17.
Zbliżał się nowy rok, dzisiaj był koniec
grudnia. Rebeca i Boby zżyli sie przez te święta, był od niej
wyższy i nieco starszy więc traktował ją jak młodszą siostrę.
Carla polubiła Iblisa i zaczęła darzyć go zaufaniem, widziała
jak szczęśliwa jest Rebeca kiedy on przychodzi. Było późne
popołudnie i ściemniało się, Rebeca i Boby biegali po korytarzu i
ślizgali się w grubych skarpetach. Ogólnie panowała spokojna
atmosfera, Carla przyglądała się jak Rebeca i Boby wygłupiali się
i śmiali razem. Do Boby'ego przyszli rodzice, do Rebec'i zaś Iblis.
Siedzieli w świetlicy i grali w karty.
-Słuchaj młoda, nie chciałabyś czasem się
przejść czy coś?
-Wiesz chcieć bym chciała, gorzej z
możliwościami. Wiesz przecież, że nie mogę zbytnio wychodzić w
dzień.
-Wiem ale jest ktoś, a właściwie dwie takie
osoby... No dobra trzy które chciałem Ci przedstawić. Też są
psionikami.
-Jeśli Dr. Bell się zgodzi to bardzo chętnie!
i tyle w temacie spokojnej gry w karty, Rebeca
podnieciła sie jak dziecko i zaczęła pląsać i biegać po całej
świetlicy. Iblis westchnął i pokręcił z uśmiechem głową.
Kiedy już się wybiegała wróciła na miejsce i grali dalej, aż do
wieczora.
-Nie zostaniesz? -uwiesiła mu się na
ramieniu.
-Wybacz nie mogę... Są pewne sprawy, którymi
musze się zająć.
-Szkoda... No ale trudno. Kiedy znowu
przyjdziesz?
-Nie wiem. Trochę się tego nazbierało. Jak
tylko będę mógł to przyjdę, obiecuję.
Poczochrał jej śnieżne włosy i poszedł.
Wyszedł zamyślony, miał dużo na głowie. Zaczął zaniedbywać
sprawy ważne, zdecydowanie ważniejsze niż jedna psioniczka, ale z
jakiegoś powodu dla niego nie były. Miał na głowie zbawienie
całego świata a niemalże cały swój czas spędzał z nią.
-I co ty na to? Słyszysz ty mnie w ogóle?
-Co? -odpowiedział niezbyt przytomnie. Jego
rozmówca westchnął.
-Pytałem co sądzisz o tym planie?
-Wybacz nie skupiłem się...
-Tyle to zdążyłem już zauważyć. Co się z
tobą dzieje Wilku?
-Chodzi o tę małą. Chce ją zabrać jak
najszybciej ale za dużo ją wiąże z tamtym miejscem. Poza tym Nova
za bardzo się interesuje tematem.
-Jakoś mnie to nie dziwi. Sam ich tam
zaprowadziłeś...
Białowłosy posłał mu gniewne spojrzenie,
mężczyzna zorientował się, że nie zabrzmiało to tak jak
powinno. Odchrząknął.
-Chodziło mi o to, że gdybyś tak często się
tam nie kręcił...
-Wiem. Wiem... Ale co innego mam zrobić? Oni
nie mogą jej przekabacić na swoją stronę. Ona jest niewinna,
nigdy nie zrobiła nic złego, żadnej myśli o zemście czy
nienawiści... Jest jak anioł.
-A wiesz już dlaczego tak się nią
interesują?
-Oprócz tego, żeby mi zrobić na złość?
Chodzi o jej psi. Jest wstanie manipulować energią dusz, zarówno
tą dobrą jak i złą... Myślę, że chodzi im właśnie o to.
-Mała anielica może wypalić twój ogień...
Wiesz radził bym jak najszybciej ją stamtąd zabrać, pachołki nie
odważą się nawet zbliżyć do szpitala, Cienie jakoś odpędzimy
ale Iblis... On zapewne jest już w drodze.
Zapadła cisza, oboje wiedzieli co to
oznaczało. Mieli by okazję go zabić a przynajmniej osłabić ale
zbyt dużo mieli do stracenia, Iblis miał w każdym razie.
-Draco wiesz, że jeśli coś pójdzie nie
tak... Poza tym nie jest głupi, owszem chce mojej śmierci ale nie
zaryzykuje własnej, poza tym jest skończonym dupkiem. Nie sądzę
żeby fatygował się osobiście. Co najwyżej wyśle naprawdę
kłopotliwego przydupasa.
-Tak czy inaczej ludzie z tego ośrodka są
zagrożeni. Więc co chcesz zrobić, mój plan jest zbyt ryzykowny.
Jak dla mnie jedynym rozwiązaniem jest ją poi prostu zabrać.
-Będziesz mógł sam jej powiedzieć, może
kiedy ją poznasz to zrozumiesz. -Iblis uśmiechnął się pod nosem.
18.
Był zimny styczniowy dzień, dość dawno po
nowym roku, pogoda się w końcu załamała i było pochmurnie. Dr.
Bell zachorował wiec przysłali lekarza na zastępstwo, na szczęście
dla Rebec'i nie uważał jej za aż tak chorą i pozwolił jej wyjść
poza teren szpitala. Razem z Carl'ą poszły na spacer, teraz kiedy
Carla już wierzyła, że Rebeca widzi i jest bardziej samodzielna
niż zakładała, pozwoliła jej iść przodem. W zasadzie to Rebeca
sama wybiegła na przód, w swojej białej kurtce, spodniach, czapce
szaliku, nawet buty miała biała. Jedyne czym sie wyróżniała to
biało-czarne rękawiczki od Iblisa i czarne okulary przeciw
słoneczne. Rebeca rzadko wychodziła, bardzo podobało jej się na
zewnątrz szpitala. Dziewczyna radośnie poskakiwała i pląsała po
parku, weszła na srebrzystą taflę jeziora i ślizgała się z duża
gracją. Zeszła z lody i spacerowała radośnie po parku, kiedy tak
rozglądała się zachwycona zimowymi widokami wpadła na kogoś i
upadła.
-Ojej! Przepraszam najmocniej.
-Nie szkodzi. -olbrzym w irokezie zaśmiał się
pomógł jej wstać. Rebeca widziała jak jego ciało wypełniały
nieustannie przelewające się dwie substancje, jedna złocisto
czerwona, druga srebrzysto błękitna.
-Pan też!
-Co ja też?
-No pan też ma moc! Też jest psionikiem.
Rebeca była zachwycona, jego moc wyglądała
pięknie, dopiero po chwili zobaczyła resztę jego duszy i
zrozumiała jak duży błąd popełniła...
-Psionikiem powiadasz mała... A wiesz, mam
takiego jednego znajomego. Też jest psionikiem jak my i z pewnością
chętnie by Cię poznał...
-Ja... Nie powinnam rozmawiać z obcymi...
Muszę już iść. Dowidzenia.
Rzuciła zdenerwowana i zaczęła się powoli
cofać. Coś jednak mocno chwyciło ja za nogę do połowy uda, coś
zimnego przytrzymywało ją w miejscu. Wystraszyła się nie na
żarty.
-Tak szybko chcesz iść i to po tym ile nam
zajęło szukanie Cię? Dopiero się spotkaliśmy... Gdzie się tak
spieszysz?
-Ja... To pomyłka, proszę mnie puścić.
Zaczęła się wyrywać i krzyczeć, jednak
absolutnie nikt nie zwracał na nią uwagi, pomimo tego iż cały
park był pełen ludzi. Teraz była przerażona, nie wiedziała co
się dzieje. Mężczyzna zaśmiał się głośno i dość upiornie.
-K-Kim jesteś... Czego chcesz?
Po raz pierwszy od dawna bała się, była
bezbronna i nie wiedziała co robić. Facet znowu się zaśmiał i
zaczął gdzieś dzwonić, Rebeca wciąż się szarpała, bez
skutecznie. Nagle niewiadomo skąd obok niej pojawił się Hans z
dwójką kolegów. Rebeca szeroko uśmiechnęła się. Nie wie jak
ale rozbili lód, który ją trzymał i kazali jej uciekać.
Wielkolud zorientował sie co jest grane i zaczął ją gonić.
Rebeca biegła naprawdę bardzo szybko, po chwili udało jej się go
zgubić, jednakże sama była zagubiona, nie znała tej części
miasta. Nagle przestała widzieć cokolwiek, tak samo jak kiedy byłą
dzieckiem pogrążyła się w nie przeniknionej ciemności, była
teraz naprawdę ślepa. Zaczęła wołać o pomoc, jednak w dalszym
ciągu nikt nie zwracał na nią uwagi. Wołała Carl'ę i Iblisa
jednak nikt jej nie odpowiedział. Zaczęła błądzić po omacku,
nie widziała nawet duchów. Starała sie skupić jak mogła ale nie
widziała i nie czuła absolutnie nic. Nagle poczuła jak twarz ją
piecze żywym ogniem, zza chmur wyszło słońce. Naciągnęła
szalik na twarz i schowała dłonie w rękawach, szukała
jakiegokolwiek schronienia. Ktoś nagle mocno szarpnął ją i gdzieś
prowadził, zaczęła krzyczeć i się wyrywać.
-Spokojnie, chcę Ci pomóc.
Poczuła, że wchodzą do cienia, ból ustał
szybko, jednak kiedy dotknęła twarzy skrzywiła się.
-Wampir nie powinien chodzić w dzień po
dworze.
-Nie jestem wampirem. Kim pan jest?
-Nie jestem wampirzycą? To dziwne... Nazywam
się Teliesin i jestem twoim przyjacielem, jestem przyjacielem dla
wszystkich psioników, którzy potrzebują pomocy.
-A... A mógł byś pomóc mnie?
-Jasne moja droga, co sie stało?
-Ja... Ja nie wiem. Nagle przestałam cokolwiek
widzieć, nie czuję żadnej aury... Ja chcę do domu.
Głos jej nieco zadrżał, była przerażona i
piekła ją twarz. Teliesin schylił się i mocno ją przytulił,
nagle poczuła się odprężona i spokojna. Zaczął ją uspokajać i
głaskać po głowie.
-Już spokojnie, zabiorę Cię do domu. Do
prawdziwego domu.- miał bardzo spokojny i kojący głos, Rebeca
poczuła, że mogła mu zaufać.
-Jak to prawdziwego domu? A ten gdzie mieszkam
nie jest prawdziwy?
-Biedne dziecko, zrobili Ci pranie mózgu.-
pogładził ją po ojcowsku po głowie. -Oczywiście, że tamto
miejsce nie jest twoim prawdziwym domem. Nie pasowałaś tam, jesteś
zbyt wyjątkowa. Ale ja znam miejsce gdzie będziesz pasować
idealnie, co więcej jest tam dużo różnych osób które czekają,
właśnie na ciebie.
-N-Naprawdę?
-Oczywiście! Jesteś bardzo wyjątkową
psioniczką i chciałem Cię prosić o pomoc. Bardzo potrzebuję
twojej mocy żeby uczynić świat lepszym miejscem bez zła i
przemocy. Świat bez nienawiści, ale żeby tego dokonać bardzo
potrzebuję twojej pomocy. Co ty na to? Zechcesz się do mnie
przyłączyć i pomóc mi oczyścić świat ze zła?
Rebeca nie wiedziała co odpowiedzieć.
Oczywiście ufała nowemu znajomemu i bardzo podobała jej się wizja
świata bez zła i nienawiści. Jednak coś w niej się buntowało
sama nie wiedziała co to było ale coś jej w nim nie pasowało.
-No więc, zechcesz się do mnie przyłączyć
i pomóc mi stworzyć nowy, lepszy świat?
-No tak ale...
-Ale?
-Ale moja moc zniknęła... Bez niej nic nie
widzę...
-Twoja moc nie zniknęła, została tylko
przytłumiona. Ale jestem w stanie zaradzić coś i na to.
Poczuła jak ktoś inny dotyka jej ramienia,
odruchowo sie szarpnęła.
-Spokojnie to jest mój przyjaciel, jest magiem
i może Ci pomóc, ale musisz mi powiedzieć czy chcesz się do mnie
przyłączyć i pomóc mi zmienić świat? Jeśli się zgodzi,
odblokuję twoją moc. Czy więc pomożesz mi? Czy przysięgasz
zmienić ten świat na lepszy?
Rebeca znowu poczuła dotyk na ramieniu.
-No ja...
19.
"Nie odpowiadaj mu!" głos Reaper'a
rozległ się echem w jej świadomości. "Czemu?" powoli
Rebeca zaczynała widzieć. Najpierw zauważyła kontury Teliesin'a
potem tego co było za nim, po chwili widziała jak zawsze, a to co
ujrzała przeraziło ją. Ten który wzbudził w niej zaufanie, był
potworem. Jego dusza była czarniejsza niż mrok, który jeszcze
chwilę temu ją spowijał. W jego wnętrzu szalała czarna bestia,
jakby zrobiona z cienia i z para czerwonych, złowieszczych oczu.
Wystraszona wyrwała się i zaczęła cofać.
-Nie! Jesteś potworem! Nie chcę mieć z tobą
nic wspólnego!
Cofała się aż nie napotkała oporu ściany.
Teliesin powoli się wyprostował i zwrócił w jej stronę, po jego
lewej stał jakiś mężczyzna, w jego duszy rozchodziły się
zmarszczki, identyczne jak na tafli wody podczas deszczu, po jego
prawicy zaś duży mężczyzna, w którym przelewały się czerwień
i błękit. Bała się, była w sporych tarapatach, nie wiedziała co
robić, wiedziała że krzyki nic nie dadzą, ludzie wciąż ich
ignorowali.
-To nie ja jestem potworem tylko ludzie, moja
droga. -mówił spokojnie, zupełnie jak chwilę temu. Powoli szedł
w jej stronę. -To ludzie są potworami i to ich powinnaś się
obawiać, nie mnie.
-Nie zbliżaj się do mnie...
-Nie jestem twoim wrogiem. Chcę stworzyć
świat piękny, wspaniały, bezpieczny. Bez nienawiści, której
źródłem są właśnie ludzie...
-Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. Ja, twoi
towarzysze, ty! Ludzie nie są źli...
-Biedne dziecko, przecież powinnaś wiedzieć
co ludzie o nas sądzą. Nikt nigdy Cię nie skrzywdził? Nikt nigdy
tobą nie wzgardził, tylko dlatego, że jesteś od nich po prostu
lepsza?
Stał tuż przy niej. Do Rebec'i wróciły
wspomnienia z dzieciństwa, wspomnienie jej ojca i matki. Zrobiło
jej się przykro, ale wtedy przypomniała sobie dziadka, Carl'ę i
Boby'ego. Oni byli zwykłymi ludźmi i wiedzieli kim jest, a mimo to
nie odtrącili jej.
-Mylisz się. Nie wszyscy ludzie są źli.
Owszem ludzie są różni, są tacy którzy się boją tego czego nie
rozumieją, boją się bo jesteśmy inni i ja im sie nie dziwie! Sama
się teraz boję Ciebie i twoich towarzyszy... Są tacy, którzy nas
nienawidzą, bo są zazdrośni o to że my jesteśmy inni, jesteśmy
wyjątkowi... Ale są też ludzie, którym nie przeszkadza to że
jesteśmy inni, którzy nie patrzą na to kim jesteś ale na to jaki
jesteś. Czy jesteś dobry czy nie. Sama znam takich ludzi.
-Piękna mowa, jesteś doprawdy wyjątkowa,
dlatego pójdziesz z nami. Po dobroci albo po złości, jak wolisz?
Delikatnie pogłaskał ja po głowie, w
oczekiwaniu na odpowiedz, Rebeca odwróciła głowę na bok i
przylgnęła do ściany, milczała. Mężczyzna westchnął, odwrócił
się i skinął na faceta w irokezie. On też skinął i zaczął się
do niej zbliżać.
-Szkoda mała, polubiłem Cię nawet. Nie wiesz
co tracisz, Teliesin'owi naprawdę na sercu leży dobro psioników i
dba o dobrych podwładnych. Miała byś okazję stać się naprawdę
kimś. No ale nie wszystko stracone, Śnieżko.
Zaczął ją szarpać i prowadzić do
samochodu, który właśnie podjechał, wysiadło dwóch kolejnych
typków. Rebeca szarpała się jak mogła, wykręcił jej prawą
rękę, strasznie bolało.
-Zostaw mnie... Proszę...
-Niestety nie mogę, gdybyś sama poszła nie
bolało by, a tak wybacz twój wybór...
-Powiedziałam... Zostaw!
Krzyknęła głośno i zamachnęła się wolną
ręką, nagle powstał wybuch niebieskozielonego płonienia, który
odepchnął napastnika. Nie spodziewali się oporu z jej strony,
Rebeca upadła. Po chwili mężczyzna jak góra wstał i chciał do
niej podejść, miedzy nimi powstała ściana z identycznego,
przejrzystego płomienia. Kiedy Rebeca podniosła wzrok zobaczyła
Hansa i grupkę żołnierzy, stojących miedzy nimi. Jej znajomy
żołnierz zasalutował i posłał jej uśmiech.
-Uciekaj.
Nie trzeba było jej powtarzać dwa razy,
skorzystała z ich dekoncentracji i pobiegła. Jeden z nich złapał
ją za szalik, ale Rebeca szybko go zdjęła i uciekała tak szybko
jak mogła. Na szczęście słońca już nie było. Zaczęła
krzyczeć i wołać Iblisa, ludzie gapili się na nią jak na
wariatkę, przynajmniej zaczęli ją dostrzegać. Starała sie wrócić
do parku, do Carli. Z zakrętu wyjechało ich auto, Rebeca zaczęła
uciekać do kolejnego zaułka. Przed nią była niska ściana,
rozpędziła się i wskoczyła na śmietnik z którego się wybiła i
przeskoczyła mur, biegła dalej. Kondycji i zwinności nie można
jej było odmówić. Po chwili wpadła na patrol policji, prosiła
ich o pomoc, żeby ją odwieźli do szpitala. Jednakże w tym
momencie jak z pod ziemi za nią pojawił się Teliesin i po chwili
dwójka policjantów leżała martwa na ziemi. Rebeca zaczęła
krzyczeć i uklękła przy ciałach, widziała jak ulatują z nich
dwa ogniki i po chwili gdzieś odlatują.
-Jak mogłeś? Przecież oni nic Ci nie
zrobili!
-Po pierwsze, nie obchodzi mnie to, byli
ludźmi. Po drugie to nie ja ich zabiłem tylko ty.
-Ja im nic nie zrobiłam. -Zaczęła się
powoli cofać ale za nią stał już mężczyzna z irokezem.
-Wręcz przeciwnie, to przez Ciebie zginęli.
Gdyby nie ty wciąż by żyli. Przynajmniej do czasu... Gdybyś ich
nie zaczepiła nie zginęli by...
-Nie to ty! To ty ich zabiłeś...
-Przez Ciebie zginęli, gdybyś od razu poszła
ze mną nie było by problemu, a teraz grzecznie Cię proszę wsiądź
do auta sama, albo Ersein znowu Ci w tym pomoże.
Nie chciała z nim jechać starała się coś
wymyślić, jakąś drogę ucieczki. W tym momencie zza rogu wyszła
kobieta z dzieckiem, stała blisko nich, zbyt blisko. Teliesin
chwycił kobietę i siedmioletnie dziecko telekinezą i przyciągnął
do siebie.
-No dobrze zrobimy tak, albo zaraz wsiądziesz
do auta albo będę powoli miażdżył tego dzieciaka a potem matkę.
-Nie proszę Cię... Już wsiadam tylko błagam
zostaw ich...
Uśmiech zagościł na jego twarzy, postawił
ich na ziemi, kobieta i dziecko zaczęli uciekać. Rebeca posłusznie
weszła do auta, nagle rozległ się przeraźliwy krzyk i płacz
dziecka. Rebeca wyjrzała przez okno i zobaczyła kobietę leżącą
w palmie krwi i małego chłopca płaczącego przy ciele matki z
którego sterczała lodowa włócznia.
-Ty draniu! Miałeś ich zostawić!
-I zostawiłem, nie zabiłem ich.
Rebeca przygryzła wargi, z oczu pociekły jej
łzy, dryblas wsiadł obok niej i ruszyli. Rebeca widziała jak duch
kobiety rozpacza nad swoim ciałem i stara sie objąć swojego synka
i go jakoś uspokoić, mały jednak nie widzi mamy a mama nie jest w
stanie go dotknąć. Po chwili Rebeca znowu nic nie widziała, znowu
zablokował jej psi, nie miała pojęcia gdzie jadą, nie miała jak
wezwać pomocy.
20.
Jechali dłuższą chwilę, Rebeca nie miała
pojęcia gdzie jest, siedziała skulona na tylnej kanapie dużego
wozu, Obok niej siedział Ersein, nie wiedziała kto prowadzi.
Olbrzym ostrożnie zdjął jej czapkę i zaczął robić warkocz,
nawet nie drgnęła, cały czas starała się coś wymyślić, jak
uciec.
-Nie martw się Snieżko, jakoś to będzie. Ty
będziesz posłuszna a Teliesin da Ci wszystko czego tylko
zapragniesz.
Miał spokojny i troskliwy starszego brata
głos. Skończył i zawiązał jej jakaś wstążkę.
-Ja chcę do domu...
-Jedziemy przecież do domu...
Rebecia nie wiedziała co sie stało, zupełnie
nagle cały świat jej zawirował, była bardzo poobijana i nie mogła
się ruszyć. Czuła jak z czoła leci jej krew, nagle ktoś ja mocno
szarpnął. Byli gdzieś na ruchliwej ulicy, słyszała
przejeżdżające auta i syreny służb mundurowych, chyba ambulans.
Była oszołomiona i wciąż nie widziała, zaczęła się wyrywać,
połamane okulary spadły na ziemię. Ten kto ją wyciągnął mocno
przytulił ją do siebie. Powoli zaczynała widzieć a ból
ustępował.
-Jak się masz młoda? Wybacz, że nie
przyszedłem wcześniej...
-Nawet nie wiesz jak sie cieszę...- głos jej
drżał a z oczu pociekły łzy, była noc. Powoli otworzyła oczy.
Iblis był zaskoczony, cały czas sądził że są niebieskie.
-A jednak nie wszystko masz białe.
-On Ci ludzie... Oni...
-Cii wiem co to za ludzie. Przepraszam że
musiałaś przez to przejść, to moja wina.
Powoli wstał, Rebeca wciąż była nieco
oszołomiona, Iblis przekazał ją jakimś dziewczyną, obok niego
stał wielki facet też z irokezem ale w nim wirował czerwony płyn,
złoty pył i coś jakby przejrzysta plazma. Białowłosy kazał im
uciekać, jednak w tym momencie ze zgliszczy auta wygrzebał się
Teliesin i Ersein. Pozostała trójka nie przeżyła, Rebeca widziała
jak trzy ciemne ogniki wzbijają się w powietrze, ich ciała
natomiast zaczęły się zmieniać. Zrobiły się czarne i zaczęły
rosnąć, po chwili uformowały się z nich trzy pokraczne stwory,
które razem z Ersein'em ruszyły w pościg za Rebec'ą i jej
eskortą. Iblis został i walczył z Teliesin'em. Dziewczyny bardzo
szybko biegły i ciągnęły za sobą Rebec'ę, jedna z nich była
wypełniona wodą, druga ogniem. Czarnych potworów pozbyli się
szybko ale dryblas z irokezem już ich doganiał. Odbiegli daleko od
mostu. Przed nimi jak z pod ziemi wyrosło pięć czarnych szkarad,
byli otoczeni.
-Oddajcie nam po prostu dziewczynę, a może
jakoś to załatwimy.
-Ty se chyba kpisz koleś. -warknął
mężczyzna. Dziewczyny stanęły miedzy Rebec'ą a stworami, za
plecami miała dużego faceta. Zaczęła się walka, facet z irokezem
i ognista dziewczyna walczyli ze sobą, wodna broniła Rebec'i.
Stwory atakowały z dużą zaciętością, jednak nie raniły
Rebec'i, co skrzętnie wykorzystała i starała się ochraniać wodną
psioniczkę. Potworów przybywało i zrobił się niezły kocioł.
Rebeca pośliznęła się na mokrej trawie a jeden z potwór zaczął
ją ciągnąć po zboczu, w stronę rzeki, gdzie stała dwójka
psioników. Jej obrończyni próbowała się przebić ale stwory
skutecznie jej to uniemożliwiły. Dostrzegła obok siebie Hansa,
Marię, Eli i jej kuzynów. Skoncentrowała się, przy potworach
zaczęły wybuchać świetlne kule, jednak była już za blisko i
dwójka psioników próbowała ją obezwładnić. Może i Rebeca
miała żelazną kondycję i była diabelnie zwinna jednak nie
potrafiła walczyć. Przy jej gardle pojawiło się zimne metalowe
ostrze, a jej ciało było krępowane przez cieniste liny. Zaczęli
ją gdzieś ciągnąć, wzięła wdech żeby krzyknąć jednak ostrze
przecięło jej policzek.
-Milcz, ani słowa.
Wychrypiał jeden z nich. Nie wiedziała jak
ale dziewczyny i chłopak w irokezie dobiegli do niej. Między
Rebec'ą a jej ochroniarzami pojawił się duży stwór z metalowych
ostrzy i cienia. Dziewczyny były słabe po tamtych walkach, podobnie
jak mężczyzna.
-Proszę was, pomóżcie im. -wyszeptała
Rebeca, do swoich przyjaciół. Skinęli głowami i przelali tyle
energii ile mogli, po czym odeszli. Zanim zniknęli uśmiechnęli się
ciepło do niej i jej pomachali. W obrońców Rebec'i wstąpiły
nowie siły, jednak jej porywacze nie grali czysto, byli silniejsi od
nich i do tego zasłonili się kolejną falą czarnych bestii. Jednak
przez stworzenie metolowej istoty nie mogli jej ciągnąc dalej.
Walka trwała dość długo, jej obrońcy opadali z sił szybciej niż
oprawcy. Nagle wszystko utonęło w czarnym płomieniu, a potwory
zniknęły. Stalowo cienisty gigant wydał z siebie głośny dźwięk
giętego metalu, po czym eksplodował a okolicę zasypał deszcz
metalowych, ostrych odłamków. Rebeca siedziała najbliżej,
krzyknęła kiedy jej ciało zostało przebite przez dziesiątki
ostrzy, przewróciła się, krępujące ją liny zniknęły. Bardzo
obficie krwawiła, czuła że słabnie, miała płytki nieregularny
oddech. Iblis od razu klęknął obok niej i wziął ją w ramiona.
-Nie! Kurwa mać nie!
Przelał na nią tyle przyrostu ile był w
stanie, jednak rany nie zasklepiały się, krew wciąż płynęła
obficie z ran. Po jego policzkach ciekły łzy.
-Nie! Nie! Nie! Rebeca! Nie...
-Cii... Już... Dobrze... Nie... Płacz...
-mówiła z dużą trudnością, słabła, życie z niej uchodziło.
Widziała jak dookoła niej zebrały się wszystkie duchy, którym
kiedykolwiek pomogła. Iblis płakał, tak samo jak reszta ekipy.
-Niebieska! Zamroź ją! Zrób cos!
-Ja... Ja nie potrafię Wilku...
-Guma! Zasklep jej rany!
-Za późno... Nie możemy jej pomóc...
-Draco... Błagam Cię...
Mężczyzna podszedł do niej i dotknął jej
ciała, jednak nic się nie stało. Nie rozumieli dlaczego, nie byli
w stanie jej pomóc...
-I-Iblis... Nie płacz... Ja... Nie zostawię
Cię... Są sprawy, którymi... Muszę się zająć... Ale wrócę...
Tak jak ty zawsze... Wracałeś...
Na jej śnieżno białej twarzy, pokrytej jej
własną posoką zastygł jej ciepły uśmiech, który zawsze
przynosił mu taką ulgę. Chłopak zawył żałośnie i przytulił
do siebie jej ciało.
-Dobrze... Będę więc czekał...