czwartek, 15 sierpnia 2013

Cali my -prolog-

Opowiadanie stworzone za zgodą.

Arek siedział skulony w koncie łkając. Miał ledwie parę lat i nie wiedział co się dzieje. Spojrzał zapuchniętymi od płaczu oczami na swojego ojca. Wysoki chudy mężczyzna bił właśnie swoją żonę. Robił to często i bez powodu. Nie pił, nawet nie palił. Zwyczajnie lubił się znęcać. Gdy na chwilę przestał by dać swojej ofierze złapać oddech zwrócił uwagę na dziecko. Biła od niego żądza mordu. Nie wiedzieć czemu Arek, który niemal całkowicie przypominał ojca, był przyczyną tego wszystkiego.
-Spójrz na niego! Spójrz ty polska kurwo! - krzyknął podnosząc kobietę za ubrania
Ta jednak odwróciła wzrok w przeciwną stronę, jakby kazano patrzeć jej na coś okropnego. Podtrzymujące ją ręce rozwarły się, a ona upadła. Chwilę później uderzenie pozbawiło chłopca przytomności.

* * *

Lata później Arek nie słuchając wykładów gładził bliznę tuż za lewym uchem. Teraz była jasna, a jego karnacja sprawiała, że była niemal niewidoczna. Wiedział, że powinien słuchać, ale łatwiej było zebrać notatki niż uciec od przeszłości. Nie czuł nic w stosunku do rodziców. Żadnej złości czy żalu. Jedynie względem matki postawił sobie za obowiązek by dbać o nią. Takie było święte prawo. A przynajmniej tak sobie wmawiał.
Zagarnął długie kasztanowe włosy tak by zakryły zgrubienie na skórze. Był z nich dumny i dbał o nie.
-To moja siła. Tak silne jak są one tak silny jestem ja. - powiedział sam do siebie.
Potrząsnął głową próbując odgonić myśli. Przecież nie poszedł na studia z własnego kaprysu! Skupił się na wykładowcy. Przynajmniej starał się skupić. Czuł narastającą wściekłość, kompletnie nieukierunkowaną i bezpodstawną.
-Wolfi -szepnął do chłopaka obok- Weź mi notatki.
Nie czekając na odpowiedź zabrał pusty notatnik i ostentacyjnie wyszedł z sali.
-Walić to! -warczał pod nosem- Walić wszystko.
W takich chwilach czuł lekkie poirytowanie na samego siebie, gdyby jednak nie był technofobem mógłby zadzwonić. Jednak brak telefonu potrafił przeszkadzać nawet jemu.

* * *

Młody blondyn odciągnął palcem wargę. Kolejny wybity ząb. Czy to było słuszne? Zastanawiał się. Na pewno było lepsze niż to jak Jaras traktował jego matkę i jak ona traktowała jego. W końcu parę siniaków czy wybity trzonowiec w obronie kogoś był lepszy niż bierne zbieranie ciosów.
Oczami wyobraźni ujrzał w lustrze niską dziewczynę kiwającą z dezaprobatą.
-Staram się być kimś dobrym... -rzucił w nicość
Pamięć spłatała mu okrutny żart. Wspomnienia uderzyły.

Pierwsze uderzenie, w twarz, posłało go na ziemie. Miał wtedy jedenaście lat. Zasłonił twarz jęcząc głucho. Czy to przez nowego faceta kobiety, która go urodziła? Czy ona zwyczajnie się wyżywała? 
Nie miał czasu o tym myśleć. Pierwsze kopnięcie w brzuch pozbawiło go tchu. Następne doprowadziły na skraj przytomności. Dlaczego? Czy upuszczenie talerza to tak wielka zbrodnia? Nie zastanawiał się, wolał uciec myślami do końca wakacji, gdy to ujrzy swoją jedyną przyjaciółkę.
Poczuł palce zaciskające się na jego nadgarstkach. Gdy tylko przeciągnęła go przez próg stracił przytomność.

Tak, to zdecydowanie było lepsze.
-Miałem żyć, więc żyje! -krzyknął i upadł na kolana
Ledwo trzymał się na nogach, a za dwie godziny musiał iść na służbę. Wszedł pod prysznic i odkręcił zimną wodę. Może nie zmniejszała bólu, ale za to opuchlizna znikała. Spojrzał przez ramię w taflę szkła. Ostatnie blizny z pleców zmieniły się już w ledwo widoczne znamiona. Na tym polegała "magia" jego ciała - żadnych śladów, żadnych blizn. Przyjrzał się lewej ręce, tu także nie było widać żadnych śladów. Zakasłał czując ogień w płucach. 
-Cztery lata, tak? -zakpił

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz