głowę jak starszy brat. Rebeca uśmiechnęła się i pognała za dwór w białej kurtce. Było już bardzo ciemno, zimno i padał śnieg. W ogrodzie czekało na nią dość sporo osób. Dusze które nie chciały odejść, żeby jej pomagać, świadomie zrezygnowały z przejścia na drugą stronę, specjalnie dla niej, choć nie trzymała ich na siłę. Złożyła im życzenia, pośpiewali kolędy, po godzinie zniknęli ale pojawił sie ktoś szczególny dla niej.
-Siema młoda, Wesołych Świąt.
-Nawzajem! -radośnie uściskała go, na twarzy Iblisa pojawił się szczery i ciepły uśmiech. -Mam coś dla Ciebie!
Wyciągnęła z kieszeni drewnianą gwiazdę na biało srebrnej tasiemce i założyła mu na szyję. Był dużo wyższy od niej więc przyklęknął. Momentalnie wrzaski ucichły a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Dziękuję Rebec'o, też mam coś dla Ciebie chociaż nie jest tak wspaniały jak twój prezent.
Wstał i wręczył jej średni pakunek owinięty białym papierem w srebrne wzorki. Rebeca radośnie otworzyła paczkę, w środku była para materiałowych rękawiczek bez palcy w biało czarne paski i czekolada z marcepanem. Ucieszyła się jak dziecko, od razu je założyła i zaczęła skakać i pląsać w kółko z radości, przy niej uśmiech sam cisnął się na usta. Nagle stanęła i wbiła wzrok w niebo z błogim uśmiechem, wyciągnęła dłoń w górę.
-Jest taki piękny...
-Śnieg ma swój urok.
-Delikatne, srebrne, lśniące drobiny padające z nieba... Uwielbiam zimę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz