wtorek, 29 listopada 2016

Spisując Szepty XXVI

Podszedł powoli do Lisicy, czuł pieczenie wszystkich mięśni. W głowie kołatała mu myśl o rozleniwieniu jakie przyniosły błogosławieństwa.
-Wszystko w porządku? - zagadnął
-Tak. - odparła cicho
Chciał ją pogłaskać jednak odsunęła się o krok.
-Myobu?
-Nie podoba mi się to. - warknęła obnażając kły
-Przecież to tylko przyjacielska rywalizacja.
-Tak wiem. Westchnęła
Białowłosy podjął kolejną, tym razem udaną, próbę i zmierzwił rude włosy. Podniosła smutne oczy i zlustrowała pisarza. Ten uśmiechał się ciepło.
-Chodź. Odpocznę. A to się za chwile skończy.
-Spokojnie, wezwę cie tylko w razie najwyższej konieczności. - rzekł Sael materializując się obok – Nikt nie będzie miał ci za złe.

Kai poprowadził ją do ich miejsca, usiedli i chwycili za szklanki soku przyniesionego przez Jedwabnice. Widzący odchrząknął czując zimno rozlewające się po gardle.
-Będzie chrypa.
-Uwielbiam twój głos starego menela. - zaśmiała się niebieskowłosa
-Ja też. - odparł i zaśmiał się
Niecałą godzinę później dołoćzyli do nich Kudan I Tengu.
-Wygrałem. - stwierdził skrzydlaty – Ale walkę z Tobą oddałem.
-To z kim walczę. - zdziwił się Kai
-W finale za przeciwnika masz Asuchiego.
Kai aż zachłysnął się słysząc to.
-Czyli... Drugi sługa Abumiego? Świetnie.
Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego. Klarowność niepokoju w ich spojrzeniach i aurach zaskoczyła Widzącego.
-Tak właściwie... Jak wygrałeś?
-Ja? Nie wiem... Skupiłem się, swoją aurę. Gdy trzymał stopę na moim gardle. Nawet nie wiem czemu zaczął krwawić.
-To Tabu, Kai. Coś o czym wiedzieć nie powinieneś. - rzucił Kudan – Nic więcej nie powiemy. O nic więcej nie zapytamy.
-Ja...
-Nic, Kai. - warknął Tengu – Nic.
Próbę podjęcia dyskusji przerwał Sael.
-Czas na ostatnią walkę. Kai, Myoby?
-Tak, idziemy.
Wstał i podał rękę Lisicy prowadząc do kręgu, wzdrygnęła się.
-Lisku.. zaraz znów będę walczyć. Nie znienawidź mnie. - szepnął – Nie chce cie stracić.
Nie odpowiedziała, kiwnęła jedynie głową.
Nie mógł jednak poświęcić jej więcej uwagi, inaczej kosztowałoby go to życie. Wiedział to, mimo iż pojedynki nie były prowadzone do śmierci. Sługi Abumiego były bezwzględne, zawsze.
Po raz drugi wszedł do kręgu. Po raz drugi tego dnia miał walczyć i to z przeciwnikiem, który miał nad nim ogromną przewagę. Przyjrzał się temu Youkai. Poza identycznym ubraniem i maską włosy miał jaśniejsze i był nieco drobniejszy. Stał z opuszczonymi rękami po przeciwnej stronie areny.
Białowłosy przybrał tą samą postawę co poprzednio i zawęził widzenie tylko do Asuchiego. Jego aura płonęła nierównomiernie. Na całym ciele była ledwie widoczna, jedynie głęboko pod mostkiem istniał prawdziwy żar.
Nie było jednak czasu by się nad tym zastanawiać, bo Sael ogłosił początek starcia.
Oboje mierzyli się wzrokiem, jeśli można było tak powiedzieć ze względu na zakrytą twarz ducha.
Widział jak drobina światła wędruje z klatki piersiowej Youkai do rąk. I czas zwolnił gdy ramiona zmieniły się w długie macki i wystrzeliły w jego stronę. Przez chwilę w wyobraźni widział swój zdziwiony i przerażony wyraz twarzy. Szybko jednak wykonał wykop nogą odchylając się w tył by paść na plecy. Ciężki but odbił się od masy przeciwnika nadając mu dodatkowy pęd, który po kontakcie z ziemią aż wyrwał mu powietrze z płuc. Nie było jednak czasu by go odzyskać. Musiał błyskawicznie przetoczyć się w bok, bo obie macki spadły całym ciężarem w miejsce gdzie przed chwilą leżał. Podskoczył nabierając powietrza i spojrzał na przeciwnika. Macki wróciły do formy rąk, a on sam odwrócił się w stronę Kaia. Jego ciało i aura zafalowały, szata rozdarła się a zza pleców wyłoniła się dodatkowa para rąk. Sam Asuchi urósł kilka centymetrów. Odsłoniętą skórę pokryły rogowate wypustki, choć mógł podejrzewać że stało się tak z całą powierzchnią ciała.
-Zmiennokształtny? - pomyślał – To będzie ciężka walka!
Białowłosy ugiął kolana gotów reagować. I całe szczęście, ze to zrobił. Youkai jednym skokiem pokonał dzielący ich dystans i zaatakował podwójnym lewym sierpowym, którego Kai uniknął przetaczając się na prawą stronę ducha. Nim wstał kopnął go w zgięcie kolana, miast jednak osiągnąć jakikolwiek efekt na przeciwniku poczuł przeszywający ból. Przed oczami zatańczyły mu cienie. Instynktownie odtoczył się dalej, jednak przeciwnik zamierzał się z nim bawić i nie doskoczył doń od razu. Pisarz spojrzał na swoją nogę i zrobiło mu się słabo. W bucie jak i w nodze była cienka rana na wylot, aż pod nim utworzyła się drobna kałuża krwi. Gdzieś na granicy świadomości dosłyszał krzyk Lisicy. I to uratowało mu życie, bo ramie zakończone śmignęło mu obok ucha rozcinając obojczyk. Kai ryknął jak ranione zwierze i ucisnął ranę. Działając na ślepo, bardziej instynktownie pokierował tam swą aurę. Poczuł jak słabnie, zupełnie jak po długim biegu. Lecz krwawienie zmniejszyło się. To samo zrobił z nogą.
Następnie pokierował część mocy do nóg i pięści.
-Jeśli tak działacie... - pomyślał – To czy znów nie jestem bliżej was?
Poczekał aż Asuchi zechce znów zaatakować, a gdy ten spiął mięśnie Kai wyskoczył i uderzył z całą mocą w mostek. Zaskoczony Youkai aż cofnął się. W jego szacie widniała dziura, choć rogowa skóra pozostała nienaruszona. Kolejny cios zmusił ducha do uskoczenia. Jednak przewaga zostawała po jego stronie, bo ramiona znów zmieniły się w ostro zakończone macki i zupełnie nieprzewidywalnym tańcem zaatakowały. Na ciele człowieka pojawiły się kolejne rany, a ubranie przesiąknęło krwią.
-Dość! - warknął gardłowo białowłosy
Przelewając aurę do ramion chwycił jedną z macek i jej ostrzem odciął ją, a ta zmieniła się w szlam.
Adrenalina i ból przyćmiły świadomość. Jednym skokiem znalazł się przy Asuchim i jak wściekły pies począł drapać ciało zmiennokształtnego jakby próbując dopaść głęboko ukryty żar. Wszyscy zgromadzeni wstrzymali oddech zaskoczeni brutalnością sceny. Były to jednak tylko pozory, bo bezkształtne ciało ducha zwyczajnie unikało palców Widzącego zmieniając swój kształt. Aż w końcu zupełnie szlamowata istota salwowała się ucieczką w panice. I to dzięki tej panice znów odniósł zwycięstwo. Bo Asuchi pojawił się poza kręgiem. Zapadła głucha cisza, przerywana ciężkim oddechem człowieka.
-Zwycięża Kai! - głos Saela przerwał ciszę

To ostatnie co dotarło do niego. Później była już tylko ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz